poniedziałek, 23 września 2013

Czy Palikot ma jeszcze szanse?

Po rozstaniu się w bardzo nieprzyjemny sposób z Wandą Nowicką postawiłem na Ruchu Palikota krzyżyk. A to, co się potem w tej partii działo, zarówno na szczeblu centralnym jak i lokalnym, utwierdzało mnie w słuszności takiej postawy. Nieprzemyślane wystąpienia medialne samego przywódcy oraz jego najbliższych współpracowników, odchodzenie lub wyrzucanie kolejnych posłów i działaczy w kraju,  z którymi rozstawano się w aurze pomówień, konflikty między posłami i zarządami lokalnymi, a w najlepszym razie brak z nimi współpracy, co widoczne jest także we Wrocławiu, zapowiadały całkowitą degrengoladę w partii.
Do tego z najzupełniej nieznanych powodów Ruch Palikota zaangażował się w lokalne działania mające na celu obalenie prezydentów niektórych miast. Sam nie zyskał na tym nic, jeśli zgoła nie stracił, utorował jednak drogę do zwycięstw kandydatów PiS-u. Teraz to samo robi w stolicy, nie znajdując żadnego logicznego uzasadnienia dla tego kroku. Uzasadnienie, które dziś podał w rozmowie z Moniką Olejnik Janusz Palikot, było według mnie całkowicie nieprzekonujące. To był jakiś logiczny łamaniec.



Próbą ratowania traconej szybko pozycji i malejącego drastycznie poparcia społecznego było tworzenie ni to nowej partii, ni porozumienia z częścią środowisk lewicowych pod egidą tracącego swój polityczny sex appeal Aleksandra Kwaśniewskiego. Zrobiono to jednak jakoś niezgrabnie, a i sam Kwaśniewski zbytnio się w to nie zaangażował. Zresztą, dziwiłem mu się, że w to w ogóle wszedł. Teraz jakoś to powoli zaczyna się podobno kleić, ale wątpię, czy projekt Europa + nie zakończy swego żywota po wyborach do Parlamentu Europejskiego, w których trudno liczyć na sukces.
Jednak w ciągu ostatniego miesiąca Janusz Palikot ożywił się, objechał wszystkie ważniejsze ośrodki w kraju, zebrał opinie i zabrał się za przekształcanie partii, już pod nowym szyldem. Mamy się o nim dowiedzieć na kongresie 6 października.W tej nowej partii mają znaleźć się różne pomniejsze liberalno-lewicowe organizacje polityczne, funkcjonujące obecnie na obrzeżach lub na marginesie krajowej sceny politycznej.
Czy daje to szanse przynajmniej utrzymania stanu posiadania z jesieni 2011 roku? Moim zdaniem daje. Ale pod wieloma warunkami, które dziś zawarłem we wpisie na blogu Janusza Palikota. Otóż partia oprócz spraw o charakterze światopoglądowym musi mieć realny program gospodarczy oraz program w zakresie polityki społecznej, a więc przede wszystkim walki z bezrobociem i patologiami społecznymi, polityki oświatowej i naukowej oraz zdrowotnej. Sam przewodniczący zaś musi otoczyć się mądrymi ludźmi, mądrzejszymi od niego samego, wsłuchiwać się w ich opinie i robić z nich użytek, a na dystans trzymać posłów, którzy mało, że niewiele sobą reprezentują, to bardziej kierują się osobistymi ambicjami niż dobrem partii, że o dobru kraju nie wspomnę. Posłom powinien nakazać zwiększenie aktywności w ich okręgach wyborczych, a tam, gdzie zarządy lokalne pracują słabo lub markują pracę, doprowadzić do nowych wyborów. Bo bez pracy politycznej w tzw. terenie, bez pobudzania ludzi do myślenia, dyskutowania i działania,  trzeba zapomnieć o szansach na sukces.
Partia powinna skupić się na przekonywaniu społeczeństwa do wytyczonych celów programowych, które - trzeba mieć nadzieję - zostaną na kongresie wytyczone, zarzucić zaś działania i teksty z pogranicza awanturnictwa politycznego, które zamiast uświadamiać ludziom cele, kompromitują je.
Do wyborów samorządowych jest jeszcze półtora roku, a do parlamentarnych dwa lata. Skoro udało się w rok doprowadzić do uzyskania 10-procentowego poparcia, to dłuższy czas powinien wystarczyć do jego odbudowania, co uważam za trudniejsze, ale możliwe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz