sobota, 17 czerwca 2017

Co po PiS-ie?

Partia (którą sam nazywam szajką) Kaczyńskiego wciąż trzyma się mocno. Cieszy się dużym poparciem i pchana nim szykuje kolejne "reformy", które mają dokumentnie zniszczyć praworządność i podporządkować sobie całą władzę.
Ale jednocześnie narasta opór. Widomym jego przejawem są kontrmanifestacje wobec tzw. miesięcznic. Początkowo przychodziła na nie garstka osób zrzeszonych w ruchu Obywatele RP. W czerwcu przyszło na nią już znacznie więcej ludzi niż tych, co szli z katedry (swoją drogą, że też biskup pozwala na nabożeństwa, od których zaczynają się te seanse nienawiści i na uczestnictwo w nich księży) przed pałac namiestnikowski. Dołączyły do nich także kobiety spod znaku czarnych parasolek. Szkoda tylko, że nie zaistniały w sposób bardziej widoczny i formalny. I to pomimo obowiązywania antydemokratycznej ustawy dzielącej manifestacje na lepsze (rządowe) i gorsze (antyrządowe). I widać, że Kaczyński zaczął się ich bać. Bo policji było już więcej niż manifestantów i kontrmanifestantów razem wziętych, a jego przemowy są coraz bardziej schematyczne i histeryczne. Białe róże nazwał kwiatami nienawiści, opowieści o tym, że jesteśmy coraz bliżsi prawdy budzą już tylko uśmiechy politowania i zupełnie zapomina choćby słowem wspomnieć o swoim bracie. Ostatnio zapomniał już także o potrzebie postawienia pomnika. Widomą oznaką histerii  były zatrzymania uczestników kontrmanifestacji. Których policja uporczywie nazywa tylko wylegitymowaniem. Ale jednak byli oni przetrzymywani na komendzie aż do chwili zakończenia oficjalnej manifestacji.
Z pewnością w lipcu kontrmanifestacja będzie jeszcze liczniejsza. Kto wie, czy sam się do Warszawy nie wybiorę.Chyba, że Kaczyński zaniecha urządzania miesięcznic.
Sam odczytuję te kontrmanifestacje jako krok dalej w oporze, już bardziej czynny i bardziej dla rządzących uciążliwy. I chyba demobilizujący.