Przypadkowo usłyszałem rano w TOK FM rozmowę ze Zbigniewem Wodeckim, którego lubię słuchać zarówno śpiewającego, jak i opowiadającego, bo jest błyskotliwym rozmówcą.
W gorączce przedwyborczej (która nb. przybiera niebezpieczne rozmiary, na granicy udaru) został zagadnięty również o bieżącą politykę i ocenę naszej demokracji. Odpowiadając posłużył się wypowiedzią jakiejś szesnastolatki, która powiedziała podobno mniej więcej "Cóż to za demokracja, która polega na tym, że raz w roku mogę wziąć udział w jakichś wyborach?!" (Jako niepełnoletnia?), z którą zdaje się zgadzać. Po czym przystąpił do krytyki polskiej debaty publicznej, zwłaszcza tej w wykonaniu polityków, która w jego odbiorze jest czcza, płytka i zupełnie rozmijająca się z najważniejszymi problemami, które nurtują Polaków. I trudna się w tej ocenie ze znanym estradowcem nie zgodzić.
Przypomniała mi się w tym momencie anegdota. Otóż w okresie II Rzeczypospolitej ktoś wyraził pretensję pod adresem Leopolda Staffa, że pisze wiersze o miłości, deszczach, kwiatach, a tymczasem w kraju jest bieda, nie wszystkie dzieci mogą chodzić do szkoły, brakuje pracy itd. Na to poeta odpowiedzieć miał ponoć "Proszę pana, od tych spraw spraw to ja mam Piłsudskiego". I jest tu moim zdaniem zawarta kwintesencja demokracji, a bardziej konkretnie, demokracji liberalnej. W odróżnieniu np. od demokracji suwerennej, którą wprowadził w Rosji Putin. Że już nie wspomnę panującej u nas do 1989 r. demokracji ludowej.
Bo istota demokracji liberalnej polega na tym, że naród (a ściślej obywatele kraju, województwa, gminy) jako suweren nie mogąc we wszystkich sprawach podejmować decyzji o wadze państwowej, lokalnej lub międzynarodowej, wybiera do tych celów swoich reprezentantów, którzy będą w ich imieniu stanowili prawo, .wyłaniają organy, które będą to prawo realizowały oraz kierowały na bieżąco nawą państwową lub lokalną, podlegając kontroli władzy ustawodawczej (która może wyłaniać do tego celu specjalne instytucje) oraz sądowniczej. Słowem, mandatariusze obywateli są po to wybierani, żeby stwarzali dla społeczeństwa warunki do życia na możliwie wysokim poziomie jakości, jednak na miarę możliwości, wynikających ze stanu gospodarki narodowej, do pracy w miarę możliwości pozwalającej mieć poczucie samorealizacji, do zaspokajania elementarnych potrzeb oraz poczucie bezpieczeństwa i realizacji celów osobistych. Czyli np., żeby następcy Staffa i jego kolegów w innych dziedzinach twórczości mogli pisać wiersze, powieści, malować obrazy czy wystawiać sztuki teatralne o tym, o czym chcą, i mogli liczyć na wsparcie instytucji państwa.
A w wyborze swoich przedstawicieli naród ma całkowitą swobodę: może wybierać kogo chce, ale może też z tego prawa nie skorzystać.