piątek, 29 grudnia 2017

Moralna panika wobec kryzysu migracyjnego

W święta Bożego Narodzenia, zwłaszcza w kontekście wieczerzy wigilijnej, gdy tradycyjnie stawia się nakrycie dla zbłąkanego wędrowca, odżył temat przyjęcia uchodźców. Stał się on istotnym wątkiem kazań podczas pasterki. Papież Franciszek, który z bliska widział tragedię ludzi na Lampeduzie, postawił go nieomal na ostrzu noża. Polscy biskupi poruszyli go jakby półgębkiem lub przemówili językiem, którego sam Ezop by nie prześcignął, a biskup Głódź po raz kolejny zhańbił się mową nienawiści.
Nienawiść, pomieszana z lękiem, a mająca swe źródło w stereotypach podsycanych przez rządzących i sprzyjające im media, przelewa się też na forach dyskusyjnych, do których asumpt stanowi każdy artykuł czy wywiad choćby tylko zatrącający o ten temat. Jak to się stało z wywiadem ambasadora UNICEF, popularnego aktora Artura Żmijewskiego. I niestety, goszcząca też wokół niejednego świątecznego stołu. Szczęśliwie, nie w mojej rodzinie.
Piszę o tym, bo akurat kilka dni temu zamknąłem po kilkuwieczornej lekturze (co wieczór jeden rozdział) niewielkiej książeczki (128 stron niedużego formatu) Zygmunta Baumana Obcy u naszych drzwi (PWN, 2016). Zmarły niedawno wielki uczony z właściwą sobie wnikliwością analizuje i wyjaśnia reakcję polityków i społeczeństw Europy na narastającą dość gwałtownie w latach 2015 i i 2016 falę emigracji i uchodźstwa z bliskowschodnich i północnoafrykańskich krajów ogarniętych wojnami, głodem lub rządami terroru. Z natury rzeczy ludzie ci uciekają do najbliższych europejskich krajów, Włoch, Grecji (a właściwie należących do tych państw wysp na Morzu Śródziemnym) oraz Turcji i Jordanii. Gdzie otrzymują elementarną pomoc, ale próbują szukać warunków, w których mogliby żyć mniej więcej normalnie, choć z daleka od ojczyzn i swoich rodzin, móc zarabiać na życie, wychowywać dzieci i posyłać je do szkoły.
W części europejskich krajów krajów znajdują zrozumienie i pomoc, a rządzący w tych krajach rozumieją, że w sytuacji kryzysu demograficznego zyskują potrzebne ręce do pracy. Tym bardziej, że wśród uchodźców, zwłaszcza z krajów bliskowschodnich, duża część ludzi ma wyuczone kwalifikacje i doświadczenie zawodowe. Państwa te miały prawo liczyć na solidarność ze strony innych państw europejskich. Miał im w tym pomóc plan relokacji uchodźców, który w jakimś stopniu się powiódł.

środa, 6 grudnia 2017

Nowe hasło: Precz z PiS-em!

Kiedy dwa lata temu PiS zaczął demolowanie systemu demokratycznego Polski i osamotnianie jej w polityce międzynarodowej, na co odpowiedzią było m.in. powołanie Komitetu Obrony Demokracji, rozpoczęła się dyskusja nad tym, w jaki sposób poszerzać front sprzeciwu. Pojawił się dość szybko projekt nowej, lepszej konstytucji, który miałby zabezpieczać Polskę przed ewentualnymi następnymi wandalami, m.in. przez stworzenie poprawę mechanizmu powoływania sędziów Trybunału Konstytucyjnego.
Dziś już dla każdego, z wyjątkiem co naiwniejszych posłów ugrupowania Kukiz'15, jasne jest, a w każdym razie jasnym być powinno, że jak do władzy dochodzą wandale, to niszczą wszystko, nawet najlepsze prawne zabezpieczenia.
Dość zgodnie głoszono, że niemożliwy jest, a w każdym razie mało atrakcyjny dla wyborców powrót do polityki wewnętrznej sprzed października 2015 roku. Że trzeba pracować nad bardziej prospołeczną koncepcją rządzenia. Głosili to politycy partii opozycyjnych, szczególnie PO oraz lewicowe ugrupowania pozaparlamentarne, a przede wszystkim zdający znać się na wszystkim publicyści, wytykający przy okazji błędy poprzedniego rządu. Byłem zresztą podobnego zdania, o czym tu pisałem.

poniedziałek, 27 listopada 2017

Daremna śmierć Szarego Człowieka (?)

Jutro minie 40 dni od au-da-fe Piotra Szczęsnego przed Pałacem Kultury. Kilka dni potem umarł. A że stało się to tuż przed Świętem Zmarłych, na wielu cmentarzach całej Polski wydzielono miejsca, w których przychodzący odwiedzić groby swoich bliskich, mogli zapalić znicze także dla Niego.
W wielu miastach też upamiętniono tę śmierć przez organizowanie manifestacji na centralnych placach. Zapalono znicze i rozwinięte napisy informujące o istocie rzeczy. Czytano też zgromadzonym  na głos manifest i rozdawano jego egzemplarze osobom zatrzymującym w miejscach tych manifestacji lub przechodzącym.
Nie wiem, jak to wyglądało gdzie indziej poza Warszawą, gdzie można mówić o o setkach, może tysiącu ludzi, we Wrocławiu  w Rynku, przy Pręgierzu jednego wieczora było nas może dwadzieścioro kilkoro, drugiego pięćdziesięcioro. Zatrzymało się i wzięło ulotki może drugie tyle, a trochę ludzi wzięło ulotki i poszło sobie dalej. Najczęściej jednak omijano nas z daleka, chowano ręce za siebie, a czasem słyszeliśmy coś o Sorosu lub wezwania, żebyśmy wzięli się do roboty. O 20.00 w ciemny listopadowy wieczór! Chciałem spytać te  starszą panią, co ona robi w ten wieczór w Rynku, ale lepiej było udać, że się nie słyszy.
A potem Piotr Szczęsny został z honorami i wzruszającym kazaniem ks. Bonieckiego pochowany, a w gazetach pojawiły się dość licznie klepsydry o śmierci i pogrzebie "Szarego Człowieka".

sobota, 18 listopada 2017

Mamy faszyzację Polski, czy jeszcze nie?

O wnioskach z historii mówi się rozmaicie. Starożytni mawiali ponoć, że historia jest nauką życia. Hegel był jednak co do tych nauk sceptyczny, skoro powiedział, że historia uczy, że ludzkość niczego się z niej nie nauczyła. Zaś Marks orzekł, że historia się powtarza, ale w postaci farsy. Nad tym wszystkim unosi się memento sformułowane nie wiem już czy przez Parkinsona, czy Petera, że ze wszystkich scenariuszy przyszłości zwykle spełnia się ten najgorszy.
Sam skłonny jestem do przyznania racji Heglowi. Czyli, że historia lubi się powtarzać. Niestety, większość albo jej dostatecznie nie zna, albo sobie z jej nauk nic lub niewiele robi.
Piszę  o tym w kontekście zdarzeń z ostatnich dwóch lat, a które nabrały teraz przyspieszenia. Rok temu zdarzały się poturbowania manifestujących pod sztandarami Komitetu Obrony Demokracji, wobec których rządzący okazali ustami swojej rzeczniczki zrozumienie. W grudniu zaczęło się nękanie legalnie protestujących poprzez legitymowanie ich oraz wzywanie na policję w celu złożenia wyjaśnień i ewentualnie nakładanie pieniężnych kar porządkowych pod absurdalnymi oskarżeniami, byle tylko dopasować je do kodeksów. Do tego latem doszło do usuwania manifestujących z ulic i zatrzymań na posterunkach policji, co jednak nie jest tak formalnie nazywane. Ostatnio zatrzymani bywali wożeni z posterunku na posterunek, żeby wydłużyć w czasie ich ograniczenie wolności. Zatrzymany został nawet dziennikarz tygodnika "Polityka". Służyć to ma zastraszaniu obywatelki i zniechęcaniu ich do aktywności obywatelskiej. W listopadzie samospalenia na znak protestu wobec polityki rządu dokonał Piotr Szczęsny. Zamiast otrzeźwienia w szeregach rządzących spowodował tylko ich wzruszenia ramion, a w prorządowych mediach nieprzystojne przyzwoitym ludziom drwiny.

sobota, 11 listopada 2017

Do czego to prowadzi? Gdzie my żyjemy?

Kiedy blisko trzy lata temu pisałem tu o nadchodzącym faszyzmie słyszałem w rozmowach, że niepotrzebnie histeryzuję, podobnie jak sędziwy prof. Jedlicki, którego głos na swoim blogu przywoływałem. Podobne reakcje wywołał mój wpis z początku tego roku, gdy symptomy grozy stawały się coraz bardziej wyraźne, gdyż gołym okiem widać było, że Polska brunatnieje i coraz bardziej podobne do tego, co się działo na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych w Niemczech i Austrii, gdzie jednak rządzący od ruchów skrajnie nacjonalistycznych się dystansowali i nawet nie okazywali im zrozumienia. Choć zarazem byli coraz bardziej wobec nich bezsilni.
Mam nadzieję, że po tym, co się stało parę dni temu i dziś, gdy policja aresztuje (ona to nazywa zatrzymaniami na okoliczność potrzeby spisania) ludzi prewencyjnie i nie tylko toleruje manifestacje neofaszystów, ale i je ochrania, mimo że ci łamią prawo. Bo czymże jest zapalanie rac na ulicach ze świadomością, że narusza się ustawę o zgromadzeniach publicznych i że ich resztki mogą spaść i ranić ludzi. We Wrocławiu skończyło się to nadpaleniem włosów jednej z osób, która przyszła okazać neofaszystom dezaprobatę.
Zaś ci nie niepokojeni przez policję szli w dużej części umundurowani, z faszystowskimi opaskami na rękawach, z takimiż sztandarami i wykrzykiwanymi hasłami, gęsto okraszanymi wulgaryzmami. Za rapowane na imprezie na ogrodzonym terenie Jurek Owsiak znacznie łagodniejsze teksty stawał przed sądem i został - co prawda mało dotkliwie - ukarany.

sobota, 28 października 2017

Chodzić czy nie?

Niedługo miną dwa lata od pierwszej manifestacji przeciw działaniom ekipy PiS, wtedy konkretnie przeciw nie uznaniu postanowienia Trybunału Konstytucyjnego, chyba o legalności wyboru sędziów tego gremium przez Sejm poprzedniej kadencji. Jej liczebność zachęciła środowiska opozycyjne skupione wokół  rosnącego w siłę z dnia na dzień Komitetu Obrony Demokracji skłoniła organizatorów do kolejnych zgromadzeń lub marszów, już nie tylko w Warszawie, bo przecież nie każdy ma tyle czasu i pieniędzy, lecz w większości wielkich miast. Największy marsz protestu, w lutym 2016 r. ściągnął do Warszawy blisko 200 tysięcy uczestników, a kilkanaście tysięcy dalszych manifestowało swój sprzeciw m.in. w Krakowie, Gdańsku i Wrocławiu.
Ale już w połowie tamtego roku pojawiły się sygnały zniechęcenia, gdyż protesty nie zatrzymały marszu władz ku coraz dalej idącemu niszczeniu państwa i jego relacji międzynarodowych. Nadzieje przywrócił sukces Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, które na początku października w liczbie dziesiątek tysięcy kobiet mimo ziąbu i deszczu przemaszerowały ulicami już nie tylko stolicy i wielkich miast, ale też miast średnich i małych, a do tego ogłosiły strajk (właściwie jednak wykorzystując dzień urlopu) lub przyszły do pracy ubrane na czarno. Dało to skutek. Rząd odstąpił od forsowania ustawy zaostrzającej tzw. ustawę aborcyjną. A właściwie odłożył na bardziej sprzyjający czas. Kolejnym zrywem protestu było ograniczenie praw dziennikarzy do obecności na posiedzeniach Sejmu. Niestety, w tym czasie wybuchła afera z rachunkami wystawionymi przez przewodniczącego KOD-u na swoją firmę, zaś politycy opozycji, którzy na znak protestu postanowili nie opuszczać gmachu Sejmu i jednocześnie wezwali manifestujących do poparcia ich postawy, zachowali się w czasie świąt Bożego Narodzenia niejednolicie, a przywódcy dwóch największych  partii wręcz skandalicznie.


poniedziałek, 23 października 2017

Czy warto (jeszcze) stawiać na Platformę?

Mam ambiwalentny stosunek do tej partii. Dość, że ani sześć lat temu, ani dwa nie oddałem na nią głosu. O ile w 2007 r. była jedyną alternatywą dla PiS i deklarowała rozliczenie dwóch lat fatalnych rządów, o tyle po czterech latach widoczne już było, że i ta obietnica i wiele innych głoszone były tylko na użytek kampanii wyborczej. Nie lepiej było po następnych czterech latach. Owszem, powstały autostrady, stadiony i Orliki, wyrazem realizmu i iw pewnym stopniu także odwagi były ustawy o przesunięciu kapitału emerytalnego z OFE do ZUS oraz podniesienie wieku emerytalnego, a w pewnym sensie także posłanie sześciolatków do szkoły. Ale w kwestiach społecznych partia czyniła tylko tyle, ile poszczególnym grupom społecznym, np. rodzicom dzieci niepełnosprawnych, udało się wyszarpać w drodze strajków i protestów. No, byłbym niesprawiedliwy, gdybym nie wspomniał o wydłużeniu urlopu macierzyńskiego do roku i umożliwieniu wykorzystania jego części przez ojców oraz o zasiłkach dla rodziców przez pierwszy rok po urodzeniu dziecka. Niestety, rząd koalicji uczynił to zbyt późno i nie wykorzystał tego faktu propagandowo, bo trwała już w najlepsze kampania wyborcza.
O, właśnie! To była koalicja, w której partii centrowo-liberalnej  z dość wpływowym prawym skrzydłem, towarzyszyła partia konserwatywno-ludowa mocno związana z Kościołem, co utrudniało lub zgoła czyniło niemożliwym przeprowadzenie ustaw o charakterze równościowym.

środa, 11 października 2017

Jakimi jesteśmy obywatelami?

Dolnośląska Szkoła Wyższa jest miejscem interesujących zdarzeń o rozmaitym charakterze, nie tylko naukowym. Niedawno uczestniczyłem w wernisażu wystawy ekspresyjnych masek z papieru wykonanych przez wrocławskiego artystę a zarazem bibliotekarza i bibliotekoznawcy Rafała Werszlera, potem na inauguracji filmów optymistycznych, tzn. kończących się happy endem, a dziś odbyła się któraś już z rzędu debata humanistyczna.
Oto Fundacja Instytut Spraw Publicznych (mamy w bibliotece chyba już kilkadziesiąt książek z sygnetem ISP na okładce, a nie zwróciłem dotąd uwagi, że jest to fundacja) wraz ze swoimi odpowiednikami w państwach Grupy Wyszehradzkiej przeprowadził we wrześniu badania na temat podejścia Środkowoeuropejczyków do zjawisk o charakterze społecznym i politycznym oraz ich zaangażowania w te kwestie.
Niestety, tak się zasłuchałem w wywód relacjonującego wyniki badań i towarzyszące im wykresy, że zapomniałem o zabranych  ze sobą fiszkach, żeby sobie przynajmniej wybiórczo je zanotować. Poprzestanę więc tylko na tych kwestiach, które uznałem za istotne lub które badającym i uczestniczącym w spotkaniu wydały się zaskakujące.

poniedziałek, 2 października 2017

Miała być gorąca jesień, a jest...

Może piszę o dzień za wcześnie, gdyż na 3 października zapowiada się wielki protest kobiet i na rzecz praw kobiet. I może on stanie się katalizatorem buntu obywateli Polski przeciw stale przyspieszanym procesie ograniczania praw ludzkich i obywatelskich.
Wielki humbug uczyniony przez pana nazywanego prezydentem państwa, polegający na pseudo-konsultacjach przygotowywanych w jego kancelarii ustaw o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa, które okazały się tak samo niekonstytucyjne jak te zawetowane przezeń pod koniec lipca. Tyle tylko, że sobie przypisał on sobie prerogatywy, które ustawy PiS przyznane były Ziobrze.
Zdawałoby się, że w tej sytuacji politycy opozycji w tej sytuacji solidarnie wyrażą sprzeciw i wezwą naród w dramatycznym tonie do protestu przeciw pozbawianiu go prawa do niezależnych i niezawisłych sądów. Chyba tyle posłuchu - i odwagi - jeszcze w narodzie mają? Tymczasem jedni wyrazili swój protest zbojkotowaniem kolejnej parodii konsultacji, a drudzy pokornie na nie poszedłszy, żeby tam powiedzieć, że nie godzą się na bezprawne dostosowywanie konstytucji do niekonstytucyjnych ustaw. Oni wszyscy wciąż prowadzą te swoje partyjne gierki i zachowują się tak, jakby mandaty uzyskane w przyszłych wyborach - jeśli się odbędą na dotychczasowych zasadach! - były dla nich ważniejsze niż demokracja i praworządność w kraju.

piątek, 1 września 2017

Czy czeka nas gorąca jesień 2017?

Po dość gorącym lipcu, kiedy na ulice ponad stu polskich miast wychodzić zaczęło co wieczora łącznie około miliona ludzi prezydent państwa przypuszczalnie i to mając na uwadze zdecydował się na zawetowanie dwóch ważnych ustaw dotyczących ustroju sądownictwa w Polsce i zapowiedział opracowanie projektów, które przedłoży we wrześniu. Czyli najdalej za cztery tygodnie. Niestety, podpisał się pod ustawą o sądach powszechnych, dając ministrowi sprawiedliwości daleko sięgającą władzę wpływania na sądy, wręcz na przebieg procesów.  Ten sam minister, który w moich oczach jest osobowością psychopatyczną i otoczył się podobnymi mu ludźmi, wcześniej dostał  za aprobatą prezydenta równie daleko idący wpływ na prokuraturę i korzysta z niego pełnymi garściami, przestawiając prokuratorów w całej Polsce jak pionki na szachownicy, do tego jednych degradując innych awansując wedle własnych nieokreślonych kryteriów, dając jednym poszczególne sprawy, innym je bez dania racji zabierając. W tej sytuacji obywatel nie może się czuć w swoim kraju bezpieczny.
Z kolei cała szajka rządząca z prezesem i ministrem spraw wewnętrznych rozpętując kampanię nacjonalistyczną i sprzyjając organizacjom jawnie faszystowskim sprawiają, że w kraju nie może się czuć bezpiecznie cudzoziemiec, nawet niekoniecznie ciemnoskóry, wystarczy, że rozmawia nie po polsku.

czwartek, 20 lipca 2017

Lista hańby, odcinek ostatni

Znalezione obrazy dla zapytania posłowie pis zdjęcia Nie ma już sensu kontynuowanie mojej listy hańby. Ta lista liczy dziś tyle osób, ile składa się na klub poselski PiS uzupełniona o większość posłów z klubu Kukiz 15.
Jedni, jak (pominę imiona) Kaczyński, Duda, Kempa, Piotrowicz, Szyszko, Terlecki, Brudziński i wielu innych wpisali się na listę w sposób czynny, wprowadzając niekonstytucyjne prawo i na jego podstawie podejmujący niekonstytucyjne decyzje, drudzy zaś jako bezwolne marionetki, głosujący jak partia każe, a przy okazji wygłaszając haniebne, kłamliwe, napastliwe teksty.
Mam nadzieję, że załączone zdjęcie, niekompletne, ale lepszego nie znalazłem, ukaże się kiedyś z czarnymi lub zamazanymi opaskami na oczach pokazanych twarzy.

niedziela, 2 lipca 2017

Moja lista hańby, odcinek 10.

Znalezione obrazy dla zapytania konstanty radziwiłłKonstanty Radziwiłł, dr nauk medycznych z zakresu astmologii, specjalizujący się w medycynie ogólnej i rodzinnej. W latach studiów działacz Niezależnego Związku Studentów, a później w samorządzie lekarskim, w którym poprzez stanowiska na szczeblu lokalnym doszedł w 2001 r. do pozycji prezesa Naczelnej Rady Lekarskiej. W tej roli ostro wojował z kolejnymi ministrami zdrowia, nawet z prof. Religą, który pełnił ten urząd w czasach rządów PiS w l. 2005-7, aż w końcu sam nim został w rządzie PiS, firmowanym przez Beatę Szydło.
Ostatnio doprowadził do ustanowienia sieci szpitali, czyli placówek uprzywilejowanych, mających pewność finansowania i z pewnością zarządzanych przez swoich ludzi. Więc jest to jakby swoista nomenklatura. Poza siecią znalazło się około 600 z ogólnej liczby ok. 1100 szpitali, które w drodze konkursu będą ubiegały się o pozostałe 9 % budżetu NFZ przeznaczonego na leczenie pacjentów.
Dodać należy, że jako przewodniczący Naczelnej Rady Lekarskiej krytykował zdecydowanie koncepcję sieci forsowaną przez ministra zdrowia w rządzie Kaczyńskiego prof. Zbigniewa Religę. Trudno dziś przewidzieć  skutki tego rozwiązania, krytycznie ocenianego przez środowisko lekarskie oraz publicystów zajmujących się problematyką zdrowia.

sobota, 17 czerwca 2017

Co po PiS-ie?

Partia (którą sam nazywam szajką) Kaczyńskiego wciąż trzyma się mocno. Cieszy się dużym poparciem i pchana nim szykuje kolejne "reformy", które mają dokumentnie zniszczyć praworządność i podporządkować sobie całą władzę.
Ale jednocześnie narasta opór. Widomym jego przejawem są kontrmanifestacje wobec tzw. miesięcznic. Początkowo przychodziła na nie garstka osób zrzeszonych w ruchu Obywatele RP. W czerwcu przyszło na nią już znacznie więcej ludzi niż tych, co szli z katedry (swoją drogą, że też biskup pozwala na nabożeństwa, od których zaczynają się te seanse nienawiści i na uczestnictwo w nich księży) przed pałac namiestnikowski. Dołączyły do nich także kobiety spod znaku czarnych parasolek. Szkoda tylko, że nie zaistniały w sposób bardziej widoczny i formalny. I to pomimo obowiązywania antydemokratycznej ustawy dzielącej manifestacje na lepsze (rządowe) i gorsze (antyrządowe). I widać, że Kaczyński zaczął się ich bać. Bo policji było już więcej niż manifestantów i kontrmanifestantów razem wziętych, a jego przemowy są coraz bardziej schematyczne i histeryczne. Białe róże nazwał kwiatami nienawiści, opowieści o tym, że jesteśmy coraz bliżsi prawdy budzą już tylko uśmiechy politowania i zupełnie zapomina choćby słowem wspomnieć o swoim bracie. Ostatnio zapomniał już także o potrzebie postawienia pomnika. Widomą oznaką histerii  były zatrzymania uczestników kontrmanifestacji. Których policja uporczywie nazywa tylko wylegitymowaniem. Ale jednak byli oni przetrzymywani na komendzie aż do chwili zakończenia oficjalnej manifestacji.
Z pewnością w lipcu kontrmanifestacja będzie jeszcze liczniejsza. Kto wie, czy sam się do Warszawy nie wybiorę.Chyba, że Kaczyński zaniecha urządzania miesięcznic.
Sam odczytuję te kontrmanifestacje jako krok dalej w oporze, już bardziej czynny i bardziej dla rządzących uciążliwy. I chyba demobilizujący.


piątek, 26 maja 2017

Lista hańby, odc. 9. Niesławni bohaterowie brną dalej

Listę hańby będę wydłużał. Ale niepodobna nie odnotować kolejnych deliktów oraz haniebnych czynów i wystąpień tych, którzy już się na liście znaleźli.


Jarosław Kaczyński nadal firmuje i z pewnością wytycza zadania członkom rządu i panu, który został wybrany na prezydenta i nadal ten urząd hańbi. On też stoi za niekonstytucyjna ustawą dzielącą manifestacje na ważne i mniej ważne, a do tego umożliwiające swoisty abonament na cykliczne manifestacje, które od pewnego czasu już nie mają nic wspólnego ani ze wspomnieniem ofiar katastrofy 10 kwietnia 2010 r., ani ze zbiorową modlitwą. Ostatnia majowa była już niczym więcej niż seansem nienawiści, a liczba chroniących to zbiorowisko policjantów w mundurach wielokrotnie przewyższała liczbę uczestników. Z pewnością byli też tajniacy. Zostanie on zapamiętany jako wydarzenie, którego protagonista nazwał białe róże kwiatami nienawiści. W efekcie manifestacje opozycji oprócz czarnych parasolek zyskały nowy symbol w postaci tych pięknych kwiatów.  

poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Moja lista hańby, odc. 8.

Znaleziony obraz  Jacek Kurski. W działalność opozycyjną wdał się w późnym PRL-u w bardzo młodym wieku, działając w nielegalnej wtedy "Solidarności", powstających wtedy - również nielegalnych - opozycyjnych organizacji politycznych oraz pisując do podziemnej prasy opozycyjnej. Dało mu to dość silną legitymację do robienia szybkiej kariery w mediach i polityce. Jego zmanipulowany film, który trudno nazwać dokumentalnym choć poszczególne sfilmowane sceny są formalnie dokumentami, o końcu rządów premiera Olszewskiego Nocna zmiana oraz napisana wspólnie książka z innym asem "niepokornego dziennikarstwa" Piotrem Semką Lewy czerwcowy do dziś służą jako kije bejsbolowe partiom "prawicy" (dla mnie to jest coraz bardziej narodowy socjalizm) w walce z ugrupowaniami centrowymi i lewicowymi.
Od połowy lat dziewięćdziesiątych startując z list różnych ugrupowań bezskutecznie zabiegał o dostanie się do Sejmu, ale już był radnym w sejmiku województwa pomorskiego, będąc przez jedną kadencję wicemarszałkiem tego województwa.. Za machinacje z listami wyborczymi został usunięty ze Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego. W końcu został posłem z listy Prawa i Sprawiedliwości, w której to partii wreszcie zatrzymał się na dłużej, aczkolwiek nie bez perturbacji, gdyż w 2011 roku został z niej usunięty. 

środa, 12 kwietnia 2017

Moja lista hańby, odc. 7.

Znalezione obrazy dla zapytania pIOTR gliński Piotr Gliński, profesor w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN, badacz zagadnień społeczeństwa obywatelskiego m.in. ruchów ekologicznych. Działał w tzw. pierwszej "Solidarności", w 1997 r. nieskutecznie ubiegał się o mandat poselski jako kandydat Unii Demokratycznej. Jego kariera polityczna nabrała przyspieszenia od czasu kandydowania na "premiera technicznego" w 2013 r. A że nie posiadał wtedy mandatu poselskiego, mógł przed Sejmem wystąpić tylko z tabletu, na którym wgrany był jego program polityczny. Stanął wtedy też na czele komitetu naukowego I i II  "konferencji smoleńskich". w 2013 i 2014 r. Został za to nagrodzony umieszczeniem na pierwszym miejscu listy wyborczej PiS w wyborach parlamentarnych w 2015 r. , co musiało poskutkować wejściem do Sejmu, a następnie trochę niespodziewanie, bo pewnym fotela czuł się Jarosław Sellin, otrzymaniem teki ministra kultury i do tego wicepremiera w rządzie Beaty Szydło.
I wtedy dopiero całkowicie odsłonił swą twarz politruka i cenzora. Zaczął od próby niedopuszczenia do premiery sztuki "Śmierć i dziewczyna" według  noblistki Elfriede Jelinek we wrocławskim Teatrze Polskim, którą uznał za propagandę pornografii, choć spektaklu nie widział. W dużym stopniu przyczynił się do obsady stanowiska dyrektora tej sceny przez nieudolnego w tej roli i kierującego się osobistymi urazami Cezarego Morawskiego, który szybko doprowadził teatr do całkowitego rozkładu

niedziela, 9 kwietnia 2017

Moja lista hańby, odc. 6


Znalezione obrazy dla zapytania mariusz błaszczak Mariusz Błaszczak,  Minister Spraw Wewnętrznych i Administracji w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, firmowanym przez Beatę Szydło. Od lat jeden z najbliższych współpracowników prezesa PiS, szef kancelarii premiera rządu, gdy był nim obecny zwykły poseł. U początków kariery politycznej bez skutku startował na burmistrza Legionowa, a potem już wiceburmistrz w urzędach stołecznych, później już poseł i minister. Wydawałoby się człowiek bez właściwości, o którym pewien publicysta napisał, że byłby bardziej elastyczny i wielowymiarowy, gdyby był z dykty. 

Jako minister w obecnym rządzie okazuje się człowiekiem groźnym i bezwzględnym, wykorzystującym policję do celów partyjnych, recenzujący krytycznie akcje policjantów, gdy jego zdaniem reagują zbyt zdecydowanie w stosunku do córki koleżanki partyjnej i chwalący policjantów nie reagujących w sytuacji zagrożenia bezpieczeństwa ludzi mu niemiłych, czyli uczestników manifestacji KOD w Gdańsku. Inicjator wzywania na przesłuchania w prokuraturze uczestników manifestacji w Warszawie w czasie kryzysu parlamentarnego w połowie grudnia oraz wprowadzenia policji na teren Sejmu.

sobota, 1 kwietnia 2017

Moja lista hańby. Odc. 5

Znalezione obrazy dla zapytania Zbigniew Ziobro Zbigniew Ziobro, prawnik po Uniwersytecie Jagiellońskim, który objechał kawał Polski, żeby w końcu uzyskać aplikację prokuratorską w Prokuraturze Okręgowej w Katowicach. Nie zdążył jednak popracować jako prokurator ani nawet asesor prokuratury, gdyż szybko trafił do polityki, gdzie szybko został ministrem sprawiedliwości i prokuratorem generalnym w rządzie koalicyjnym z PiS-em jako rozdającym karty w 2005 r.
Dopuścił się wtedy wielu działań nieprawnych, polegających na dokonywanych za pośrednictwem zaufanych prokuratorów nieuzasadnionych prowokacjach, aresztowaniach ludzi pod niesprawdzonymi zarzutami, stosowaniu tzw. aresztów wydobywczych, polegających na przetrzymywaniu osób w aresztach i kuszonych obietnica uwolnienia pod warunkiem obciążenia oskarżeniami innych osób. Uważany jest za motor akcji, w wyniku której popełniła samobójstwo lub postrzelona została była minister budownictwa Barbara Blida.
Niestety, rząd koalicyjny Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego pod kierunkiem Donalda Tuska wbrew przedwyborczym obietnicom nie rozliczył rządów Kaczyńskiego i Ziobry i nie doprowadził do ukarania głównych winowajców. Kiedy pojawiła się szansa na postawienie Ziobry przed Trybunałem Stanu, pod koniec drugiej kadencji tego rządu znaczna część posłów partii rządzących, łącznie z przewodniczącą Ewą Kopacz, nie stawili się na głosowanie lub zagłosowali przeciw wnioskowi.
W efekcie Ziobro znów stanął na czele Ministerstwa Sprawiedliwości i prokuratora generalnego i działa w sposób chyba jeszcze bardziej bezwzględny. Dzięki wprowadzeniu nowej ustawy o prokuraturze, która znów uczyniła ministra sprawiedliwości prokuratorem generalnym oraz dała mu możliwość ręcznego sterowania nie tylko sprawami kadrowymi, polegającemu dowolnemu awansowaniu i degradowaniu prokuratorów, przenoszenia oraz odbierania przydzielonych spraw pod byle pretekstem. Ponadto prokuratury odmawiają podjęcia ewidentnych spraw karnych i dochodzi do tak dziwacznych sytuacji, że na prokuratorów wywierane są naciski, żeby zaskarżały wyroki za przestępstwa dyktowane nienawiścią rasową  jako zbyt surowe. W efekcie prokuratura straciła niemal całkowicie zaufanie w społeczeństwie.

wtorek, 28 marca 2017

Martwi mnie to, co się dzieje w KOD-zie i wokół KOD-u

Kiedy dziś rano zajrzałem do Facebooka od razu trafiłem na niewybredne ataki na Mateusza Kijowskiego oraz wezwania do odejścia. Napisane przez ludzi, którzy sprawiali wrażenie kulturalnych, przejętych potrzebą walki o przywrócenie demokracji, wyrażających kilka miesięcy temu entuzjazm dla podejmowanych przez KOD działań, choć czasem niecierpliwiących się, że nie przynoszą one efektów. Bo ekipa PiS jest wciąż u władzy, a proces demolowania przez nią ładu demokratycznego w państwie i jego marginalizacji jego pozycji w układzie międzynarodowym nabiera tempa.
Po przeczytaniu tych wpisów próbowałem perswadować te epitety i wezwania, bo przecież Mateusz Kijowski został wybrany w demokratycznych wyborach na przewodniczącego regionu nie po to, żeby odchodził, a poza tym trzeba szanować tych, którzy dokonywali wyboru. Poza tym nazwisko Kijowskiego jako tymczasowego przewodniczącego Zarządu Głównego figuruje na wniosku o rejestrację stowarzyszenia, a termin wyboru przez zjazd krajowy odsuwany jest nie przez niego. Skutek był taki jak zwykle - z jednej strony lajki, z drugiej gniewne ataki.
Postanowiłem więc, że gdy wrócę do domu, dam dzisiejszemu wpisowi tytuł  "Nienawiść w KOD". Ostatecznie uznałem jednak, że po prostu dam wyraz memu zaniepokojeniu stanem rzeczy pod spokojniejszym tytułem.

sobota, 18 marca 2017

Moja lista hańby, cz. 4

Podobny obraz Julia Przyłębska. Osoba, która z ledwością, wbrew negatywnym opiniom o jej dotychczasowej pracy została sędzią Sądu Okręgowego w Poznaniu. To, czyli zła reputacja w środowisku sędziowskim oraz tupet, a także mąż w dyplomacji z nowego naboru PiS, zdecydowały, że partia Kaczyńskiego przeforsowała ją na wakujące miejsce w Trybunale Konstytucyjnym. Ale już na prezesa tej instytucji wybrana została w sposób niezgodny z konstytucją. Na podstawie niezgodnego z konstytucją pisma, na którym brakło podpisów wszystkich biorących udział w głosowaniu sędziów, nawet tzw. dublerów, czyli sędziów wybranych na zajęte przez członków Trybunału legalnie wybranych, została zaprzysiężona przez osobę na stanowisku prezydenta. Nie nazwę go prezydentem, gdyż swoim postępowaniem i zaniechaniami godzi on  w urząd, na który został wybrany.
Zaraz po wyborze wyjechała za granicę do męża, uprawomocniając do przewidzianej dla niej czynności jednego z tzw. dublerów, który wcześniej zataił swoją działalność w roli agenta wywiadu, zakończoną haniebnym wydaleniem z placówki w Berlinie. Ten zaś wysłał na przymusowy urlop sędziego, który z urzędu powinien był kierować pracami Trybunału jako jego wiceprezes, i zajął jego gabinet. Wsławił się nadaniem sobie uprawnienia do kontroli korespondencji do wszystkich pracowników  urzędu oraz odebraniem rozpoczętych spraw sędziom wybranym do Trybunału przed objęciem rządów przez PiS.

wtorek, 14 marca 2017

Moja lista hańby, cz. 3.

Znalezione obrazy dla zapytania jan szyszko Jan Szyszko.  Profesor nauk leśnych, od 1993 r. na prominentnych stanowiskach od dyrektora krajowe zarządu Parków Narodowych po ministerstwo środowiska, najpierw w rządzie Jerzego Buzka i obecnie w rządzie Beaty Szydło. 
Mimo tytułu naukowego nie sprawiał jako urzędnik państwowy wrażenia osoby mądrej i rozważnej, nadrabiał to gorliwością w schlebianiu stojącym na wyższych stanowiskach i ostentacyjną religijnością. Nic jednak nie zapowiadało jego chorobliwej wręcz skłonności do niszczenia przyrody. Już jednak usunięcie z nazwy Ministerstwa Ochrony Środowiska słowa "Ochrony" wraz z objęciem urzędu ministra stanowiła zły omen. No i nie trzeba było długo czekać, kiedy szybko przeprowadził, we właściwy dla partii rządzącej sposób, bez konsultacji ze środowiskami naukowymi i organizacjami pozarządowymi ustawy rozszerzające prawa stowarzyszeń łowieckich, pozwalające na daleko idącą ingerencję w ekostan Puszczy Białowieskiej oraz na  wycinkę drzew bez wymaganych do tej pory zezwoleń.
Skutki już widać: niszczona jest ekosfera Puszczy Białowieskiej, co wywołuje protestu także z zagranicy, giną przypadkowi ludzie, którym zdarzyło się znaleźć na linii strzału myśliwych w miejscach bliskich skupisk ludzkich, a w miastach giną zdrowe drzewa nie tylko na działkach rodzinnych, ale demolowane są parki i skwery.
Do tego wszystkiego minister stał się współautorem skandalu, jakim było zastrzelenie wypuszczonych z klatek hodowlanych około 500 bażantów. To nie było polowanie, lecz zwykła rzeź, stanowiąca pogwałcenie kodeksu łowieckiego. Jeśli do tego dodać oszustwa w zeznaniach majątkowych i podatkowych, Jan Szyszko nie będzie mógł spać spokojnie, gdy partii obecnie rządzącej przyjdzie oddać władzę.

sobota, 11 marca 2017

Moja Lista hańby, cz. 2.

Znalezione obrazy dla zapytania beata szydło Beata Szydło.Naczelna ekonomistka PiS-u w opozycji, szefowa zakłamanej kampanii wyborczej Andrzeja Dudy, wynagrodzona w listopadzie 2015 r. posadę służki prezesa na funkcji premiera rządu, który też urządził jej gabinet, w rozumieniu doboru ministrów, a kto wie, czy nie też wiceministrów. Jedyne, na co ma wpływ, to dobór broszki, choć i to nie jest pewne.
Wygłasza pełne buty i kłamstw mowy, w których oskarża opozycję o to, że ta śmie krytykować rząd, a ostatnio dała popis, który trudno nazwać inaczej niż aktem zdrady, rozsyłając do wszystkich głów państw członkowskich Unii Europejski list oskarżający obywatela Polski Donalda Tuska, przewodniczącego Rady Europejskiej o wydumane niegodziwości, byle tylko nie dopuścić do przedłużenia kadencji o następne 2,5 roku.
Jest jednak osobą pełnoletnią i zdolna do odpowiedzialności za własne czyny i dlatego powinna stanąć przed Trybunałem Konstytucyjnym i odpowiedzieć za popełnienie deliktu konstytucyjnego polegającego na odmowie publikacji wyroków Trybunału Konstytucyjnego oraz wyraźne zadeklarowanie odmowy ich wykonania. Deliktem konstytucyjnym jest też głosowanie za ustawami sprzecznymi z konstytucją. Będąc tą  drogą pozbawiona immunitetu poselskiego powinna stanąć przed sądem powszechnym za świadome działanie na szkodę państwa. Jest nim bowiem działanie niezgodne z ustawami zakwestionowanymi przez Trybunał Konstytucyjny oraz cała kierowana przez nią akcja niedopuszczenia do przedłużenia kadencji obecnego przewodniczącego Rady Europejskiej. Jak mówi bowiem par. 129 kodeksu karnego "Kto będąc upoważniony do występowania w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej w stosunkach z rządem obcego państwa lub zagraniczną organizacją, działa na szkodę Rzeczypospolitej Polskiej podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10".



wtorek, 7 marca 2017

Moja lista hańby. 1.

W gorących dniach grudniowych ( :) ), przed świętami Bożego Narodzenia red. Janusz Rolicki, ongiś świetny reporter i menedżer w telewizji państwowej, rzucił myśl, żeby stworzyć polską listę hańby wraz z podaniem deliktów zhańbionych łamaniem prawa i tak już dość niskich granic przyzwoitości w polityce.
Nikt jakoś tej myśli nie podjął.
I pomyślałem wczoraj, że zacznę robić w odcinkach własną taką listę, licząc na to, że czytający moje wpisy wydłużą tę listę oraz wykaz przewin podawanych przeze mnie postaci.
Wiadomo, od kogo należałoby zacząć

 Jarosław Kaczyński. Prezes partii Prawo i Sprawiedliwość, który przez lata wysługiwał się swoim bratem Lechem, którym sterował najpierw  jako prezesem NIK, potem ministrem sprawiedliwości, prezydentem Warszawy, a w końcu prezydentem państwa. 

niedziela, 19 lutego 2017

"Murarze" i "Żołnierze". Komu przeszkadzała jedność?

Dwa miesiące trwa już wewnętrzny konflikt w Komitecie Obrony Demokracji spowodowany "aferą fakturową". Wiem o niej tyle, ile o niej informują media i pisze się na Facebooku. Osobiście uważam, że więcej szkody dla ruchu i dla sprzeciwu wobec postępującego zmieniania Polski z państwa demokratycznego w satrapię wyrządziło nagłośnienie sprawy faktur przez kilkoro członków tymczasowego zarządu niż samo wystawienie faktur. Nawet jeśli było to działanie niewłaściwe.
Efekt jest taki, że od względnie masowej manifestacji przed gmachem Sejmu 16 grudnia tymczasowy zarząd główny nie wykonał żadnego spektakularnego działania. Mało tego, fakt, że wybuch afery zbiegł się w czasie z manifestacją przed gmachem Sejmu, sprawił, że ta z każdym dniem topniała. Być może wpłynęła na to w znaczącym stopniu mroźna pogoda oraz święta. A że afera wybuchnęła w gorących (wbrew aurze) dniach protestu w Sejmie i wokół niego, trudno mi się opędzić od myśli, że przeciwnicy Mateusza Kijowskiego  zadziałali z korzyścią dla partii rządzącej. A starożytni Rzymianie mawiali nie bez racji, że Is fecit, cui prodest. Nie chce mi się bowiem wierzyć, że to czysty przypadek.

środa, 1 lutego 2017

Do czego służy policja?

Kiedy w czasach PRL-u zdarzało się komuś wyjeżdżać na tzw. Zachód, dziwił się, że policja swoją obecnością i zachowaniem sprawia poczucie bezpieczeństwa: pomaga osobie niepełnosprawnej w przejściu przez ulicę, jest czymś oczywistym, że policjant podchodzi do bezradnie rozglądających się osób i pyta, w czym może pomóc, lub wskazuje drogę do celu, gdy ktoś o to pyta.
Na ten widok zadawał sobie człowiek pytanie, czy kiedyś tak będzie w Polsce.
I oto po obaleniu władzy komunistycznej wydawało się, że u nas może być podobnie. W ekspresowym tempie Milicja Obywatelska przemianowana została na Policję Państwową, a potem po prostu na Policję. Trochę dłużej trwała zmiana umundurowania, a najdłużej trwa przemiana mentalna. Zwłaszcza gdy idzie o sprawianie poczucia bezpieczeństwa. Bo wydaje się, zwłaszcza komuś, kto nie ma bezpośredniego kontaktu ze zjawiskami przestępczości, że z łapaniem przestępców czy ochroną imprez masowych policja radzi sobie dobrze. A najlepiej ze zbieraniem mandatów w ruchu drogowym. W mieście lub na obrzeżach mniejszych miejscowości, bo poza tym można przejechać tysiące kilometrów głównymi drogami i autostradami i nie zobaczyć policjanta. Chyba, że samochód policyjny na sygnale gna do wypadku lub eskortuje ważnego polityka. Ostatnio oba takie przypadki coraz częściej współwystępują.
Pominę już takie zdarzenia jak fotografowanie i przekazywanie organom prokuratury podobizn uczestników pokojowych manifestacji, czy nie dopuszczanie osób postronnych w pobliże budynków sejmowych czy nieudzielenie pomocy osobom chcącym wziąć udział w nabożeństwie, gdyż miały ze sobą nie takie flagi, jakie były mile widziane, w tym flagi organizacji faszystowskich, na co nie pozwala prawo. Nie wspomnę już o policjantach pełniących rolę asysty przebranych za ni to aniołów ni husarię. Policja zachowywała się tak na wyraźne polecenie nadzorujących ja polityków. 

niedziela, 29 stycznia 2017

Trzeba walczyć o demokrację i nastawić się na długi marsz

Powoli zdają się milknąć echa zbytecznej i szkodliwej dla morale obrońców demokracji sprawy faktur, która wybuchła w najbardziej niebezpiecznym dla całej opozycji - parlamentarnej i pozaparlamentarnej - momencie. Rząd i cała większość parlamentarna nie tylko przyspieszył proces niszczenia instytucji demokracji w Polsce, ale wykorzystał protest polityków opozycji i w Sejmie i  obrońców demokracji pod gmachem Sejmu jako okazję do oskarżenia ich o próbę puczu. Za nic mając ogólną wiedzę o tym, czym jest pucz i na czym polega. Bezprawnie opublikowane zostały wizerunki części osób, które obecnie są przesłuchiwane i obciążane zarzutami o przestępstwa lub wykroczenia.
I w tej sytuacji, w której konieczna jest pomoc i obrona tych ludzi, okazanie solidarności z nimi, w KOD-zie i w mediach rozpoczęła się gorsząca awantura o charakterze personalnym. W mojej ocenie był to akt niebywałej wręcz odpowiedzialności za wielotysięczny ruch ludzi poświęcających swój czas i siły, żeby dać przynajmniej świadectwo własnej niezgody na poczynania szajki politycznej zwanej jak na ironię Prawem i Sprawiedliwością. Orwell się kłania.
Na szczęście na tzw. prowincji trwa praca organiczna, jakby w myśl hasła, które dla swojej postawy Tomasz Lis określił słowami, że działa nie dla Kijowskiego i nie przeciw niemu, tylko na rzecz obrony demokracji.

niedziela, 22 stycznia 2017

Polska brunatnieje

Powie ktoś, że tytuł przedwczesny w stosunku do tego, co się realnie dzieje. Ale nie. Choć kilka lat już minęło od czasu, gdym przeczytał i tu opisał książkę Hitlerland Andrew Nagorskiego, to wciąż jestem pod wrażeniem opisanej w niej sekwencji zdarzeń. Te, mające miejsce w Polsce zwłaszcza w ciągu ostatnich kilku miesięcy  coraz bardziej przypominają tamte z początku last trzydziestych u schyłku Republiki Weimarskiej.
Co prawda mawia się, że historia lubi się powtarzać, ale w postaci farsy, jednak mawia się też, a zbyt wiele faktów zdaje się potwierdzać prawdziwość tezy, że historia lubi się powtarzać, i to zazwyczaj ta, która najbardziej boli.
Co przemawia za tezą, że jako państwo i społeczeństwo brunatniejemy?
Zdarzeń zaistniałych i głoszonych otwarcie zamierzeń jest aż nadto wiele.
Zacząć chyba trzeba od uoficjalnienia mitu założycielskiego jakim jest kłamstwo o zamachu na samolot z parą prezydencką na pokładzie i czymś bliskim kanonizacji jego najważniejszej ofiary. Za zgodą i udziałem hierarchów kościoła pochowano ją w panteonie władców na Wawelu, a w stolicy przed pałacem prezydenckim odprawiane są comiesięczne rytualne modły połączone z seansami nienawiści - początkowo przeciw rządzącym, a od kiedy rządzi PiS, przeciw opozycji. Zostały one przy tym upaństwowione, gdyż biorą w nim udział oddziały wojska. Ich celem jest podtrzymanie lub umacnianie gotowości bojowej* funkcjonariuszy partii i jej zwolenników. Czy ktoś chce tego czy nie, przypominają one wiece organizowane przez NSDAP z udziałem Fuehrera. Choć nasz polski kieszonkowy firerek na drabince jest tyleż straszny, co zarazem śmieszny.


środa, 4 stycznia 2017

Po co nam taka opozycja?

Trzy tygodnie trwa już ostra faza kryzysu parlamentarnego w Polsce. Tyleż trwa okupacja sali posiedzeń plenarnych Sejmu przez posłów Platformy Obywatelskiej i Nowoczesnej oraz manifestacje i pikiety Komitetu Obrony Demokracji i innych ruchów zrodzonych w tym samym celu.
Tymczasem partia, która sprowokowała ów kryzys poprzez właściwie nielegalnie przyjęte ustawy, w tym ustawę budżetową bez pełnej procedury ustawodawczej i w obecności śladowej liczby posłów opozycji, tej licencjonowanej, jaką de facto jest ugrupowanie Kukiza, a potem przyjęła linię postępowania, wedle której wszystko odbyło się lege artis. I ani myśli z niej ustąpić. W sprawę wmieszał się pan wybrany na prezydenta, ale faktycznie z niej abdykujący przez kolejne akty łamania konstytucji, który zapowiedział gotowość mediacji, ale chodziło mu tylko o zaistnienie, bo oczywiście uznał działania rządzących za legalne na podstawie skłamanej informacji marszałka Sejmu.
Mało tego, tymczasem w sposób nielegalny powołał - w nocy - powolną partii rządzącej przewodniczącą Trybunału Konstytucyjnego, która z kolei w niezgodzie z prawem dopuściła do sądzenia nielegalnie wybranych członków Trybunału.