Adam Michnik stał się dla mnie ważny od czasu, gdy powstał Komitet Obrony Robotników. Z jego tekstami zetknąłem się jednak dopiero w stanie wojennym, dzięki prasie konspiracyjnej i emigracyjnej. Zaimponował mi listem do gen Kiszczaka oraz zbiorem szkiców "Kościół - lewica - dialog". W pierwszym potrafił zarazem okazać niezłomność, jak i umiejętność wzniesienia się ponad własne emocje i doznane krzywdy. W drugim oddał hołd Kościołowi w Polsce, który w latach osiemdziesiątych stał się otwarty na rozmaite opcje polityczne i społeczne i stał się istotnym czynnikiem w spajania narodu w oporze przeciw opresyjnej władzy. Stałe czytanie "Gazety Wyborczej" nawet (a może zwłaszcza?) po odebraniu jej logo "Solidarności", było więc naturalną konsekwencją tego zauroczenia. Nie zmieniłem zdania nawet wtedy, gdy sam zostałem przez nią zaatakowany. Gazeta wierzyła bowiem słowom pewnego generała z dawnej ekipy gen. Jaruzelskiego. Szczególnie ważne są dla mnie artykuły samego naczelnego, który zabiera głos rzadko, ale zawsze jest to głos, z którego tezami nie potrafię się nie zgodzić.
"Wściekłość i wstyd" to tytuł wydanej w 2006 r. przez Zeszyty literackie książki Adama Michnika i jednocześnie tytuł jednego z zawartego w niej szkicu, opublikowanego po raz pierwszy w 1994 roku.
Jest tu zawarte credo życiowe autora, ukształtowane w pierwszych latach III Rzeczypospolitej i wciąż aktualne. Sprowadza się ono do szacunku dla tych, którzy poprzez aktywność w Komitecie Obrony Robotników (KOR), w Wolnych Związkach Zawodowych, potem w "Solidarności", a także nierzadko poprzez indywidualną niezłomną postawę oraz przez Okrągły Stół w 1989 r. doprowadzili do powstania wolnej Polski. Ale to niecałe jeszcze credo. Jest jeszcze jego druga część. Autor nawołuje jeśli nie do szacunku, to przynajmniej zrozumienia także dla tych, którzy krok po kroku zbliżali się do Okrągłego Stołu i w końcu zasiedli do niego po drugiej jego stronie. I dla dania im prawa do wspólnej budowy ładu demokratycznego ze swoimi dawnymi przeciwnikami, nawet jeśli ich nękali, pozbawiali pracy i wsadzali do więzień. A mało kto jak właśnie Michnik ma do tego prawo, wybierając bowiem w 1968 r. jeszcze jako student Uniwersytetu Warszawskiego opozycyjność, doznał wszystkich możliwych szykan, może z wyjątkiem pobicia.
Autor w ogóle uważa, że ludzie mają prawo do błądzenia oraz zmiany orientacji życiowej. Pod warunkiem wszelako, że zmieniają ją na uczciwą i nie zapierają się swych życiorysów Daje temu wyraz kreśląc w pierwszej części swej książki portret artystyczny i polityczny Mariana Brandysa, który w pierwszych latach po wojnie uległ ideologii komunistycznej, której na usługi oddał swe pióro, pisząc entuzjastyczne reportaże z placów budowy socjalizmu w Polsce. Oczy na rzeczywistość otworzyły mu Październik 1956 i Marzec 1968 r. Rozstał się z partią, nie wahał się podpisywać pod listami opozycji, a gdy jego żona, wybitna aktorka Halina Mikołajska przystąpiła do KOR, ich mieszkanie stało się dla opozycji czymś w rodzaju domu otwartego.