W połowie roku ukazała się książka, która powinna wzbudzić zainteresowanie nie tylko wśród specjalistów, ale wśród ogółu pedagogów, publicystów, a przede wszystkim władz oświatowych wszystkich szczebli, od ministra poczynając. I oczywiście rodziców, posyłających dzieci do szkoły.
Bo to książka, której lektura powinna nimi wstrząsnąć i wezwać do działania. Minimum to przeszkolić nauczycieli, i to chyba wszystkich, w zakresie umiejętności i rozmawiania z uczniami i rodzicami na tzw. trudne tematy i nieunikania takich rozmów oraz rozpoznawania przypadków dyskryminowania lub stosowania wszelkich form przemocy na tle wszelkich form odmienności wśród uczniów i w stosunku do uczniów. W świetle faktów i przytoczonych wypowiedzi uczniów i nauczycieli nie powinna ulegać wątpliwości celowość wprowadzenia do szkół edukacji antydyskryminacyjnej
Dwoje autorów, dr Marzanna Pogorzelska z Uniwersytetu Opolskiego, i prof. Dolnosląskiej Szkoły Wyższej dr hab. Paweł Rudnicki opublikowali plon swoich badań jakościowych na temat przemocy homofobicznej w szkołach w ciągu ostatnich kilku lat. Książce nadali wołający o dostrzeżenie młodych ludzi potrzebujących pomocy tytuł Przecież jesteśmy! Powiedzieć, że uzyskali i ukazali czytającym obraz mało budujący, to nic nie powiedzieć.
Autorzy wskazali przyczyny homofobii w szkole. Z ich badań, rzetelnie opatrzonych licznymi wypowiedziami, zwłaszcza uczniów, wynika, że bierze się ona z przemilczania zjawiska przez nauczycieli, traktowanie jej jako patologii, czegoś nienormalnego, jako grzech (jedynym przedmiotem, podczas którego często była mowa o homoseksualności, jest religia), język pogromowy (znowu religia i... WF, uczniowskie masowo przytaczają wypowiedzi o potrzebie tępienia, posyłania do gazu lub szpitala psychiatrycznego) i coś, co badacze nazwali "bezalternatywna heteroseksualność", czyli, że dla innych nie ma w społeczeństwie miejsca. Wybrzmiewało to także na lekcjach przygotowania do życia w rodzinie.