niedziela, 28 grudnia 2014

Wrocław po wyborach. I przed wyborami w roku 2018.

Miesiąc temu definitywnie rozstrzygnęła się kwestia, kto będzie rządził gminą miejską Wrocław przez następne cztery lata. Na czele zarządu miasta stanął znów Rafał Dutkiewicz, a oparcie będzie miał w dotychczas pełniących funkcje wiceprezydentów oraz mającej większość w radzie Miasta Koalicji PO i swego Klubu. Jako prezydent w czwartej swojej kadencji złożył wiele dość konkretnych i trafiających w potrzeby mieszkańców obietnic. I jeśli marzy mu się kolejna kadencja, będzie musiał znaczną ich część spełnić. I koniecznie zmienić styl zarządzania, który z każdą kolejną kadencją ulegał stałej degeneracji i był coraz bardziej autorytarny. Zaowocowało to rozrzutnością w gospodarowaniu pieniędzmi podatników, gdyż znacznie więcej kosztowały niektóre inwestycje niż zakładano (np. budowa Stadionu Miejskiego, który od tego czasu przynosi straty), a poza tym poszło zbyt wiele pieniędzy na finansowanie klubu piłkarskiego "Śląsk" lub na zakup fotografii Marylin Monroe, bez upewnienia się, czy będzie można je eksponować i bez pomysłu, gdzie to robić. Degeneracja zarządzania polegała też na kolesiostwie w obsadzaniu stanowisk publicznych, w wyniku czego zagrożona jest realizacja Europejskiej Stolicy Kultury. Błędy i zaniechania podałem tu tylko przykładowo. Ich lista jest znacznie dłuższa.
Ale znacznie mniejsze poparcie, jakie uzyskał Dutkiewicz w wyborach niż w poprzednich latach oraz niezrealizowane do tej pory ambicje stania się ważną postacią na krajowej scenie politycznej pozwalają na przypuszczenia, że obecna jego kadencja jest już ostatnia. Wtedy braknie mu determinacji w wywiązaniu się ze złożonych obietnic i w powrocie do lepszego stylu zarządzania. Będzie to tym trudniejsze, że w układy personalne i instytucjonalne łatwo wejść, ale trudno się z nich wyzwolić, gdyż wiążą się z nimi rozmaite zobowiązania.

niedziela, 7 grudnia 2014

Czy Sojusz Lewicy Demokratycznej jest partią lewicową?

Nazwa wskazuje, że jest i że jego członkowie do lewicowości się poczuwają? Ale jak tylko trochę poskrobać, okazuje się, że ten szyld albo niczego nie oznacza, albo - w najlepszym razie - mocno zwietrzał i napis na nim sypie się od byle podmuchu.
Nie jest to tylko nasz, polski, problem. Z lewicowością mają problem partie socjaldemokratyczne za granicą, m.in. w Niemczech i Wielkiej Brytanii. Wyrazem bezradności ideowej partii w tych krajach była koncepcja tzw. trzeciej drogi, sformułowana przez Schroedera i Blalira, w Polsce poparta przez Włodzimierza Cimoszewicza. Jeszcze do niedawna sam widziałem w niej dobre strony. Ale w wyniku lektur oraz obserwacji trendów w gospodarce globalnej, mocno odciskającej się na polskich realiach, widzę dziś, że jest to tylko lekko przypudrowany neoliberalizm, sankcjonujący wszystkie jego mechanizmy (prywatyzacja coraz szerszych sfer gospodarki, ale też i instytucji infrastruktury społecznej, wyzysk pracowników, minimalizacja podatków, przenoszenie produkcji do krajów o taniej sile roboczej, a centrali do rajów podatkowych, deprecjonowanie związków zawodowych), a klajstrujący  to wszystko hasłami o rozsądniejszej dystrybucji środków budżetowych oraz otwarciem na mniejszości społeczne. Nie dziw, że w takk pojętej trzeciej drodze nawet lider neoliberalnej (gospodarczo) i konserwatywnej (społecznie) Platformy Obywatelskiej miał prawo uznać się za socjaldemokratę.