piątek, 20 czerwca 2014

Palikot nie ma już szans?

Kilka miesięcy temu (o, to już prawie rok!), w perspektywie wyborów  do Europarlamentu, zastanawiałem się, czy Palikot ma jeszcze szanse. I odpowiedziałem sobie, że ma, ale po spełnieniu szeregu warunków. Jak się okazało, za trudnych.
Wydawało się, że po klęsce w wyborach sprzed miesiąca nastąpi jakaś refleksja, a w jej rezultacie wróci rozwaga połączona z determinacją w urzeczywistnianiu celów wyznaczonych trzy lata temu i wciąż aktualnych. Zarówno tych ekonomicznych, jak i społecznych oraz światopoglądowych. Te ostatnie w nabrały teraz dodatkowej wagi, gdyż Kościół zyskuje w państwie coraz szersze wpływy, demolując ład społeczny poprzez nakłanianie lekarzy  do odmawiania realizacji powinności zawodowych oraz wprowadzanie cenzury w sferze sztuki. Oczywiście, partia opozycyjna może próbować je realizować w takim zakresie, w jakim jest to możliwe. Ale skoro trzy lata temu ówczesny Ruch Palikota przełamał kilka tabu, wchodząc silnym krokiem na całkowicie zdawałoby się zabetonowaną scenę, wprowadzając na nią osoby z kręgu mniejszości seksualnych, to mając swoją reprezentacje w  Sejmie i dotacje, powinien zyskiwać jeszcze większy wpływ na opinię publiczną i poszerzać swoje wpływy. Nawet Lepper to potrafił.. Nie mogę tu nie dodać, że to właśnie te osoby spośród mniejszości seksualnych przynależą zarazem do tej mniejszości w naszym Sejmie, która wykazuje się ponadprzeciętną  kulturą osobistą i polityczną.
A tymczasem? Partia w beztroski sposób rozmyła swoje lewicujące oblicze, stając się reprezentacją nawet nie klasy średniej, przedsiębiorców, lecz drobnych geszefciarzy. Niestety, takie wrażenie sprawia znaczna część posłów, którzy jeszcze w partii pod nową nazwą się ostali. Prof. Hartman sprawia w tym towarzystwie wrażenie kwiatka do oblazłego kożucha. Nie bardzo mu z nim do twarzy. Wydaje się więc, że partia nie jest do refleksji zdolna. Tym bardziej, że wyzbyła się ideowych ludzi w środowiskach lokalnych. Nie widząc szans wpływu w partii, nie czując oparcia ani zainteresowania ze strony zarządu krajowego, pozbawieni możliwości uzyskiwania informacji (gazety mogą sobie poczytać bez podpowiedzi),dali sobie spokój z aktywnością polityczną lub zaczęli sobie szukać miejsca w innych organizacjach, mających podobne cele jak Ruch Palikota u swego zarania.
Była szansa zaistnienia partii jako głosu rozsądku w obliczu rozgrywanej obecnie afery podsłuchowej. W obliczu zamachu na ład demokratyczny w państwie, bo dokąd nie wiadomo, kto i na czyje zlecenie podsłuchiwał jedne z najważniejszych osób w państwie, są podstawy do obaw o inspirację z zagranicy i to bynajmniej nie zachodniej, Janusz Palikot okazał się drugim obok Ziobry sojusznikiem Kaczyńskiego w dążeniu do obalenia rządu. Kaczyńskiego można zrozumieć, gotów jest skąpać kraj we krwi, byle dorwać się do władzy i odegrać za wszystkie przegrane kampanie. No i chyba żądzą zemsty na premierze kieruje się Janusz Palikot, strącając cały swój kapitał polityczny w otchłań nieistnienia.
Trzeba więc definitywnie rozstać się z nadziejami, że akurat ta partia poszerzy granice wolności obywatelskich i równości wobec prawa dla wszystkich obywateli, że poszerzy dostęp do informacji publicznej oraz ograniczy wszechwładzę biurokracji. Niestety, tych ideałów nie głoszą żadne inne organizacje polityczne, a w siłę rosną te, dla których ideałem jest dyskryminowanie wszelkich mniejszości.
Myliłem się pół roku temu widząc szanse dla tej partii. Chciałbym mylić się nie widząc ich teraz.