poniedziałek, 16 lipca 2018

Wciąż tkwimy w kręgu antysemickich stereotypów

Nie mam bynajmniej na myśli osób, które wyraźnie uprzedzone są do narodu żydowskiego i się z tym nie kryją, ale ludzi takich jak ja, którzy nie znajdują powodu, żeby sądzić o jakimś narodzie, że jest zły lub dobry lub że istnieje coś takiego, jak charakter narodowy.
Czytając jednak kolejną książkę Henryka Grynberga, Monolog polsko-żydowski  (Wydawnictwo Czarne, 2012), co chwila łapałem się na tym, że nie potrafiłem zdekonstruować obiegowych opinii oraz tez zawartych w publicystyce osób, których żadną miarą nie zakwalifikowałbym jako antysemitów. A przecież eksponowanie dziś żydowskiego pochodzenia osób żyjących w Polsce i uważających się za Polaków, a już zwłaszcza zamartwianie się ich rzekomą nadreprezentacją w polityce, nauce lub sztuce, jest niczym innym jak dość prymitywną forma antysemityzmu!
Prosta sprawa, uznajemy za rzecz oczywistą, że o okrucieństwie bezpieki w czasach stalinowskich zdecydowała lub w każdym razie miała znaczenie duża liczba funkcjonariuszy pochodzenia żydowskiego. Których chętnie zatrudniano, bo byli nieźle wykształceni, mieli przynajmniej maturę. Ale, pisze Grynberg "Czy stalinizm w Polsce byłby łagodniejszy, gdyby wszyscy stalinowcy mieli w żyłach czysto polską krew? To, co się działo w Bułgarii i Albanii, gdzie nie było Żydów u władzy, wskazuje, że przeciwnie. A najdłużej stalinizm trwał w NRD, gdzie ich prawie nie było" (s. 29).