Tak się jakoś złożyło, że niemal jednocześnie organizacje pro-life'owe wystąpiły z inicjatywą zebrania stu tysięcy podpisów pod wnioskiem o nowelizację ustawy z 1993 r. w celu całkowitego zakazu aborcji a biskupi napisali list do wiernych do odczytania we wszystkich kościołach 3 kwietnia, ale zaadresowany do polityków w tej samej sprawie.
A znając poglądy członków obecnej partii rządzącej, oraz ich uległość wobec Kościoła, a poniekąd i uznanie konieczności zapłacenia we wszelki oczekiwany przez biskupów sposób za poparcie w wyborach prezydenckich i parlamentarnych oraz za wyniosłe milczenie wobec łamania prawa i pogłębiania podziałów w społeczeństwie lub wręcz potępianie opozycji, należy się spodziewać, że zaostrzenie ustawy jest wielce prawdopodobne. Wprawdzie prezes PiS-u i premier rządu najpierw dali jej zielone światło, a potem on stwierdził, że nie można powodować zbędnych cierpień kobietom, a ona, że to było jej prywatne zdanie, a nie szefa rządu (to w jakich godzinach ona jest premierem, a a w jakich osobą prywatną?), a reszta posłów zapewnia, że w klubie nie będzie dyscypliny, ale to niczego nie zmienia. Zagłosują zgodnie z wolą biskupów, żeby zaskarbić sobie poparcie w następnych wyborach. A w każdym razie zagłosują za wyeliminowaniem z ustawy dopuszczalności usunięcia ciąży w razie uszkodzenia płodu, co nazywają po swojemu "powodami eugenicznymi". A będzie oznaczało to odmawianie kobietom w ciąży badań prenatalnych oraz zmuszanie do rodzenia dzieci martwych lub skazanych na śmierć niemal natychmiast po urodzeniu. czyli na cierpienia w ciąży dla kobiety i jej bliskich.