sobota, 17 grudnia 2016

Tej fali protestu PiS już (chyba) nie zatrzyma

Rozpasanie polityków PiS-u w dziele ustawodawczego ograniczania praw i wolności obywateli oraz niszczenia pozycji Polski w świecie nabrało niebezpiecznych rozmiarów. Nie wystarczyło już obsadzanie wszystkich możliwych intratnych posad w biznesie i administracji publicznej przez Misiewiczów i ich szwagrów, szastanie publicznym groszem na lewo i prawo, krzywdzenia ludzi z powodu ich pracy w służbach mundurowych nawet po 1989 r., kosztownego dla finansów lokalnych i dla samej młodzieży zniszczenia systemu edukacji, trzeba było jeszcze ograniczyć możliwość protestowania przez obywateli przeciw tym działaniom oraz odciąć ich od informacji przez ograniczenie możliwości obserwowania poczynań rządzących przez dziennikarzy pod pretekstem ograniczenia liczebności dziennikarzy w gmachu Sejmu (Senatu pewnie też) i nękania przez nich parlamentarzystów. Miało to poprawić wizerunek parlamentarzystów, bo nie można by udokumentować np. obecności w parlamencie w stanie nadmiernego spożycia alkoholu i wynikających stąd nagannych zachowań. 
Nie są znane w szczegółach zapisy projektu postanowienia w sprawie obecności mediów w gmachu Sejmu, które miało być wprowadzona, ale z tego, co wiadomo, dawało ono możliwość selekcjonowania mediów uprawnionych do otrzymywania akredytacji oraz uniemożliwiała wgląd w okoliczności stanowienia prawa, podczas których dochodzi do działań karygodnych, jak uniemożliwianie zabierania głosu parlamentarzystom opozycji, głosowania "na cztery ręce" czy - jak to było widać ostatniej nocy - podpisywania przez posłów listy obecności już po zamknięciu posiedzenia izby.

Oznaczałoby to de facto monopol na informację dla mediów publicznych, które po roku rządów zostały do cna sprostytuowane oraz dla żywiących się kłamstwem i nienawiścią tzw. mediów niepokornych.
Demolując podstawy demokracji ekipa rządząca za nic miała narastającą falę protestów obywateli, organizowanych przez Komitet Obrony Demokracji oraz powstające nowe ruchy obywatelskie. Odpowiedzią na protesty są próby dyskredytacji liderów opozycji oraz epitety na pograniczu tych pochodzących z arsenału propagandowego bolszewików oraz nazistów (element animalny), bo epitety typu "komuniści", "ubecy", "oderwane od koryta elity" to już codzienność. Cofnęła się tylko raz, gdy kobiety stanęły w obronie własnego zdrowia i życia. Prezes Kaczyński zapowiedział jednak, że trzeba czasem zrobić krok w tył, żeby potem zrobić dwa kroki wprzód, czyli jednak doprowadzić do całkowitego zakazu aborcji. I o ile mi wiadomo, te kroki, suflowane przez organizacje prolajfowe, są przygotowywane. Senat był gotów złagodzić zapisy ustawy o zgromadzeniach, ale większość sejmowa działająca pod dyktando Jarosława Kaczyńskiego, poprawki odrzuciła.
To wszystko wiodło do tego, co się wczoraj stało. Wystarczył kolejny akt odebrania głosu posłowi opozycji, żeby reakcją na nią stał się gwałtowny protest posłów opozycji. Oliwy do ognia dolał prezes PiS Kaczyński, który po swojemu posłużył się epitetami  i groźbami pod adresem opozycji. Jak należało się spodziewać, natychmiast zebrały się pod Sejmem tysiące manifestantów. I tu znów rozjątrzono opozycję przez użycie przemocy fizycznej przez policję. I to w sposób, który skrytykował minister spraw wewnętrznych Błaszczak, gdy użyto go wobec córki radnej PiS w Gdańsku.
Dziś, dzień po tych incydentach protest trwa nadal i wszystko wskazuje na to, że nie ustanie. KOD oraz partie demokratyczne zwołały wielotysięczną manifestację przed Pałacem Namiestnikowskim okazując wzburzenie pod adresem Andrzeja Dudy, który nie wypełnia należycie urzędu prezydenta. Oczywiście, prezydent na wszelki wypadek nie pojawił się w stolicy, czym potwierdził, że jest tylko marionetką w rękach Kaczyńskiego, a poza tym zwykłym tchórzem, nie mającym odwagi zmierzyć się z pokojowo manifestującymi obywatelami kraju, którzy przecież dali mu mandat do pełnienia urzędu.
Władza i podporządkowane jej media zachowują się jak każda władza, która czuje, że traci legitymizację. Na pasku kanału informacyjnego TVP tkwi informacja "Próba destabilizacji państwa", a premier rządu na uroczystości z udziałem Straży Pożarnej przemówiła w podobnym tonie, oskarżając opozycję o awanturnictwo. Brakło tylko słowa o warchołach.
Wydaje się, że władza swym zachowaniem wczoraj (kolejne akty łamania prawa, użycie sił policyjnych przeciw manifestantom) i dzisiaj (zamknięcie gmachu Sejmu przed mediami przy jednoczesnym wpuszczaniu doń ludzi z jakimiś tajemniczymi przepustkami) traci moralne prawo do sprawowania rządów, co ogłosili dziś liderzy partii opozycji parlamentarnej i pozaparlamentarnej.  Manifestacja spod pałacu prezydenckiego przeszła pod gmach Sejmu i tymczasem stała się bardziej liczna, a liderzy opozycji zapowiadają, że dalsze protesty będą trwały aż do skutku. I nie przypuszczam, że za skutek uznane zostanie cofnięcie procedowania nad ograniczaniem wolności mediów i zgromadzeń, ani nawet odbycie lege artis debaty nad ustawą budżetową. Trwać będzie domaganie się podpisania przez rząd wszystkich postanowień Trybunału Konstytucyjnego (i ich wykonania, czyli cofnięcia antydemokratycznych ustaw), zaprzysiężenia legalnie wybranych sędziów i odwołania sędziów wybranych nielegalnie. A kto wie, czy głównym hasłem nie stanie się ogłoszenie nowych wyborów. Tym bardziej, że hasła takie dziś podczas manifestacji padały.
I tak oto Kaczyńskiemu udało się zjednoczyć całą opozycję demokratyczną. Otuchę dało mi wezwanie "prowokatora" wczorajszego casus belli, czyli próbującego zadać pytanie w debacie nad budżetem posła Michała Szczerby, żeby zabierający głos na mównicy podczas manifestacji nie informowali z jakiej są partii, bo od tej pory opozycja jest razem. Niestety, prowadzącemu wiec brakło refleksu i przedstawił następnego mówcę jako prezesa Polskiego Stronnictwa Ludowego.
Widać jeszcze się z tym nie oswoił.

Zagraniczne media uważnie śledzą to, co od wczoraj dzieje się w Sejmie i na polskich ulicach. Zdjęcie z portalu Na temat.

niedziela, 4 grudnia 2016

PiS wymusza nieposłuszeństwo obywatelskie

Nieposłuszeństwo obywatelskie - z tego co przeczytałem w literaturze politologicznej i prawno-konstytucyjnej - polega na postępowaniu zgodnie ze standardami demokratycznymi czy też prawami obywatelskimi, w sytuacji, gdy są one przez organa państwa uniemożliwiane bądź to przez antydemokratyczne prawodawstwo, bądź przez utrudnianie go np. przez policję. Bądź też przez policję stosującą niedemokratyczne prawo.
A większość sejmowa takie właśnie prawo ustanowiła. Jeśli przejdzie ono przez Senat i zostanie podpisane zostanie przez osobę wybraną na prezydenta, władze państwowe i sprzymierzony z nimi Kościół, możliwość manifestacji organizowanych przez opozycję mogą ograniczyć aż do ich uniemożliwienia. A że tak się stanie to pewne. Wprawdzie rezydent Pałacu Namiestnikowskiego zapowiada, że się ustawie przyjrzy, bo jest za wolnością manifestacji, ale jest tylko kwestią liczby godzin, jaka upłynie od wpłynięcia ustawy na stół do złożenia pod nią podpisu.  Poprzednią ustawę, przekreślającą definitywnie sens istnienia Trybunału Konstytucyjnego, podpisał w dwie godziny. A zapowiadał przyjrzenie się. 

czwartek, 24 listopada 2016

O V Rzeczpospolitą

Któregoś dnia w Radiu TOK FM, którego słucham regularnie rano, ktoś z gości wyraził się o przyszłej erze post-PiS-owskiej jako o V Rzeczypospolitej. Przyznaję, że mi się ta nazwa spodobała. Z jednej strony przez skojarzenie z V Republiką, jak bywa nazywana współczesna Francja, z drugiej zaś przez odróżnienie od III i IV RP. Pierwsza z nich przegrała poniekąd na własne życzenie przez nadmierne zadufanie po latach sukcesów ekonomicznych, a za taki uważam zwłaszcza pokonanie światowego kryzysu finansowego niemal suchą nogą oraz rosnący po nim dochód narodowy brutto oraz umocnienie pozycji Polski w stosunkach międzynarodowych, co wyraziło się w nieprzywiązywaniu należnej wagi do sfery socjalnej, choć przecież zrobiono tu wiele oraz w zaniedbaniach w prowadzeniu kampanii prezydenckiej, co wywołało efekt domina i przełożyło się na słaby wynik w wyborach parlamentarnych. W rezultacie - nieistotne słusznie, czy nie - rządy koalicji PO-PSL okrzyknięte zostały jako rządy nieczułych na codzienne ludzkie problemy liberałów i taki jest dziś ich powszechny odbiór. O IV RP nie ma co pisać - jaki koń jest, każdy widzi.

wtorek, 8 listopada 2016

O potrzebie dyskusji (o i w Komitecie Obrony Demokracji)

Zdawałoby się, że w kwestii potrzeby dyskusji w różnych mniej lub bardziej zorganizowanych środowiskach, ruchach społecznych czy partiach nie ma wątpliwości. I dyskusje takie trwają nieustannie. 
I pewnie nie pisałbym w sprawach oczywistych, gdyby nie pewna dyskusja internetowa na marginesie wpisu Elizy Michalik na Twitterze, która każe zastanowić się nad sensownością przywództwa Mateusza Kijowskiego. Jedno zdanie, ale wynika zeń, że jest to przywództwo wydaje się zbyt układne, by nie rzec ugodowe,  jak na potrzeby chwili.
Moje parę zdań w tej sprawie, sprowadzające się do tezy, że za takim przywództwem poszły tysiące manifestantów w całym kraju i że wciąż realizowana jest przyjęta rok temu strategia ruchu, wskazuje na to, że przywództwo Mateusza Kijowskiego się sprawdza, opublikowałem na forum "Sympatycy Komitetu Obrony Demokracji na Facebooku" z przytoczeniem notatki z portalu "Na temat", gdzie przytoczone jest zdanie Elizy Michalik.

Mój wpis doczekał się kilkudziesięciu komentarzy. Jedni zgadzają się z tym, co piszę, a właściwie po prostu w obronie dotychczasowego przywództwa, inni opowiadają się po stronie dziennikarki.

piątek, 28 października 2016

Zatrzymać PiS

Manifestacje kobiet (i sekundujących im mężczyzn) uświadomiły mi, że dziś walka w obronie, a właściwie coraz bardziej już o przywrócenie demokracji, to walka z PiS-em, który demoluje demokrację, ład ekonomiczny, relacje społeczne i pozycję Polski w Europie i świecie. Jeśli się w jakiś sposób (demokratyczny) tej ekipy nie pozbawi większości w Sejmie (wtedy i Kukiz skoczy im do gardła), wandalizm będzie postępował i za kilka lat nie będzie co zbierać. Niezależność sądownictwa wisi już na włosku, na co nie pozwolą odważni sędziowie zrobią to wyposażenie w odpowiednie narzędzia już sterowani ręcznie prokuratorzy, i tylko czekać jak zabiorą się za organizacje pozarządowe i niezależne media.To, że budżet w przyszłym roku się sypnie jest pewne jak 2 x 2 = 4. I albo trzeba będzie wyraźnie podnieść podatki, albo liczyć się z powstaniem trudnej do zasypania dziury budżetowej, z wszystkimi jej społecznymi konsekwencjami.

wtorek, 25 października 2016

Beata, niestety, twój rząd obalą kobiety

To, niezbyt szczęśliwe (bo czemu niby niestety?), ale dobrze dające się skandować hasło, padało trzy tygodnie i wczoraj podczas marszu i wiecu we Wrocławiu. Sam je zresztą wraz z tysiącami (media szacują je na 4 do 8) manifestantami wykrzykiwałem w Rynku, z wiarą, że tak się stanie.
Oczywiście, atmosfera tłumu różni się od tej, gdy ten się rozchodzi. Wtedy nadchodzi refleksja nad realnością tego hasła. Przyznaję, że po "czarnym poniedziałku", nawet jeszcze przed posiedzeniem Sejmu, podczas którego Kaczyński zdecydował o zaprzestaniu procedowania projektu ustawy o zakazie aborcji, byłem większym optymistą i podobnie jak wielu komentatorów bieżących wydarzeń już widziałem koniec rządów PiS. Może nie bliski, ale jednak już dostrzegalny.
Im bliżej było wczorajszego "czarnego poniedziałku" tym bardziej nachodziły mnie obawy, że nie powtórzy on siły tego pierwszego. Ich źródłem było przypuszczenie, że wiele kobiet (i wspierających ich mężczyzn) zadowoliło się uchwałą Sejmu o wstrzymaniu prac i nie przestraszyła ich dostatecznie deklaracja Kaczyńskiego, że większość sejmowa jest zdecydowana zrobić wszystko, żeby kobiety rodziły nawet w sposób ewidentny uszkodzone płody. Pod kłamliwym pozorem, że nie można dopuścić do przerwania ciąży z powodów eugenicznych. 

niedziela, 16 października 2016

Jak długo to jeszcze potrwa?

Dobiega rok od fatalnych dla Polski wyborów parlamentarnych, które pozwoliły na samodzielne rządy partii, która zdawałoby się pokazała już wszystko, na co ją stać w latach 2005-2007 i w rezultacie po dwóch latach doprowadziła do takiej mobilizacji Polaków, że w wyborach wzięła udział ponad połowa uprawnionych.
Okazało się, że wystarczyło osiem lat i rosnąca arogancja Platformy Obywatelskiej, żeby o tych dwóch latach zapomnieć. Nie można nie dodać, że tymczasem prawa wyborcze zyskały roczniki, które wcześniej nie interesowały się życiem publicznym i dały się uwieść jak nie obietnicom PiS, to populistycznym hasłom głoszonym przez agitatorów Pawła Kukiza o oddaniu Polski obywatelom. No i nie pierwszy błąd taktyczny Leszka Millera, który zupełnie stracił instynkt polityczny, w wyniku czego niespełna osiem procent głosów nie pozwoliło na wejście do Sejmu, gdzie SLD mogło mieć około 25 mandatów.
W rezultacie partia Kaczyńskiego uzyskawszy niespełna 38 procent głosów mogła samodzielnie stworzyć rząd i podejmując fatalne decyzje butnie powoływać się na werdykt suwerena. I ma do tego swego prezydenta, który okazał się bezwolną marionetką w ręku prezesa partii, który będąc zwykłym posłem faktycznie pełni funkcje premiera rządu i prezydenta państwa. W tych okolicznościach ilekroć słyszę, że prezydent lub premier podjął jakąś decyzję, nie potrafię powstrzymać się od śmiechu, Podszytego złością, bo są to na ogól decyzje fatalne dla Polski, jej obywateli i pozycji naszego państwa w świecie.

poniedziałek, 3 października 2016

Ludwik Stomma nakłuwa balon narodowej pychy

Moja bratowa przekazała mi do szpitala książkę, którą jej zdaniem powinienem przeczytać. Jest to wznowienie wydanych kilka lat temu dwóch tomów esejów pod wspólnym tytułem Polskie złudzenia narodowe
Autor, historyk i antropolog, na podstawie licznych źródeł i obfitej literatury polskiej i obcej obala liczne narodowe mity, stanowiące podstawę powszechnego mniemania o wyjątkowości narodu polskiego jako docenianego w całym świecie narodu bohaterów, pionierów oraz genialnych władców i przywódców politycznych.
Tymczasem okazuje się, że nie jesteśmy ani lepsi, ale też i nie gorsi od innych nacji, że podobnie jak inne narody mieliśmy fałszywych bohaterów, nad miarę wysoko cenionych przywódców a i nasze pionierstwo na wielu polach jest dość podejrzanego autoramentu. A w wielu kwestiach wlekliśmy się w ogonie europejskich narodów.
Kiedy w zachodniej Europie nawet na wsiach przestrzegano pewnych zasad higieny przejazd przez Polskę w XVII czy XVIII wieku był dla podróżnych mitręgą nie tylko z powodu braku dróg i minimum bezpieczeństwa, ale i brudu uniemożliwiającego nocleg lub spożycia posiłków. Wprawdzie w 1573 r. akt konfederacji warszawskiej zawierał pionierską deklarację wolności dla różnych religii i zakaz stosowania kar, ale został on pół wieku później złamany i kiedy w Europie stosy już pogasły, w Polsce jeszcze niecały wiek później jeszcze one płonęły. Ofiarami byli różnowiercy oraz czarownice. A i repertuar tortur bywał bogatszy, gdyż wzorów w tym zakresie dostarczała nie tylko  Europa, lecz także Azja.

niedziela, 11 września 2016

Jak (nie) zrażać sobie sojusznika: Hołdys o KOD-zie i vice versa

Zbigniew Hołdys, były rockowiec, znany z kilku zapamiętanych hitów, stał się kilka lat temu znakomitym publicystą, znanym z przenikliwości, niekonwencjonalnych skojarzeń i dość wyrazistego języka. Jeśli sięgam po "Newsweeka", to między innymi w nadziei na nowy felieton tego autora.
Tym razem jednak napisał dla "Wyborczej", podobno dlatego, że napisał za długi tekst jak na potrzeby "Newsweeka", który przecież zamieszcza teksty jeszcze dłuższe.
Autor daje w nim wyraz swemu zniecierpliwieniu niemrawością dwóch największych partii opozycyjnych, które rzeczywiście reagują co najwyżej zdawkowo na coraz dalej idącym procesem podporządkowywania sobie instytucji państwa przez partię zwącą się jak na ironię Prawo i Sprawiedliwość. To już nie jest droga do autorytaryzmu, lecz do dyktatury. A jeśli wziąć pod uwagę tolerancję przez rząd dla ekscesów przez organizacje nie kryjące swoich sympatii dla faszyzmu, zapraszanie ich na oficjalne uroczystości państwowe oraz coraz częstsze przypadki pobicia cudzoziemców lub nawet Polaków o  ciemniejszej karnacji lub mówiących w obcych językach, to można mówić o pełzającej faszyzacji państwa.

poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Ukraina należy do Europy. A w każdym razie do niej pretenduje

Po przeczytaniu wywiadu-rzeki Izy Chruścińskiej z Oksaną Zabużko (Ukraiński palimpsest) uświadomiłem sobie siłę ukraińskiej kultury, w Polsce znanej właściwie tylko z nazwisk Tarasa Szewczenki, Łesi Ukrainki, bo już wielki reżyser filmowy Ołeksandr Dowżenko wrzucony został wraz z filmowcami białoruskimi, litewskimi czy gruzińskimi do wielkiego wora kina radzieckiego. Faktem jest wprawdzie, że mogli tworzyć filmy tylko w Lenfilmie lub Mosfilmie w języku rosyjskim.
W okresie sowieckim w języku narodowym ukraińskim mogły powstawać tylko powieści produkcyjne, najlepiej osadzone w realiach wiejskich, folklor nakazany był też kompozytorom muzyki, malarzom czy twórcom teatralnym. Próby tworzenia sztuki artystycznej kończyły się dla twórców w najlepszym razie wykluczeniem ze związków twórczych, a na ogół kończyły się zsyłkami za Ural z paragrafu o uprawianiu propagandy nacjonalistycznej.
Istniał ruch dysydencki, który poczuł się trochę bezpieczniej w wyniku KBWE. W tym nurcie tworzył pochodzący z Łucka Mykoła Riabczuk, autor dość znanego eseju Dwie Ukrainy, który stał się jakby nie zrealizowanym jeszcze do końca scenariuszem wydarzeń w jego kraju. Lata prześladowań, polegających głównie na zakazie opuszczania kraju oraz utrudnianiu publikacji powetowały mu uczelnie i rozmaite inne instytucje zagraniczne po 1990 roku. Bywał zapraszany na całe semestry wykładów i honorowany prominentnymi nagrodami. Obecnie jest profesorem cieszącej się wysokim prestiżem Akademii Kijowsko-Mohylańskiej oraz przewodniczącym jury przyznawanej we Wrocławiu corocznej Nagrody Literackiej Europy Wschodniej "Angelus".


niedziela, 17 lipca 2016

100 mln zł na kłamstwa o Polsce.

Jedna z najczarniejszych postaci polskiego rządu minister Dawid Jackiewicz, który powinien był zniknąć z życia publicznego kilka lat temu, po śmierci w dziwnych okolicznościach osobnika molestującego żonę polityka, wymusił na zarządach spółek z udziałem skarbu państwa decyzję o finansowaniu tworu nazwanego górnolotnie Polską Fundacją Narodową. Trudno inaczej wytłumaczyć fakt, że zrobili to w tym samym czasie, nie zasięgając opinii rad nadzorczych ani zgromadzeń akcjonariuszy, wśród których są przecież osoby i spółki prywatne.
Roczny budżet fundacji ma wynosić 100 mln zł. Co oznacza, że o tyle mniej pieniędzy ulokowanych zostanie przez te spółki w inwestycjach lub o tyle mniej będzie do podziału w formie dywidend dla akcjonariuszy lub wspólników.
Celem fundacji ma być promocja polskiej marki za granicą i zapobieganie tworzeniu o niej negatywnych opinii.  Ma to być więc realizacja tego, co wcześniej marzyło się Kaczyńskiemu i Glińskiemu, choć w wersji zminimalizowanej, bo na hollywoodzki film sławiący polską historię trzeba by zbierać latami i szukać realizatora, których chciałby firmować taki gniot swoim nazwiskiem.

poniedziałek, 4 lipca 2016

Poszukiwanie silnego lidera opozycji i... KOD-u

Ludzie na wakacjach a PiS z tego korzysta i zgłasza coraz bardziej niebezpieczne dla praworządności i finansów państwa zamiary. A do tego minister oświaty postanowiła cofnąć edukację do PRL-u.
Nic dziwnego, że w bardziej oświeconej i ceniącej sobie prawa obywatelskie części społeczeństwa narasta niepokój, połączony z poczuciem bezradności, ale i zniecierpliwienia. Najdobitniej ten stan ducha wyraził red. Jacek Żakowski mówiąc "Możemy sobie maszerować, to i tak nic nie zmieni".
W tej sytuacji obserwuje się niepozbawione podstaw narzekanie na partie opozycyjne, które wciąż zdają się nie rozumieć powagi sytuacji i więcej sił poświęcają na rywalizację między nimi, zamiast wspólnie i we współdziałaniu z Komitetem Obrony Demokracji podjąć przewidziane prawem kroki mające na celu zatrzymanie marszu PiS w demolowaniu państwa, jego praw, instytucji i finansów. 

niedziela, 5 czerwca 2016

Niebezpieczna pokusa przed KOD-em

W dyskusjach, obserwowanych zwłaszcza na Facebooku, pojawiać się zaczęły głosy, że dobrze byłoby, gdyby Komitet Obrony Demokracji, korzystając ze swej popularności, zaczął szykować się do wyborów. Dziś jeden z dyskutantów uparł się nawet, żeby Mateusz Kijowski zgolił brodę, ostrzygł się i włożył na siebie garnitur. Żeby wyglądał jak polityk.
Sam sugerowałem kilka tygodni temu, żeby KOD zarysował jakąś atrakcyjną wizję Polski, gdyż cel, jakim jest przywrócenie stanu sprzed listopada 2015 roku może być dla milionów Polaków za mało zachęcający, żeby je porwać do aktywności. A stan demokracji sprzed wyborów jednak nie wystarczył, żeby obronić Polskę przed rządami hordy Kaczyńskiego*. 

sobota, 28 maja 2016

Kukiz '15 udaje arbitra

Soboty i niedziele to dni festiwali dyskusji politycznych w różnych stacjach radiowych i telewizyjnych. Rządząca partia Kaczyńskiego na własne życzenie, na skutek łamania prawa i dobrych obyczajów politycznych przyjęła rolę chłopca do bicia. A że zacięła się maszynka do wytwarzania przekazów dnia, o czymkolwiek nie byłoby mowy, ze strony polityków tej partii padają te same argumenty: że to od PO zaczął się kryzys wokół Trybunału Konstytucyjnego, bo w czerwcu zeszłego roku Sejm wybrał pięciu sędziów (jakby Trybunał tej sprawy nie rozstrzygnął), że zaprzysiężenie tych trzech właściwie wybranych sędziów nie można zaprzysiąc, bo oznaczałoby to złamanie konstytucji (jakby Trybunał oraz Komisja Wenecka tej kwestii nie rozstrzygnęły wystarczająco jednoznacznie) oraz że PiS wyciąga rękę do opozycji oferując kompromis. Choć z góry wiadomo, że nie jest on możliwy bez uprzedniego przyjęcia postanowień Trybunału Konstytucyjnego i opublikowania ich.
Jak ogólnie wiadomo, w demolowaniu demokracji w Polsce walny udział wzięło stronnictwo Pawła Kukiza, a jego ówczesny członek Kornel Morawiecki zasłynął (co prawda nieświadomym, po historyk prawa z niego żaden) przytoczeniem nazistowskiej filozofii prawa, które jeśli nie służy narodowi (nie podał, kto o tym osądza), nie jest prawem.

środa, 18 maja 2016

Siedem (domniemanych) grzechów Komitetu Obrony Demokracji


Redaktor portalu "Na temat" Jakub Noch albo któryś raz z kolei prowokuje Komitet Obrony Demokracji do bardziej zdecydowanych działań, albo po prostu okazuje swoją niechęć do ruchu, który jest nadzieją większości Polaków na skłonienie rządzących do powrotu na ścieżkę demokracji.
Dziś wylicza siedem grzechów KOD-u. Moim zdaniem w większości domniemanych lub wynikających z niezrozumienia celów ruchu.

1-2. Tylko sprzeciw i brak programu.

KOD zrodził się przecież w odruchu obrony demokracji na skutek zagrożeń  powodowanych przez większość parlamentarną wybraną w październiku 2015 r., wyłoniony przez nią rząd i powolnego prezesowi Prawa i Sprawiedliwości*  prezydenta. A jego liderzy z góry zapowiedzili, że misja ruchu uznana zostanie za zakończoną wraz z powrotrm państwa na ścieżkę praworządności i co za nią idzie, demokracji, przynajmniej w wersji prodecuralnej.
Misja w tej sytuacji jest jednocześnie programem ruchu. Ale prawdą jest, jak mi się wydaje, że z czasem, gdy marsze i wiece mimo rosnącej liczebnności nie przyniosą  widocznej korzystnej zmiany, staje się on coraz mniej pociągający. Bo cóż oznacza samo przywrócenie demokracji? Owszem, oznacza powrót do praworządności i poszanowania konstytucji, ale zarazem powrót do tego, co sprawiło, że blisko 40 % wyborców odrzuciło zdobycze tzw. III Rzeczypospolitej i zwróciło się do partii, która obiecywała im coś więcej, a część po prostuy zadowoliła się obietnicą 500 zł miesięcznie na dziecko. Co prawda, rachuby były na to, że otrzymają je rodzice każdego dziecka, a w rzeczywistości dostanie je mniej więcej co czwarta rodzina z dziećmi. Ale oszustwo się udało i wciąż propagandowo procentuje.
Więc dziś przed KOD-em swą dwie drogi: trwać przy pierwotnie ustalonej misji i walczyć demokratycznymi metodami o powrót do praworządności, albo sformułować bardziej atrakcyjną wizję Polski niż tę z ciepłą wodą w kranie i poszerzać krąg protestujących. Ale ta druga droga oznacza również wzięcie na ruch odpowiedzialności za realizację tej atrakcyjnej wizji, czyli stanięcie do walki o mandaty w przyszłych wyborach, może niekoniecznie samorządowych, ale na pewno parlamentarnych. A to z kolei oznacza przyjęcie roli partii politycznej, czyli wejście w konkurencję z obecną opozycją perlamentarną. I być może pożegnanie się z funkcją zbornika opozycji anty-PiS-owskiej.
Troichę jak w tragedii greckiej. Lub może tylko impasu brydżowego.

poniedziałek, 16 maja 2016

Czy KOD powinien podjąć prace nad programem dla Polski? I dlaczego tak?

Komitet Obrony Demokracji powstał, gdy pojawiły się pierwsze sygnały, że nowa większość sejmowa, w której prominentne stanowiska w parlamencie i w rządzie objęli ludzie, nie pozwalający na złudzenia. że będą szanowali zasady demokracji. 
W ogłoszonym na Facebooku manifeście, podpisanym przez Mateusza Kijowskiego można było przeczytać wezwanie do zwarcia sił wszystkich, którym drogie są ideały demokracji oraz podjęcie działań na rzecz jej obrony oraz zapobieżenie aktom jej demolowania przez rządzących. KOD nie stawiał sobie żadnych innych celów politycznych i zapowiadał samorozwiązanie, gdy jego misja zostanie zakończona, to znaczy kiedy cofnięte zostaną popełnione już akty bezprawia i nie będzie niebezpieczeństwa powstania nowych. 
Pierwsza pikieta pod pałacem Trybunału Konstytucyjnego odbyła się już 3 grudnia, gdy Sejm właśnie zaczął intensywne działania antykonstytucyjne, a pierwsza manifestacja w tym samym miejscu, liczona już w dziesiątkach tysięcy uczestników odbyła się kilka dni później. Od tego czasu protest stale narasta i rozszerza się nie tylko na coraz nowe miasta w Polsce, ale także wśród skupisk polonijnych na całym świecie. W protestach w Warszawie biorą też udział partie opozycyjne, a w marszu zapowiedzianym na 4 czerwca udział wezmą trzej byli prezydenci Polski.

niedziela, 15 maja 2016

Komedia z audytem

Komedia parlamentarna, nazwana stanowczo na wyrost audytem stanu państwa pozostawionego przez koalicję PO-PSL po ośmiu latach jej rządów powinna raz na zawsze wyleczyć przyszłe rządy od podobnych przedsięwzięć. I powinni się od tych pomysłów zdystansować komentatorzy polityczni.
Aliści słyszę dziś w różnych programach radiowych i telewizyjnych, że to jest dobry "wynalazek", który należałoby realizować także w przyszłości, ale  inaczej, profesjonalnie.
Tylko po co? 
Nie znam takich przypadków w praktyce zmiany rządów w państwach o utrwalonej demokracji. Gdyby było to coś dobrego i pożądanego, z pewnością już by tam było to realizowane.
Demokracja polega przecież na tym m.in., że administracja państwowa i samorządowa działa w sposób przejrzysty, podlega kontroli opozycji politycznej, mediów, organizacji pozarządowych i zwykłych obywateli, którym konstytucja zapewnia dostęp do informacji publicznej. Podlega także rozmaitego typu przewidzianym w konstytucji i ustawach organaom kontroli oraz wymiarowi sprawiedliwości.

niedziela, 8 maja 2016

Po co KOD i jego marsze? Ćwiczenia ciąg dalszy

Walka o demokrację może odbywać się tylko metodami demokratycznymi. A nimi są manifestacje, edukowanie społeczeństwa (czyli m.in. wyjaśnianie istoty demokracji, informacja o znaczeniu i sposobach funkcjonowania instytucji służących ochronie demokracji i konstytucji), nagłaśnianie przypadków łamania prawa i wolności obywateli i szykowanie pomysłu na państwo po uzyskaniu lub odzyskaniu demokracji. W sposób bliski ideału czyni to redakcja wrocławskiego biuletynu KOD-u "Dekoder", w którym czytelnik znajdzie obok bieżących informacji o charakterze organizacyjnym, o antydemokratycznych działaniach rządu, prezydenta i większości sejmowej, a ponadto artykuły informujące o tym, czym jest (i czym nie jest) nieposłuszeństwo obywatelskie, na czym polega istota kwestii uchodźców czy demokracji liberalnej i dlaczego jej utrzymywanie i umacnianie jest pożądane.
I nie można się niecierpliwić, że to nie daje szybkiego efektu. Bo daje efekt: pokazuje władzy, że nie ma powszechnej zgody na jej antydemokratyczne i antyeuropejskie zapędy oraz putinizację Polski i że świat to widzi, poszkodowani przez dobrą zmianę (np. dziennikarze) widzą, że nie są sami, a wszyscy widzą, że z każdym marszem i każdym wiecem zacieśnia się współpraca różnych nurtów opozycji. Za Danielem Passentem przytaczam te argumenty  wobec zgłaszanych na Facebooku sygnałów zniecierpliwienia i oczekiwania jakichś radykalnych działań zmierzających do obalenia legalnie wybranej większości parlamentarnej i wyłonionego przez nią rządu. Ale bez wskazywania, jakie to miałyby być działania. Ma je zdaniem żądających wymyślić i podjąć zarząd KOD-u. Przypomnijmy więc sobie lata walki kobiet o prawa obywatelskie, walki Afroamerykanów o zniesienie rasizmu w Stanach Zjednoczonych, walkę Hindusów o niepodległość, walkę Rosjan z caratem (chodzi o doprowadzenie do powołania rządu Kiereńskiego, a nie o  rewolucję bolszewicką), a wreszcie walkę KOR-u, a potem "Solidarności" o demokrację w Polsce i zniesienie dyktatu Moskwy. 

środa, 4 maja 2016

Po co KOD? A właściciwie po co powinniśmy sobie sami odpowiadać na to pytanie

Miałem wczoraj ćwiczenie w dyskusji "po co KOD?". Osoba z rodziny, w ogóle zwolenniczka państwa prawa, mieszkająca od ponad 30 lat za granicą, wcieliła się w rolę tzw. prostego człowieka, którego nie interesuje konstytucja i Trybunał Konstytucyjny, tylko żeby zarobić i się nie narobić, a poza tym mieć spokój. I postawiła pytanie o sens działania Komitetu Obrony Demokracji i obrony Trybunału Konstytucyjnego. . Argumenty typu , że nie chcemy być podsłuchiwani lub żeby media publiczne nie były tubą propagandową nic nie znaczą. Bo co ktoś taki ma przed władzą do ukrycia i co go obchodzi polityka? Ale już perspektywa płacenia co miesiąc 15 zł, którą TK z pewnością zakwestionuje, spowodowała pokiwanie głową, czyli jakby zgodę ze mną. Przypomniałem, że to TK orzekł, że emeryt może zarabiać bez ograniczeń i nikt nie ma prawa odebrać mu lub obniżyć emerytury, trochę podziałał, ale z komentarzem, że jak ktoś idzie na emeryturę, to już na ogół chce odpocząć. Wolałem nie przywoływać argumentu, że górnik, żołnierz czy strażak może pójść szybciej na emeryturę i chciałby dorabiać np. jako ochroniarz, detektyw lub portier. Ale mogłoby to wyzwolić złość na przywileje emerytalne. Na argument, że TK nakazał podniesienie kwoty wolnej od podatku padło pytanie na granicy desperacji "I co z tego, skoro rząd tej kwoty nie podnosi?". Podparłem się wyjaśnieniem, że z pewnością w wyroku jest data, do której rząd musi się dostosować. Na to padł argument "A jak rząd zlekceważy datę?". No cóż, odpowiedziałem, że to rząd ma wojsko i policję, a nie Trybunał. I właśnie dlatego upominamy się o przestrzeganie konstytucji i o szacunek dla postanowień Trybunału i w ogóle sądów, żeby używanie wojska i policji przez rząd było kontrolowane przez sądy i Trybunał.
Po rozmowie zdałem sobie sprawę, że chyba nie użyłem najbardziej trafnych argumentów i być może nawet tych użytych nie wyraziłem dostatecznie przekonująco.
Dla mnie znaczy to, że musimy sobie takie ćwiczenia stale aplikować i zbroić się na konfrontację z tymi, którzy wątpią w sens obrony demokracji i państwa prawa. Żeby nie zostać zdanym na przekonywanie tylko przekonanych.
Zastanawiam się, też, czy możemy jako KOD-erzy poprzestawać na obronie status quo sprzed grudnia 2015, czy też budować zręby przyszłej Polski, lepszej od PiS-owskiej i lepszej od tej sprzed października 2015. Bo PiS wygrał wybory dlatego, że znaczna część obywateli już się ciepłą wodą w kranie nie zadowalała. Wiem, że to nie rola KOD-u, tylko partii opozycyjnych, ale one albo nie mają pomysłu na alternatywne urządzenie Polski w stosunku do tego, co robiły do tej pory i co teraz wyprawia PiS, albo liczą na to, że jeszcze trochę rządów PiS, który tak da nam w kość, że ciepła woda w kranie nabierze cech cieknącego z kranu eliksiru młodości
Ostatnio w mediach ukazało się trochę artykułów krytycznych w stosunku do opozycji, wytykających im ich nijakość ideową i kunktatorstwo. Może podziała to na nie trzeźwiąco i zamiast rywalizować o przywództwo w opozycji zaczną ściślej ze sobą kooperować i wypracują atrakcyjną wizję "Polski po PiS-ie" oraz jakąś koncepcję silnego i wiarygodnego przywództwa. Bo szkoda każdego dnia. Każdy dzień dłużej rządów PiS to przynajmniej jeden miesiąc dłużej odrabiania strat - ekonomicznych, militarnych, społecznych i w relacjach międzynarodowych

niedziela, 1 maja 2016

.Nowoczesna w Radzie Miasta Wrocławia

Pół roku temu z okładem zagłosowałem na partię Ryszarda Petru, licząc na to, że jej lider mądrze pokieruje zespołem ludzi nowych w polityce, ale z sukcesami zawodowymi i biznesowymi, co pozwalało sądzić, że są ludźmi odpowiedzialnymi. I to się sprawdza. Partia wprowadziła do Sejmu relatywnie najwięcej kobiet i one zdają mi się najcenniejszym kapitałem politycznym tej partii. Choć z satysfakcją słucham zawsze Krzysztofa Mieszkowskiego, który przemawia bardziej jako wrażliwy społecznie i bezkompromisowy artysta niż jako polityk.
Sam lider zaczął z przytupem, chętnie udzielał wywiadów i wypowiedzi en passant, mówiąc barwnie, do rzeczy, rzucając błyskotliwymi bon motami, w wyniku czego poparcie dla .Nowoczesnej szybko poszybowało w górę, by teraz wahać się około 20 procent. Co jak na partię liberalną, kojarzoną  z twardym neoliberalizmem, uznać trzeba za wyjątkowo wysokie. Szkoda swoją drogą, że partia mając moim zdaniem atrakcyjny program społeczny, mający na celu m.in. minimalizowanie zjawiska marginalizacji, czyli poczucia braku zainteresowania ze strony państwa, nie przykłada wagi do jego eksponowania. Chyba, że partia pokaże ten program gdy zbliżać się będzie kampania wyborcza. Jeśli oczywiście partia rządząca nie uzna, że sytuacja jest szczególna i ogłosi wtedy jakiś stan wyjątkowy i zawiesi resztkę swobód demokratycznych, w tym i wybory.
Później jednak zdarzyło się liderowi parę lapsusów, ze światełkiem w tunelu na czele, jeszcze inne wypowiedzi medialne tak zostały przykrojone, żeby wyszły z tego lapsusy, co na szczęście nie zmieniło stanu poparcia dla partii.

sobota, 9 kwietnia 2016

O prawa kobiet. Tym razem do przerwania ciąży


Tak się jakoś złożyło, że niemal jednocześnie organizacje pro-life'owe wystąpiły z inicjatywą zebrania stu tysięcy podpisów pod wnioskiem o nowelizację ustawy z 1993 r.  w celu całkowitego zakazu aborcji a biskupi napisali list do wiernych do odczytania we wszystkich kościołach 3 kwietnia, ale zaadresowany do polityków w tej samej sprawie.

A znając poglądy członków obecnej partii rządzącej, oraz ich uległość wobec Kościoła, a poniekąd i uznanie konieczności zapłacenia we wszelki oczekiwany przez biskupów sposób za poparcie w wyborach prezydenckich i parlamentarnych oraz za wyniosłe milczenie wobec łamania prawa i pogłębiania podziałów w społeczeństwie lub  wręcz potępianie opozycji, należy się spodziewać, że zaostrzenie ustawy jest wielce prawdopodobne. Wprawdzie prezes PiS-u i premier rządu najpierw dali jej zielone światło, a potem on stwierdził, że nie można powodować zbędnych cierpień kobietom, a ona, że to było jej prywatne zdanie, a nie szefa rządu (to w jakich godzinach ona jest premierem, a a w jakich osobą prywatną?), a reszta posłów zapewnia, że w klubie nie będzie dyscypliny, ale to niczego nie zmienia. Zagłosują zgodnie z wolą biskupów, żeby zaskarbić sobie poparcie w następnych wyborach. A w każdym razie zagłosują za wyeliminowaniem z ustawy dopuszczalności usunięcia ciąży w razie uszkodzenia płodu, co nazywają po swojemu "powodami eugenicznymi". A będzie oznaczało to odmawianie kobietom w ciąży badań prenatalnych oraz zmuszanie do rodzenia dzieci martwych lub skazanych na śmierć niemal natychmiast po urodzeniu. czyli na cierpienia w ciąży dla kobiety i jej bliskich.

niedziela, 3 kwietnia 2016

Znów maszerowałem w obronie konstytucji i demokracji

Obóz rządzący nie tylko nie zaprzestał niszczenia demokracji i jej instytucji oraz zawłaszczania wszystkiego, czego się da, ale dostarcza wciąż nowych powodów do sprzeciwu i zatroskania o los Polski.
Niemal codziennie dowiadujemy się o posłaniu nie posiadających żadnych wymaganych kwalifikacji fachowych pociotka któregoś z polityków PiS na intratną posadę w spółkach skarbu państwa lub w instytucjach administracji publicznej, a posłom kładzie się do uchwalenia kolejne absurdalne ustawy, m.in. uniemożliwiającą osobom będącym w posiadaniu ziemi w swobodnym nią dysponowaniu przy jednoczesnym daniu swobody osobom duchownym, o daniu zielonego światła ministrowi ochrony środowiska do niszczenia owego środowiska, a nie wiadomo, jakich zapisów można się spodziewać w przygotowywanej ustawie o zwalczania terroryzmu. Nikt rozsądny nie ma złudzeń, że posłuży ona do radykalnego ograniczenia wolności obywateli. Zwłaszcza tych, którym z PiS-em i jego stylem rządzenia nie po drodze. 

Przy tym wszystkim poseł Kaczyński (dziś obecna na marszu p. red. Renata Kim z "Newsweeka" zasugerowała, żeby tak o nim mówić, a nie jako o prezesie, bo odbierze się mu nieco ważności) posuwa się do coraz bardziej podłych słów nienawiści o opozycji. Komuniści i złodzieje, cykliści i wegetarianie to mało. Ostatnio wyraził się o nich jako o "elemencie animalnym", czym pozbawił ich cech ludzkich. Trudno nie skojarzyć tego zabiegu z określeniami Żydów przez propagandę hitlerowską świniami i robactwem czy nazywaniem "wrogów socjalizmu" przez sowieckiego prokuratora Andrieja Wyszynskiego nędznymi psami. Bo jak się wroga odczłowieczy, wtedy nikną skrupuły, gdy można go zwalczać.
Jakby tego było mało, w ostatnim dniu marca episkopat ogłosił, że w niedziele odczytany zostanie list biskupów wzywający władze do całkowitego zakazu aborcji, a politycy PiS-u natychmiast pospieszyli z deklaracjami poparcia dla tej idei. Trudno to nazwać inaczej niż przejawem barbarzyństwa. Oznaczać będzie bowiem nakaz urodzenia dziecka z gwałtu, urodzenia dziecka martwego lub niezdolnego do przeżycia choćby kilku dni oraz nakaz urodzenia nawet wtedy, gdy grozić to będzie życiu lub zdrowiu matki.

sobota, 2 kwietnia 2016

Nowoczesnej sposób na bycie w opozycji i na... rządzenie

Po tym, jak  posłowie .Nowoczesnej zadebiutowali w Sejmie, jak zachowali się w sytuacji, gdy większość parlamentarna, wspierana przez posłów ruchu Kukiz '15 bezceremonialnie zaczęła niszczyć demokrację i jej instytucje, byłem dumny z dokonanego 25 października wyboru. Zresztą, nie tylko ja. Partia, która zebrała ponad 8 % niemal z dnia na dzień wyrosła w opinii Polaków na główną siłę opozycji, cieszącą się poparciem sięgającym 30 %.
Potem to poparcie zeszło do kilkunastu procent, a gdy ostatniego dnia marca liderzy partii opozycyjnych stawili się na wezwanie prezesa PiS, a do tego lider .Nowoczesnej  wyszedł ze spotkania i oświadczył, że dostrzegł światełko w tunelu, mocno mnie zezłościł. Bo w efekcie tego owczego pędu do gabinetu marszałka Sejmu (to miała być taka zmyłka, że spotkanie odbywa się pod egidą Sejmu) przebywający akurat w Stanach Zjednoczonych na międzynarodowym kongresie formalny prezydent państwa, a de facto pacynka w rękach prezesa PiS, indagowany o łamanie konstytucji przez niego, rząd i zdominowane przez PiS Sejm i Senat mógł odpowiedzieć, że właśnie w kraju rozpoczął się dialog z opozycją.

czwartek, 17 marca 2016

Czy demokracja nieliberalna jest możliwa?

Zanim odpowiem, a odpowiedź jest oczywista, bo takie demokracje są, może nawet są w większości krajów świata, należałoby wyjaśnić, co oznacza pojęcie demokracja liberalna. Dla jako tako zorientowanych w problematyce prawno-konstytucyjnej i politologicznej odpowiedź jest jasna. Są to rządy ludu dla ludu i sprawowane przez lud. To znaczy przez jego przedstawicieli wybranych w wolnych, powszechnych i sprawiedliwych wyborach. Ale sprawowane w ramach obowiązującego prawa i z poszanowaniem praw obywatelskich, co oznacza, że z uwzględnieniem praw mniejszości.
Wyjaśnienie to zdało mi się konieczne, gdyż na skutek dominujących w ciągu ostatnich ponad 30 lat rządów neoliberalnych, W Stanach Zjednoczonych oraz większości krajów europejskich, po 1989 r. także w Polsce, gdzie ekonomią rządziła "twarda ręka rynku", co prowadziło do szybko rosnących nierówności społecznych, liberalizm zyskał paskudne konotacje. Był bowiem używany zamiennie na oznaczenie neoliberalizmu. Sam byłem świadkiem obruszenia się prof. Balcerowicza, gdy ktoś w dyskusji z nim użył tego słowa, gdyż odebrał je jako inwektywę.

Kwestia demokracji nieliberalnej była dziś przedmiotem dyskusji panelowej, do której wprowadzenia wygłosili członkowie Rady Naukowej Wydawnictwa Dolnośląskiej Szkoły Wyższej: prof. Elżbieta Matynia z New School of Social Research w Nowym Jorku, prof. Tomasz Szkudlarek z Uniwersytetu Gdańskiego oraz red. Jacek Żakowski z "Polityki".
Zabierająca głos jako pierwsza prof. Matynia obficie cytując tezy rozmaitych politologów i filozofów  polityki zwróciła uwagę, że trwający od niedawna kryzys demokracji liberalnej w Polsce (jeszcze nie w pełni wykształconej) wystąpił w tym samym czasie w kilku krajach Europy, oraz na obu kontynentach amerykańskich.  I że jest on w dużym stopniu wynikiem wejścia na scenę polityczną populistów, którzy w sytuacji narastającej nierówności społecznej zyskali i zyskują nadal duże poparcie społeczne ze strony rosnącej masy środowisk ludzi wykluczonych lub zagrożonych wykluczeniem.
Z jeszcze mocniejszą krytyka neoliberalizmu wystąpił red. Żakowski. Jego zdaniem demokracja liberalna tak rozumiana, jak wyżej ją opisałem, jest konstruktem realnie nieistniejącym. Jej zręby tworzone były w krajach Europy Zachodniej przez pierwsze około trzydziestu lat po wojnie, dokąd w Europie za sprawą Margaret Thatcher, a trochę później w stanie za sprawa Reagana nie pojawiła się ideologia "niewidzialnej ręki rynku", za którą poszły narastające nierówności społeczne.A w warunkach nierównowagi społecznej, demokracja liberalna traci grunt.
Opisał też po swojemu początki kapitalizmu w Polsce. Ludzie obiecywali sobie po nim powszechny dobrobyt, troskę państwa o wszystkich obywateli. Siłą rozpędu udało się w 1997 r. wpisać do konstytucji kultywowaną przez Tadeusza Mazowieckiego i Jacka Kuronia zasadę społecznej gospodarki rynkowej, ale stało się to w momencie, gdy jej realizacja nie miała już szans. I do dziś nie została urzeczywistniona. A mniej więcej od początku XXI wieku rozpoczął się gwałtowny wzrost populizmu populizmu, narastający dystans do poprawności politycznej, a w końcu i hejtu, w wyniku czego populiści weszli do głównego nurtu polityki, a finałem jest dojście ich do władzy. Nie tylko w Polsce.  Odebrałem tę opowieść w ten sposób, że to musiało się stać.
Mniej więcej w podobny sposób, ale językiem nauki potwierdził to prof. Szkudlarek. A potem w turze odpowiedzi na pytania z sali dodał, że Komitet Obrony Demokracji jest za słabą siłą, żeby odwrócić stan rzeczy. Zyska na sile, gdy cała opozycja połączy siły. Bo jednak siła jest w partiach, mających struktury, aparat polityczny i pieniądze.
Spodziewałem sie w dyskusji zejścia na poziom bardziej praktyczny. Czyli poszukiwania odpowiedzi "co robić?". Ale tylko prof. Hana Cervinkova, powołując się na tezę Hannah Arendt, że holokaustu mogłoby nie być, gdyby pojawił się silny opór przeciw ideologii nazistowskiej, wezwała do oporu wobec niszczenia podstaw demokracji w krajach Europy Środkowo-Wschodniej, a zwłaszcza w Polsce.
W tej sytuacji zrezygnowałem z postawienia przygotowanego przeze mnie pytania, czy mają sens głosy wśród pozycji KOD-owskiej, że nie powinien nas zadowalać powrót do stanu sprzed wyborów październikowych, i w związku z tym trzeba stworzyć silniejsze podstawy demokracji, silniejszy system zabezpieczeń przed demolowaniem instytucji demokracji.
Moim zdaniem nie mają sensu. System zabezpieczeń w kraju i w skali międzynarodowej jest. Nawet jeśli w przyszłości uda się zmienić tryb powoływania Trybunału Konstytucyjnego, to gdy do władzy dojdą siły antydemokratyczne, to i tak mogą jego postanowienia zlekceważyć.
Natomiast partie polityczne powinny przyjąć do wiadomości przyczyny wyboru przez społeczeństwo populistycznej partii i zadbać o to, żeby swoja polityka opiekuńczą objąć te kręgi społeczne, które uważają się za wykluczone i zagrożone wykluczeniem.

niedziela, 28 lutego 2016

My, naród. W obronie demokracji i Lecha Wałęsy

Demontaż demokracji i zawłaszczanie państwa przez partię Kaczyńskiego trwa. Nie napiszę, że w najlepsze. Trybunał Konstytucyjny ma związane ręce, najbardziej krwiożerczy ministrowie już ogłaszają o rozmaitych wykrytych przez nich aferach a nie posiadający kwalifikacji rozmaici ludzie z PiS-u i partii satelickich obejmują kierownictwa spółek państwowych. Ostatnio weszli do renomowanych od dziesiątek lat stadnin koni. Na to nie poważyły się nie tylko władze PRL, ale nawet okupanty niemiecki.  Daniel Olbrychski skomentował to gorzkim żartem, że tylko czekać, kiedy szewc z legitymacja PiS zostanie mianowany dyrektorem filharmonii.
A do tego akurat pod nieobecność Lecha Wałęsy w kraju wdowa po gen. Kiszczaku zdecydowała się sprzedać Instytutowi Pamięci Narodowej kilkadziesiąt pudeł akt zgromadzonych w domu przez jej męża. Traf chciał, że ta wysługująca się najbardziej zawziętym lustratorom instytucja natychmiast natrafiła na akta pierwszego przywódcy "Solidarności", mające zaświadczać o agenturalnej jego przeszłości. 

niedziela, 14 lutego 2016

Na Ukrainie nowe idzie, ale stare jedzie

Wygląda na to, że Ukraina nie potrafi wyzwolić się z tego wszystkiego, co powoduje jej słabość ekonomiczną.
Dziwiłem się wczoraj podczas transmisji z debaty prezydentów krajów Europy Środkowo-Wschodniej dziennikarzom zadającym pytania prezydentowi Poroszence, czy pomoc Zachodu przełoży się na rozwój gospodarczy Ukrainy i na jakość życia jej obywateli. Bo ten wyrzucał Europie, że opuściła Ukrainę i wzywał do dalszego pomagania i izolowania Rosji od Europy.  Oczywiście, zapewniał, że jego rząd tej pomocy nie zmarnuje.
Ale przestałem się dziwić, gdy wieczorem przeczytałem w "Wyborczej" polecany przez Adama Michnika artykuł ukraińskiego dziennikarza Wiaczesława Nowikowa. 

niedziela, 7 lutego 2016

Uwaga! Sekciarstwo.

Dwa ruchy budzą dziś nadzieje wśród milionów Polaków: największe nadzieje Komitet Obrony Demokracji oraz partia .Nowoczesna. Oczywiście są też miliony czekające na obiecane 500 zł, są też tacy, którzy żyją nadzieją na odrodzenie się polskiej lewicy.Ale z każdym dniem wyraźniej widać, że to rozdawnictwo okupione musi być niebezpieczna grą budżetem państwa oraz mnożącymi się nowymi postaciami podatków, które mogą doprowadzić do upadku tysięcy małych przedsiębiorstw i drożyzny w sklepach i usług bankowych. W piątek dostaliśmy nowy cennik usług banku PKO BP. Minister tymczasem odwołał radę nadzorczą tego banku, ale cennik pozostał. Ot, kolejna zabawa pod publiczkę. Nie wspomnę o spadku wartości złotego, w wyniku czego podrożeją podróże zagraniczne. Jeden z tuzów partii rządzącej doradził, żeby na narty jeździć w polskie góry, a na wakacje nad polskie morze.
Realizm każe mi też zapomnieć, przynajmniej na jakiś czas, o odrodzeniu się lewicy. Partia mająca lewicowość w nazwie wyprana została całkowicie z lewicowych treści, partia Razem uparcie lokuje się na scenie politycznej osobno i w badaniach poparcia społecznego zajęła miejsce wśród tzw. planktonu politycznego. 
Ale trzeba też zauważyć pewne problemy związane ze wzrostem siły KOD-u i .Nowoczesnej. 

czwartek, 21 stycznia 2016

Opozycja w Polsce zwiera szyki

Cieszy mnie to, że opozycja polityczna (Kukiz to już skonsumowana przystawka, a nie opozycja) tworzy wspólny front w oporze przeciw niszczeniu demokracji przez rząd, prezydenta i większość sejmową. I  czy chcemy tego czy nie, Ryszard Petru​ potwierdza swoją pozycję lidera opozycji. Pomimo kontuzji nogi jest stale obecny wszędzie tam, gdzie jest to wskazane i zawsze jest gotowy do rozmowy z mediami. Jego oświadczenia i odpowiedzi na pytania są jasne i błyskotliwe. No i zdecydowane. Zarazem jednak daje do zrozumienia, w jakim zakresie i pod jakimi warunkami jest gotów do rozmów i nawet poparcia dla partii rządzącej. Platforma może żałować, że nie ma takiego kogoś w swoich szeregach. No, ale co zdolniejszych, np. Olechowskiego, Tusk zmarginalizował.

czwartek, 7 stycznia 2016

Trochę za dużo liderów opozycji

Postępuje demolowanie systemu demokratycznego w Polsce. Partia rządząca, nie bez znaczącej pomocy posłów Pawła Kukiza, utrudnia skutecznie prace opozycji i jej ekspertów w komisjach, posuwając się nawet do nie dawania im prawa zabrania głosu, a w czasie obrad plenarnych pozwala na jedno oświadczenie w imieniu partii i na jednominutowe zadawanie pytań. W czasie tej minuty da się powiedzieć jeszcze jedno - dwa zdania oznajmujące lub nawołujące do opamiętania.
Partie opozycyjne przyjęły różne strategie opozycyjności, ale po smutnym doświadczeniu z wyjściem posłów Platformy Obywatelskiej  z sali obrad nastąpiło ich ujednolicenie. PO rozstrzygnęła też, co prawda w sposób prowizoryczny, ale dobre i to, kwestię przywództwa, gdyż z kandydowania zrezygnowali najpierw poseł Budka, a ostatnio też Siemoniak. Jedynym kandydatem jest poseł Schetyna, uchodzący za twardego człowieka, zdolnego zdyscyplinować całą drużynę. Ale dopiero czas pokaże, czy w parze z tą umiejętnością idzie zdolność bycia liderem zdolnym nie tylko do poganiania, ale i do przewodzenia całej partii. Czyli jasnego sformułowania atrakcyjnych i ambitnych celów i wskazania drogi do ich osiągania. A na krótszą metę wskazania drogi do powrotu do ładu demokratycznego. Na razie Schetyna  zapowiedział, że chce odzyskać poparcie dla Platformy przynajmniej na poziomie, jaki osiągnęła w październikowych wyborach, żeby stać się liderem opozycji.