sobota, 7 grudnia 2019

Prawybory w PO

Wysłuchałem i obejrzałem - z niekłamanym zainteresowaniem - pojedynek dwojga kandydatów na kandydata  na prezydenta spośród polityków Platformy Obywatelskiej: wicemarszałkini (trzeba się oswajać z feminatywami) Sejmu Małgorzaty Kidawy-Błońskiej i prezydenta Poznania Jacka Jaśkowiaka.
Odniosłem wrażenie, że lepiej wypadła wicemarszałkini. Może dlatego, że wypowiadała się jako pierwsza i zabierała trochę tez, których jej rywalowi nie wypadało powtarzać. Jaśkowiak chętniej za to operował konkretami w kwestiach, które znał z doświadczenia, Ze zrozumiałych względów odwoływał się też do swego dorobku jako samorządowca. Nie dorównywał jednak rywalce retorycznie.
Mam wrażenie, że członkowie PO, którzy mają głosować na którąś z tych dwóch osób nie wzbogacili swojej wiedzy, podobnie zresztą jak potencjalni wyborcy. Wicemarszałkini jest umiarkowaną konserwatystką, prezydent Poznania reprezentuje raczej centrolewicowe skrzydło partii, jest bardziej otwarty na kwestie równości praw mniejszości i na prawa kobiet. Co i tak było wiadome.

poniedziałek, 2 grudnia 2019

Nie interesuję się polityką. Ejże! Na pewno?

Taką deklarację słyszałem wielokrotnie, gdy zbierałem podpisy w kampanii wyborczej do Europarlamentu, a potem do Sejmu i Senatu, albo gdy próbowałem nakłonić znajomych do pójścia na marsz lub manifestację, czy to w proteście przeciw łamaniu konstytucji, w obronie sądów, praw kobiet,  czy w solidarności z nauczycielami lub służbą zdrowia I być może niejeden/niejedna uważa taką postawę za chwalebną. Choć podejrzewam, że często stała za tym niechęć do wyjścia z domu, a jeśli już wyjścia, to w celach rekreacyjnych lub towarzyskich. A czasem z niejasnej obawy przed bliżej nieokreślonymi negatywnymi konsekwencjami (dowie się zwierzchnik, spisze policja i może to zaciążyć w karierze zawodowej itp.). Słyszy się też opinie, że wszelkie formy pokojowego protestu są bez- lub zgoła kontrproduktywne. Co można ewentualnie uznać za gotowość przystąpienia do protestów, gdyby straciły one charakter pokojowych i władza sprowokowała swych przeciwników do działań z użyciem przemocy. Tak jak to się stało z Majdanem w Kijowie i pojawiła się szansa na ustąpienie lub wręcz zmianę władzy, a potem w innych większych miastach Ukrainy.
Ale przecież te polskie protesty dały pewien efekt. Rządzący cofnęli się przed zaostrzeniem ustawy o dopuszczalności przerywania ciąży, a prezydent odmówił podpisu pod jedną z ustaw. Inna sprawa, że pod naciskiem kierownictwa rządzącej szajki przygotował własną, która tak czy owak miała zdemolować Sąd Najwyższy. Na szczęście zaawansowany już proces niszczenia zahamował europejski Trybunał Sprawiedliwości.

poniedziałek, 11 listopada 2019

Czy wypada motłoch nazwać motłochem?

Parę tygodni temu rozeźliłem parę osób nie okazując należnego zrozumienia dla elektoratu PiS. Biednego, nie docenianego i wykluczonego medialnie i komunikacyjnie. A któremu zrozumienie okazują niektórzy publicyści.
Swemu stanowisku dałem wyraz w osobnym wpisie. O dziwo, bez sprzeciwu, ani w komentarzach na Facebooku, ani pod wpisem na blogu, gdzie zdaje się wpisywanie uwag nastręcza nieco trudności. Które łatwo pokonują jakieś zagraniczne trolle wychwalające moje wpisy w językach i alfabetach świata.
Nie wracałbym do tematu, gdyby nie bardzo pesymistyczny, choć dający płomyczek nadziei, esej Adama Michnika w świątecznej "Wyborczej". Cytuje on obficie akapity z pism swego mistrza Leszka Kołakowskiego. A ten pisze m.in. :"Motłoch rozszarpał uczoną Hypatię na ulicach Aleksandrii, objawił swoje działanie w noc św. Bartłomieja, w polskich tumultach różnowierczych, w pogromach żydowskich. Motłoch może być tylko narzędziem reakcji politycznych. Działa tylko przy jawnych widokach bezpośredniej skuteczności. tylko w warunkach liczebnej przewagi, a ustępuje tylko przemocy". W innym miejscu pisze "cechami wznoszącymi pod drabinie hierarchii są serwilizm, tchórzostwo, brak inicjatywy, gotowość do posłuchu względem zwierzchników, gotowość do donosicielstwa, obojętność na opinię społeczną i na interes publiczny. Cechami negatywnymi są, przeciwnie,  zdolność do inicjatywy, dbałość o sprawy społeczne, upieranie się przy kryteriach prawdy, sprawności i społecznego pożytku bez względy na interesy aparatu",

piątek, 8 listopada 2019

Lewica razem w Sejmie i Senacie. A na co dzień?

Partie lewicy, które stworzyły wspólny komitet wyborczy zyskały dzięki temu 49 mandatów. To z pewnością znacznie więcej niż gdyby każda w nich weszła do Sejmu z ledwością przekraczając próg 5 %, co i tak było dalece pewne.
A teraz postanowiły stworzyć wspólny klub poselski, który też będzie bardziej wpływowy niż gdyby każda z nich tworzyła mały klubik lub koło poselskie.
I jak na razie, jak zapewniają przedstawiciele wszystkich trzech partii, współpraca układa się poprawnie, a decyzje, te personalne, bo na inne jeszcze nie czas, zapadają w drodze konsensu.Zresztą, o co tu walczyć? O stanowisko wicemarszałka oraz przewodniczącego i wiceprzewodniczących klubu oraz rzecznika prasowego? Wystarczy solidarnie się tymi funkcjami podzielić i ewentualnie ustalić zasady rotacji na stanowiskach wicemarszałków i przewodniczących klubu w trakcie kadencji, np. co półtora roku.

niedziela, 3 listopada 2019

Wybór prezydenta: razem czy osobno

Zaznaczam z góry, że każda partia mająca swoich przedstawicieli w Sejmie, wystawi swego kandydata na prezydenta. A kto wie czy nie pojawią się jeszcze jacyś niezależni, żeby niewielkim kosztem wypromować wkładki do butów lub leczące materace. Tak już zresztą się zdarzało.
A serio jest pewne, że żadna licząca się partia nie zrezygnuje z szansy lansowania przez kilka miesięcy swego lidera, a przy okazji własnych celów politycznych. Jeśli bowiem w ciągu następnych czterech lat nie popełnią kompromitujących ekscesów, mogą zwiększyć swe szanse w przyszłych wyborach.
Moim zdaniem jest to strategia optymalna. Pierwsza tura wyborów spełni bowiem funkcję pewnego rodzaju prawyborów między partiami opozycji, a każdy z kandydatów może zebrać tyle poparcia, że konieczna będzie druga tura, w której będzie jasne, że ci z kandydatów, którzy nie wejdą do  niej, zaapelują do swych wyborców, że oddali głos na kontrkandydata PiS.
Wyłonienie wspólnego kandydata opozycji anty-PiS-owskiej przed wyborami będzie trudne, jeśli nie będzie zgody na przedwyborcze prawybory, do których być może stanęliby także kandydaci niezależni, zwłaszcza tzw. "ulicznicy", którzy słusznie poczuli się zignorowani przez partie polityczne w wyborach parlamentarnych. Niby wielu znalazło się na listach wyborczych, ale na dalszych miejscach i zmuszeni do prowadzenia kampanii bez widocznego wparcia propagandowego i finansowego.

wtorek, 29 października 2019

Dzisiejsi Judymowie

Ludzie bezdomni to nie była moja ulubiona lektura. Z Żeromskiego wolałem Popioły, Przedwiośnie, Wierną rzekę, dzienniki i niektóre nowele. Ale to akurat bohater pierwszej z wymienionych powieści za sprawą szkoły trafił do zbiorowej świadomości. Jako wzór społecznika, który nie poprzestał na wykonywaniu zawodu, lecz próbował zmienić świadomość ludu.
Dlaczego o tym piszę? Ano dlatego, że zdenerwowała mnie rozmowa lewicowego publicysty, który w coniedzielnej audycji w cyklu "Świat się chwieje" w radiu TOK FM wygłosił ni to zdziwienie, ni oburzenie, że liberałowie, a w jej liczbie wymienił też Krystynę Jandę, oburzają się dyskryminacją mniejszości, rasowych i seksualnych, a nie oburza ich wykluczenie ludzi na prowincji.
Mniej więcej w tym samym czasie mój Facebook-owy znajomy, z którym czasem się spieramy, spisał swoje uwagi po obejrzeniu w TVN 24 filmu o miejscowościach, których mieszkańcy masowo zagłosowali w niedawnych wyborach parlamentarnych na szajkę Kaczyńskiego, a w ich mniemaniu partię czułą na niedolę ludu. I postawa tych ludzi oburzyła go bardziej niż mnie Grzegorz Sroczyński. Nasze wpisy wywołały raczej pozytywny odzew, o czym świadczy po kilkadziesiąt polubień.

sobota, 19 października 2019

PiS rządzi dalej. Czy mogło być inaczej?

PiS utrzymał stan posiadania w Sejmie, choć dla uzyskania podobnej liczby mandatów, co w poprzedniej kadencji potrzebował ponad 43 % głosów. Ale stracił większość w Senacie. Chyba żeby znalazło się w opozycji dwóch Kałużów* i trwają próby ich znalezienia wśród senatorów wśród opozycji.
I jak ostał się rząd, w którym być może nastąpią drobne przetasowania, to i ostał się Ziobro z jego sędziami w KRS oraz prokuraturą. I nadal umarzane są lub w ogóle nie podejmowane śledztwa, a sędziowie, którzy ewidentnie sprzeniewierzyli się zasadom sprawowania urzędu nadal zasiadają w KRS. Zarzuty dyscyplinarne zaś stawiane są sędziom uparcie nie poddającym się naciskom władzy, czyli ukarali osoby, które ukarać należało i uniewinnili te, wobec których zarzuty okazały się niezasadne.
Komentatorzy i samorządowcy w dużych miastach zachwycają się  niespotykaną od 30 lat frekwencją, która tam przekroczyła 70 %, a w ogóle w kraju odnotowano ją tylko 10 % mniejszą. I podkreślają, że na partie opozycyjne, wliczając w to i ultraprawicą Konfederację, zagłosowało o blisko milion wyborców więcej niż na PiS.

piątek, 11 października 2019

Zanim nastąpi cisza

Ponad pół wieku powstał film pod dość podobnym tytułem (Potem nastąpi cisza) - o dwóch polskich żołnierzach, którzy po dwóch stronach barykady (AK i GL) walczyli z okupantem, by w końcu znaleźć się po tej samej stronie i zginąć pod Dreznem.
Chciałem tylko sparafrazować tytuł na dwie godziny przed ciszą wyborczą, ale przeczytałem streszczenie filmu i skojarzenie nasunęło się samo. Mam jednak nadzieję, że cała demokratyczna część opozycji, podzielona na trzy obozy, rywalizujące wprawdzie między sobą, ale deklarujące walkę fair, doprowadzą do zwycięstwa bez strat w ludziach.
Zdaje się, że okoliczności sprzyjają: nowe afery w obozie władzy wybuchają niemal co dzień i co dzień na większą skalę drożyzna w sklepach jest już widoczna gołym okiem, zapaść służby zdrowia postępuje lawinowo, Komisja Europejska coraz bardziej się niecierpliwi i kieruje nowe wnioski do Trybunału Sprawiedliwości UE, w dyskusjach przedwyborczych reprezentanci PiS wypadają fatalnie i na dodatek Literacką Nagrodę Nobla dostała polska pisarka odważnie stawiająca się po stronie opozycji. 

sobota, 31 sierpnia 2019

Demokracja wyborcza w praktyce

Kampania wyborcza już trwa w najlepsze. Jeśli najlepszym nazwać legitymowanie przez policję zbierających podpisy pod listami opozycyjnych komitetów wyborczych. We Wrocławiu widziałem we czwartek wczesnym popołudniem policjantów legitymujących przy Oławskiej młodych ludzi zbierających podpisy na listę PO. Już wprawdzie wiadomo, że Trump nie przyleci na obchody 80. rocznicy wybuchu wojny, ale policja warszawska pod pretekstem akcji ALFA upewnia się przez sprawdzenie dokumentów tożsamości, czy popularny aktor teatralny i filmowy Olgierd Łukaszewicz, zbierający podpisy pod kandydaturą lidera Obywateli RP Pawła Kasprzaka, nie figuruje czasem na listach gończych.
Mimo krótkiego terminu na zebranie niezbędnej liczby podpisów, wszystkie istotniejsze komitety sobie z tym poradziły. Sam też pomogłem zbierać podpisy poparcia dla komitetu wyborczego Lewicy.
PiS po swojemu ustalając składy list wyborczych do Sejmu i Senatu i nawet nie czekając na formalne rozpoczęcie kampanii ,wysłał swoich czołowych polityków na głęboką prowincję. A ci nie dbając o zgodność głoszonego słowa z faktami i realnością szczodrze rzucanych obietnic, otumaniają mieszkańców miasteczek i wsi. Dla większego efektu nie zdejmując marynarek ani krawatów z białych koszul machają kosami i łopatami, a wnet gdy zacznie się pora omłotów wezmą w swe spracowane dłonie cepy, a może i wyręczą gospodarzy we wnoszeniu worków ze zbożem do spichrzów.

piątek, 2 sierpnia 2019

Kościół polski posyła na front faszystów. Z braku Żydów, celem osoby homoseksualne

Kiedy po wygnaniu szacha Iranu zapanowały w Iranie rządy imamów, co pozwoliło na odrodzenie islamu w zachodniej i środkowej Azji, a ci imamowie w imię Allaha zaprowadzili szariat, wykraczający poza - i tak surowe i wojownicze - nakazy Koranu, tłumaczyłem sobie, że to efekt dość powszechnego w krajach islamskich analfabetyzmu. Wierni nie mogąc we własnym zakresie poznać Koranu, ani innych ksiąg religii islamskiej, zdani byli na to, co powiedzą imamowie. I uspokajałem się, że w Polsce, gdzie zlikwidowano analfabetyzm i panuje obowiązek szkolny, takie otumanianie wiernych nie wchodzi w rachubę. Poza tym do końca lat osiemdziesiątych obowiązywał urzędowy ateizm.
Kościół instytucjonalny stanowił oazę wolności, przyjmował w swoich murach wierzących, wątpiących i niewierzących, Sam, ateista od wczesnej młodości, dumny byłem z listu biskupów polskich do biskupów niemieckich, a potem w czasie studiów byłem stałym czytelnikiem "Tygodnika Powszechnego", gdy się ożeniłem sam nie chodząc do kościoła dawałem żonie ekstra pieniądze na kwestę w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia i Wielkiejnocy na wsparcie KUL-u - ostoi wolnej nauki. W dumę wbił mnie wybór Karola Wojtyły na papieża, choć dość szybko zaczęła mnie mierzić nachalna dewocja, kult papieża-Polaka, wszechobecność jego portretu, a potem i pomników. Cieszył mnie duży wkład biskupów w pokonanie rządów tzw. demokracji ludowej. 

piątek, 26 lipca 2019

Strefa wolna od LGBT ( i od przyzwoitości)

Zmarły niedawno w wieku 100 lat kompozytor i multiinstrumentalista Leopold Kozłowski w wywiadzie-rzece dla Jacka Cygana opowiedział o losach Żydów w jego rodzinnym miasteczku Przemyślanach. Najpierw wszystkich wezwano lub spędzono do miejscowego getta, a następnie wywieziono do obozów śmierci, a na krańcach miasta umieszczono tablice "Juden frei".
Takie było moje pierwsze skojarzenie, gdy przeczytałem o pomyśle redaktorów finansowanej przez PiS-owskiego senatora Grzegorza Biereckiego oraz przez spółki skarbu państwa, które z polecenia partii Kaczyńskiego hojnie płaciły za umieszczane w tygodniku i dzienniku "Gazeta Polska Codziennie" reklamy.
Choć powinno mnie najść już kilka miesięcy wcześniej, gdy samorządy wojewódzkie i powiatowe w południowo-wschodniej Polsce, w których większość mieli radni partii rządzącej, na wyprzódki podejmowały uchwały o tym, że na ich terenie nie będzie miejsca dla "ideologii LGBT". Choć jako żywo nie ma czegoś takiego i nikt jej nie szerzy. Szło o to, żeby w tych województwach i powiatach nie dopuścić do przyjętej jesienią zeszłego roku uchwały radnych Warszawy o edukacji antydyskryminacyjnej i seksualnej, której celem jest zmniejszenie w szkołach zagrożenia przemocą wobec przemocy rówieśniczej w szkołach na tle nietolerancji wobec inności i żeby uczulić dzieci i młodzież na zagrożenia pedofilią ze strony dorosłych. Nieważne, że już wcześniej takie uchwały i w ślad za nimi działania podjęto w innych miejscach Polski. No, ale co Warszawa, to Warszawa, której prezydentem jest polityk Platformy Obywatelskiej, od którego zresztą czołowi politycy tej partii tchórzliwie się zdystansowali.
W odzewie na judzące przemówienia Jarosława Kaczyńskiego oraz biskupów Kościoła katolickiego funkcjonariusze i działacze partii  oraz duchowni zaczęli głosić kłamliwe oskarżenia o chęć seksualizacji dzieci 
oraz o absurdalnie brzmiących treściach edukacji seksualnej już od przedszkola.  

niedziela, 21 lipca 2019

Lewica razem (m.in. z Razem)

Po cichu liczyłem, że do tego dojdzie. I spodziewam się, że z dobrym wynikiem w październiku. Marzy mi się, że może być nawet niewiele gorszy od wyniku Platformy Obywatelskiej, której kunktatorstwo i hamletyzowanie może odebrać jej sympatyków. Co prawda stać ją finansowo na intensywną i  obfitującą w fajerwerki kampanię. Tyle, że pomimo wysiłków sztabu wyborczego, w którym znalazło miejsce parę fajnych ludzi, nie widać nadziei na jakiś świeży motyw ideowy, który odwróciłby uwagę od narracji rządzącej kliki putinowskiej (Tak piszę o PiS mając w pamięci ustalenia Tomasza Piątka).
Prof. Marcin Król, wybitny historyk idei i ceniony komentator polskiej sceny politycznej mówi w wywiadzie dla "Gazeta POLSKA" (nie mylić z organem Sakiewicza), że kiedy widzi lub słyszy w mediach polityka PO, zmienia kanał lub stację, bo wie, że niczego nowego się nie dowie i tylko znów zdenerwuje go jego niemoc intelektualna. Dodał też, że widzi, jak trwoni swój kapitał polityczny lider "Wiosny", z którym wiązał pewne nadzieje. Ja na razie mam tak tylko z politykami PiS. Którzy do tego łżą bez zmrużenia oka.
Z kolei za koalicją lewicowych partii przemawia szansa na premię za porozumienie i wyrazisty przekaz, który jednak wymaga doszlifowania i dodania przemawiającego do wyobraźni hasła.

piątek, 12 lipca 2019

Trudno być optymistą przed jesiennymi wyborami. Ale trzeba mieć nadzieję

Wynik wyborów do Parlamentu Europejskiego ostudził nadzieje po stronie opozycji, a wynik wyborczy "Wiosny" i zadomowienie się jej lidera w Strasburgu dodatkowo podciął skrzydła młodym ludziom, którzy nie szczędzili sił, czasu i pomysłowości, żeby uzyskać dwucyfrowy wynik, który zdawał się w zasięgu ręki. Drugi raz wykrzesać z nich tyle sił się nie da. W tej sytuacji próba wejścia do koalicji antypisowskiej jawi się racjonalnym rozwiązaniem. Tym bardziej, że kierować partią ze Strasburga, zwłaszcza w obliczu niedalekich wyborów, się nie da.
Nie wiadomo jednak, czy realnym. Główny rozgrywający, czyli Platforma Obywatelska i jej lider zachowuje się fatalnie. Niektórzy nazywają to cierpliwą dyplomacją, nizaniem koralika za koralikiem. W moich oczach to jest kunktatorstwo. Schetyna chyba dba o obecność w mediach, ale zarówno w "Kropce nad i", jak i w wywiadzie dla radiowej "Trujki" (tak od pewnego czasu piszę o tej radiowej stacji) po kilku minutach sprawiał wrażenie jakby modlił się, żeby te rozmowy jak najszybciej dobiegły końca.  Dokąd mówi o konieczności zbudowania koalicji, co przecież jest oczywiste, dotąd mu idzie i nawet wyczuwa się pewien optymizm. Ale gdy trzeba się wypowiedzieć o tym, co jego partia ma do zaoferowania koalicjantom, to silny sztab wyborczy i udział w jego pracach. Zaś gdy mówić ma o tym, co do zaoferowania obywatelom (nie lubię mówić ani pisać "Polakom", bo wyklucza się obywateli inne narodowości, że już o Polkach nie wspomnę), zaczyna się męka i cały wysiłek idzie w to, żeby brak oferty przykryć komunałami o czekających  dyskusjach, uzgodnieniach, rozmowach z Polakami itd. Słuchać się tego nie chce! Schetyna i jego ludzie są po prostu bojaźliwi - a to boją się urazić partię Kosiniaka-Kamysza, a to nie chcą  narazić się Kościołowi, a to boją się, że wyborcy mogą  nowych idei nie zaakceptować. A teraz lider jeszcze dorzuca kompromitującą opinię, że ustawa wydłużająca wiek przejścia na emeryturę było błędem!

wtorek, 2 lipca 2019

Czy turystyka zbiorowa jest niebezpieczna dla środowiska?

Wczoraj opisałem na moim blogu, tym bardziej osobistym, odbyty przeze mnie z żoną rejs wycieczkowcem po Bałtyku, z zawijaniem do stolic nadmorskich.
Przeważającej większości opis się spodobał. Ale pod linkiem do tej relacji na Facebooku znalazły się wpisy zawierające dość kategoryczną przyganę (brzydkie to, nieekologiczne itp.). Oczywiście podjąłem polemikę. Z osobami, które najpewniej podróżują po kraju i odwiedzają np. rodzinę za granicą lub zgoła za oceanem. A ich pojazdy z pewnością zużywają paliwo i emitują spaliny.

środa, 29 maja 2019

6.06 i co dalej ?



Tym razem postanowiłem oglądać wieczór wyborczy razem z lokalnymi działaczami "Wiosny", do których w jakimś sensie należę. Wszak zbierałem podpisy za listą i bywam na rozmaitych zebraniach.
Nie liczyłem na wiele, gdyż karmiące się  nawzajem dwa coraz bardziej wrogie obozy zawojowały prawie całą scenę polityczną, a do tego wielu zwolenników skleconej naprędce Koalicji Europejskiej wykorzystywały każdy pretekst do ataku na Biedronia i jego stronnictwo, mając mu za złe, że nie przystąpił do niej, co miało zwiększać szanse na na pokonanie kliki rządzącej.
W dyskusjach na forach społecznościowych jednoznacznie opowiadałem się za programem i deklaracją wyborczą "Wiosny", która chyba jako jedyna ukierunkowana była na przyszłe działania Parlamentu Europejskiego, zostawiając okresowo na boku deklaracje w kwestiach polityki krajowej.
Wynik wyborów potwierdził zarówno moje nadzieje, jak obawy. Bo  rzeczywiście scena polityczna została tak zabetonowana, że komitety wyborcze poza PiS i Koalicją Obywatelską zdobyły łącznie ok. 15 procent głosów. W tej sytuacji nawet niewielkie przekroczenie progu wyborczego tylko przez jeden komitet wyborczy poza POPiS-em, i to właśnie przez "Wiosnę", można uznać  za sukces, aczkolwiek nader umiarkowany. Euforia w sztabie wyborczym w Warszawie, jak i w sali kawiarni we Wrocławiu zdała mi się więc nieco sztuczna. Nie zabawiłem więc zbyt długo, w nadziei, że większe zgromadzenie będzie miało miejsce w Rynku. Ale tak się nie stało. Pojechałem więc do domu, żeby posłuchać komentarzy polityków i obserwatorów życia politycznego. Tu już o sukcesie mówili wyłącznie politycy i zwolennicy Kaczyńskiego.
Potwierdziła się  też moja pewność, że wejście "Wiosny" do koalicji nie dałoby nic ani jej, ani "Wiośnie". Nie byłoby nawet tych trzech mandatów, bo poza samym Biedroniem nikt nie mógłby liczyć na dobre miejsce na listach. 

niedziela, 5 maja 2019

Deklaracje programowe partii i co z nich wynika

Ceniony wybitny ekonomista, zwolennik tzw. Koalicji Obywatelskiej i z tego powodu krytyczny wobec "Wiosny", z którym lubię dyskutować na Facebooku (mam wrażenie, że z wzajemnością) w reakcji na przytoczoną przeze mnie deklarację ideową partii Biedronia wytknął brak w niej choćby słowa o wzroście gospodarczym, oświacie i nauce. Odpowiedziałem, jak to na Facebooku, skrótowo, a więc i niezadowalająco jak na oczekiwania mego oponenta.
Postanowiłem więc napisać szerzej, choć pewnie i tak nie wystarczająco. Może kiedyś zrobi to ktoś bardziej wprawny w kwestiach politycznych.
Otóż choć są to sprawy bardzo ważne, to zwłaszcza ekonomia nie ekscytuje przyszłych wyborców. Poza tym zwłaszcza ekonomista wie, że prawa ekonomiczne może nie są tak ścisłe jak prawa logiki, fizyki czy matematyki. Więc należy pozwolić im działać oraz ingerować w sposób taki, żeby rozwoju ekonomicznego nie zahamować i korzystać z owoców tak, żeby dochód dzielić możliwie sprawiedliwie.

piątek, 3 maja 2019

Ach ten "symetrysta" Biedroń!

We wpisach sprzed roku, albo jeszcze wcześniejszych optowałem za połączeniem sił opozycyjnych partii politycznych w celu odsunięcia PiS cod władzy i zaprowadzenia na powrót porządku demokratycznego i odbudowania miejsca Polski w relacjach międzynarodowych. Ale zastrzegałem się, że to może nie wystarczyć, bo przecież siły demokratyczne utraciły władzę dlatego, że sama demokracja sprowadzona do procedur i rytuałów ludziom nie wystarczyły. Zresztą,  zaraz po wyborczym zwycięstwie PiS (który z partii wodzowskiej szybko przekształcił się w klikę rządzącą) wielu publicystów, zwłaszcza tych postrzeganych lub deklarujących się jako centrolewicowi, szukało przyczyn porażki rządu PO-PSL właśnie  za zaniedbania w polityce socjalnej oraz w lekceważeniu opinii publicznej, brak debat poprzedzających - moim zdaniem potrzebne - reformy, jak posłanie 6-latków do szkoły, wydłużenie czasu przechodzenia na emeryturę czy nawet nacjonalizacja emerytur, w rezultacie czego spotkały się z negatywnym odbiorem i zaważyły mocno na wyniku wyborów.
Niestety, opozycja parlamentarna nie potrafiła przez ponad trzy lata spożytkować obywatelskiego gniewu, ale i energii w oporze wobec systematycznego niszczenia demokracji w Polsce i spychania państwa na peryferie Europy i świata. Cały czas świeciła światłem odbitym, krytykują - słusznie - to co wyrabiał i wyrabia PiS, a sekundują mu prorządowe media, nie przedstawiając żadnych alternatywnych rozwiązań. Nie ma szans na przedstawianie ich w Sejmie, który stał się maszynką do głosowania, ale można było w mediach opozycyjnych i społecznościowych. Dobrą robotę wykonują pojedynczy posłowie, demaskując przekręty, ale odbierane to jest jako ich prywatne hobby. Zaś większość europosłów z partii opozycyjnych w obawie o okrzyknięcie ich wrogami Polski nie pomagała Komisji Europejskiej w obronie praworządności w naszym kraju.
Więc przez trzy lata ze strony polityków opozycji słychać o potrzebie odsunięcia PiS od władzy oraz rozliczeniu sprawców łamania konstytucji i stanowienia antykonstytucyjnych ustaw, uchwalanych w drodze dalekich od demokratycznych standardów procedur.

środa, 20 marca 2019

Czy wszystkie dzieci są nasze? Oczywiście, ale...


Nieszczęsna wypowiedź szefa politycznej kliki zwanej PiS "Wara od naszych dzieci!" spowodowała oczekiwany przez mówcę skutek. Wypowiedź jest szeroko dyskutowana i wyśmiewana i mało kto już pamięta o niebywałej afery spółki "Srebrna" i nie uregulowanych fakturach na miliony złotych. Jednym z  głównych motywów owych komentarzy jest fakt, że autor wypowiedzi jest bezdzietnym kawalerem,  a wtóruje mu bezdzietna panna Krystyna Pawłowicz.

Oczywiście do wykpiwających tę wypowiedź dołączył lider partii "Wiosna" Robert Biedroń, żartując, że adresatem jej powinni być biskupi, w dużym stopniu odpowiedzialni za ukrywanie księży dopuszczających się pedofilii, którzy wygłosili skandaliczne słowa o potrzebie współczucia dla nich, zamiast potępienia.
I oczywiście dostało mu się na mediach społecznościowych, zwłaszcza ze strony osób dystansujących się od tej partii, która obrała inną drogę do walki o przywrócenie demokracji w Polsce i zrobienia w jej realizacji kilku kroków więcej niż koalicja skupiona wokół Grzegorza Schetyny, ponoć jedyna zdolna odsunąć PiS od władzy.

czwartek, 14 lutego 2019

Nowy front wojny polsko-polskiej?


Kiedy pojawiła się wiadomość, że Robert Biedroń planuje stworzenie nowej partii politycznej, politycy i czołowi publicyści mainstreamowi podchodzili do tej zapowiedzi z pobłażliwością. Nawet gdy w badaniach opinii publicznej zyskiwała blisko 10 %.

Czuło się jednak dość powszechne napięcie w oczekiwaniu na dość intensywnie zapowiadaną konwencję.
Jej rozmach, frekwencja, zwłaszcza ludzi młodych, i odważna deklaracja programowa bez wątpienia zrobiły wrażenie. Dzień po konwencji na drugi plan zeszły kolejne sensacje związane z niedoszłą inwestycją Kaczyńskiego i "Srebrnej". W telewizjach informacyjnych jak nie sam Biedroń, to komentatorzy lub politycy innych partii opozycyjnych. Na ogół podkreślali oprawę, ale i przedstawiony program, wykazując wszelako jego luki (brak mowy o polityce zagranicznej, kulturze i de facto także o oświacie) i brak informacji o źródłach finansowania planów, które będą wymagały dużych pieniędzy.
Dyskusja na dobre rozgorzała po pojawieniu się wyników badań preferencji wyborczych, w których partia "Wiosna" zyskiwała już kilkanaście procent. Politycy opozycji wciąż są powściągliwi, nawet ci opowiadają się za szeroką koalicją. Ale część dziennikarzy wyraźnie zaczęła opowiadać się przeciw nowej partii i jej liderowi, mając mu za złe, że osłabia przyszłą koalicję w walce przeciw PiS-owi, nie zauważając, że wchodząc do polityki na szczeblu centralnym "Wiosna" znacznie zwiększyła szanse na pokonanie partii (?) Kaczyńskiego, nawet gdy ta nieznacznie tylko straci poparcie. Nie zauważając też, że system d'Hondta nie dał większości mandatów  w Sejmie SLD, a potem PO nawet gdy zwyciężyły w wyborach z 41 % głosów.   Jeden z nich wytknął mu nawet kłamstwo, bo w zapale krytyki zapomniał, że sam podpisał się pod dyplomem dla Biedronia za znalezienie się w dziesiątce najwyżej ocenianych prezydentów miast.
Co prawda nie bez winy są politycy "Wiosny", którzy poszli tak daleko w dystansowaniu się do pozostałych partii opozycyjnych, że czasem odnosi się wrażenie, że w tle ginie zasadnicza ich niezgoda na sposób sprawowania rządów przez szajkę Kaczyńskiego.

niedziela, 10 lutego 2019

Czy "Wiosna" zmieni polski krajobraz polityczny?


Minął tydzień (piszę o 14.15) od rozpoczęcia konwencji partyjnej partii, która przybrała nawę "Wiosna" i od razu ma swój hymn.

Ucieszył mnie widok tysięcy młodych ludzi, a tu i ówdzie także szpakowate i siwe głowy przedstawicieli młodzieży w moim wieku. Z uwagą i nadzieją słuchałem przemówienia Roberta Biedronia. Podobały mi się oczywiście wszystkie projekty równościowe i daleko idące kroki na rzecz rozdzielności państwa i Kościoła, ale gdy przeszedł do zapowiedzi działań mających na celu wyrównywanie nierówności o charakterze ekonomicznym i społecznym westchnąłem i zapytałem na głos tak, że aż żona w drugim pokoju usłyszała "Skąd wziąć na to pieniądze?" Wiedziałem, że sztab Biedronia ma to policzone, ale czy co do grosza (tzn. miliarda)? Tym bardziej, że w przemówieniu nie było mowy o kwestiach ustroju gospodarczego, priorytetach w polityce ekonomicznej i finansowej. 
Komentatorzy szybko zwrócili uwagę na pominięcie polityki edukacyjnej (wyprowadzenie religii ze szkół i nacisk na naukę angielskiego to raptem szczegóły) i kulturalnej. Tym bardziej, że rządzący obecnie hunwejbini narobili tu niebywałych szkód. Zwrócili też uwagę na brak choćby zdania o zamiarach co do polityki  zagranicznej i europejskiej. Co prawda konwencję otworzył Hymn UE, ale to nie zastępuję jasnej deklaracji. Ogólnie jednak w większości uznali powstanie "Wiosny" za ożywczy powiew na krajowej scenie politycznej.

niedziela, 13 stycznia 2019

Społeczna kontrola nad sądami



Politycy PiS i nieformalnego sojusznika tej szajki Kukiz'15 uzasadniali "reformę sądownictwa" potrzebą kontroli społecznej nad sądami i sędziami. Polegać ma na oddaniu władzy nad nimi parlamentowi (czy to w ogóle jest jeszcze parlament, skoro politycy opozycji mają pół minuty na wypowiedź?), który w myśl tej "reformy" niezgodnie z konstytucją wybrał Krajową Radę Sądownictwa, a ta "wybrała" sędziów do Sądu Najwyższego. Szczęśliwie zabezpieczenie działań "reformatorskich" przez Trybunał Sprawiedliwości w pewnym stopniu zmniejszyła skalę zniszczeń, ale nadal są one ogromne, głównie poprzez zahamowanie tempa wszczynania postępowań sądowych i ich wydłużenia (a miało być jego zwiększenie), a przede wszystkim poprzez radykalne obniżenie autorytetu sądów i sędziów. Ostatnio jeden z ministrów nawet w ogrodzie któregoś sędziego "znalazł"  sztabki złota i pochwalił się tym znaleziskiem na forum Parlamentu Europejskiego.

Ten argument o potrzebie zwiększenia społecznej kontroli sądów i sędziów przez społeczeństwo jest wciąż powtarzany. Rzecz w tym, że przez społeczeństwo rozumiany jest parlament oraz minister sprawiedliwości, który otrzymał tak daleko idące kompetencje, jakie mają tylko jego odpowiednicy w dyktaturach i innego typu satrapiach: mianuje i odwołuje zarządy sądów, a nieformalnie wpływa na wyroki poprzez sterowaną przez siebie ręcznie prokuraturę oraz rzeczników dyscyplinarnych sądów, którzy wszczynają śledztwa wobec sędziów ceniących sobie swoją niezależność i niezawisłość lub np. wdziewają koszulki z napisem "Konstytucja". Sojusznika ma także w ministrze spraw wewnętrznych i komendantów policji, polecających policjantom i służbom specjalnym znajdowanie pretekstów do wszczynania śledztw i postępowań dyscyplinarnych wobec sędziów,  ale także kierujących się prawami wywiedzionymi z konstytucji prokuratorów.