poniedziałek, 31 grudnia 2018

Czy koalicja partii opozycyjnych jest realna?


Politycy opozycji od lewa do prawa oraz wielu obserwatorów bieżącej polityki nawołuje do zjednoczenia sił demokratycznych, gdyż w tym upatruje szans na pokonanie kliki rządzącej. System podziału mandatów według metody d'Hondta premiuje zwycięzców.

Owszem, trzy lata temu partia Kaczyńskiego zyskała większość w Sejmie mając raptem 38 procent głosów. Ale nawołujący do zjednoczenia zdają się zapominać, że SLD w 2001 r., a PO  w 2007  i 2011 r. nie zyskały większości choć zdobyły ponad 40 procent głosów. Nie zwracają też uwagi na to, że PiS wprowadził znacznie ponad 50 procent mandatów Senacie, choć tu system d'Hondta nie obowiązuje. A jakby tego było mało, tzw. Koalicja Obywatelska, powstała na skutek dołączenia do PO Nowoczesnej i części lewicy, uzyskała efekt nader umiarkowany. Powiększyła tylko w porównaniu z rokiem 2014. liczbę prezydentów miast, częściowo zresztą dzięki temu, że w końcu zdecydowała się poprzeć kandydatów mających szanse na wygraną, mimo jej poparcia. Co pokazał wynik wyborów prezydenta Gdańska, który tego poparcia nie otrzymał, a i tak wygrał. Ale już w wyborach do rad miast "prezydenckich" tej wygranej nie było. A im bardziej od metropolii tym było gorzej.

Trzeba sobie powiedzieć jasno: SLD i PO nie wygrało z ponad 40 procentami poparcia, gdyż miały silniejszą opozycję niż PiS w 2015, który miał słabą opozycję. A już zwłaszcza słaba okazała się Platforma Obywatelska, która nie potrafiła zmobilizować swego elektoratu. Mało tego, swoim sposobem sprawowania rządów w latach 2011-2015 uderzała weń jak nie ustawami skierowanymi przeciw klasie średniej, to lekceważąc jej oczekiwania, wyrażane setkami tysięcy podpisów pod petycjami i projektami ustaw.

niedziela, 16 grudnia 2018

Opozycja musi wygrać wybory. Ale co dalej?


Większość polityków opozycji oraz obserwatorów sceny politycznej, głównie politologów i dziennikarzy, nawołuje do zjednoczenia opozycji, gdyż metoda liczenia głosów d'Hondta jest nieubłagana - premiuje zwycięzców. Nie dodaje się już, że premiuje też, choć w mniejszym stopniu, komitety wyborcze, które osiągają dobry, dwucyfrowy wynik.  

Jedni między wierszami, a inni, jak ostatnio niedawny prezydent Komorowski, wprost głoszą potrzebę stworzenia koalicji wokół najsilniejszej partii opozycyjnej. Przemawiają za tym nawet sondaże.
Trudno odmówić kierownictwu Platformy Obywatelskiej i samemu Grzegorzowi Schetynie zasługi, że partia po przegraniu wyborów  w 2015 r. nie rozsypała się i nawet w sondażach lekko zyskuje. Ale trudno też zaprzeczyć, że złożyły się na i inne czynniki, szczególnie słabość innych partii opozycyjnych (Nowoczesna nawet przez krótki czas miała większe poparcie niż PO, ale w najgłupszy z możliwych sposobów je szybko przeputała), ujawnianie wciąż nowych i groźnych afer w partii (a właściwie ni to szajki, ni mafii) rządzącej oraz nadzieja na powrót Donalda Tuska, który oczywiście stanąć powinien na czele PO lub zjednoczonej opozycji.

sobota, 1 grudnia 2018

Jaka Polska Po PiS-ie?

Za rok - być może - będziemy już po wyborach parlamentarnych. Piszę "być może", gdyż rządząca klika w obawie o przegraną i jej konsekwencje, może nam zafundować jakiś powód, np. stan wyjątkowy, żeby do wyborów nie doprowadzić. Albo wysmażyć taką ordynację, która zapewni im wygraną. Wiedzą bowiem, że tym razem "polityki miłości" na pewno nie będzie, gdyż byłoby to demoralizujące dla ogółu obywateli.

Jeszcze żadne ugrupowanie polityczne nie przedstawiło swojej wizji państwa. Być może wszystkie czekają z jej ogłoszeniem we właściwym czasie, a więc na kilka miesięcy przed wyborami. O ile jednak jakoś nie słychać krytyki pod adresem partii, które już rządziły lub współrządziły, bo mniej więcej ich ideologia jest znana, a rządy pamiętane, o tyle zewsząd słychać zniecierpliwienie pod adresem tworzącego się ugrupowania Roberta Biedronia. Trochę bierze się ono z autentycznego zaciekawienia, a trochę z obawy, że zagrozi ono pozycji partii ugruntowanych jakoś na polskiej scenie politycznej, a trochę z autentycznej bojaźni, że powstanie nowego bytu, którego twórca zarzeka się, że nie wejdzie do koalicji demokratycznej, osłabi szansę na odsunięcie PiS-u od władzy. A jakby na to nie patrzeć, ten cel należy uznać za najważniejszy, gdyż jeśli się go nie osiągnie, Polsce grozi całkowity upadek i osunięcie się do takiej pozycji, że mimo relatywnie centralnego usytuowania na mapie Europy i dużej liczby ludności, będzie się w relacjach międzynarodowych mniej liczyła niż mikrokraje.