sobota, 31 października 2020

Moje typy 1

 W grudniowym numerze "Tygodnika Powszechnego" z 1984 r. Stefan Kisielewski zamiast felietonu spisał listę kilkudziesięciu nazwisk tych, którzy na różnych niwach - w nauce, kulturze, publicystyce - wysługiwali się klice rządzącej. Inna sprawa, że gdyby przy każdym nazwisku podawał powody umieszczenia akurat tych nazwisk, to i tak, cenzura by to wykreśliła.
Wyszedł z założenia, że pisał dla inteligentnych czytelników (a tacy do dziś czytają "TP"), a oni już wiedzieli, czym na umieszczenie na tej liście zasłużył sobie np. Dobraczyński, Olszowski czy Przymanowski.
W połowie 2008 r. taką listę na łamach "Gazety Wyborczej" opublikował Adam Michnik.
Dziś inne są czasy, niż te, w których pisał "Kisiel", ale też i Michnik, bo rozwinęły się media społecznościowe, a wraz z nimi era postrawdy i hejtu. 
Ale spróbuję. Oto typy z mijającego tygodnia (25-31 października


Ks. Leszek Gęsiak, 

Janusz Kowalski, 

Michał Woś, 

Jadwiga Emilewicz, 

Ignacy Dec, 

Łukasz Warzecha, 

Michał Karnowski, 

Robert Bąkiewicz, 

Przemysław Czarnek,

Rafał Ziemkiewicz



Mam nadzieję, że odpowiedź na pytanie, czemu akurat te typy i kto zacz, jest oczywista








wtorek, 27 października 2020

Kronika dni zarazy 66 (1724)

 27 października 2920 r.  Liczba codziennych zakażeń wirusem Covid19 od mego poprzedniego wpisu podwoiła się. Zarządzanie kryzysem sprowadza się do sztukowania stanu rzeczy: przesuwanie łóżek, urządzanie szpitali polowych, nawet podwyżki dla pracowników służby zdrowia i przesuwanie ich z placówki do placówki bez względu na specjalizację, czyli pozbawienie opieki chorych na inne niebezpieczne przypadłości, są czystą prowizorką.
Przez pół roku można było zrobić to wszystko, zapewnić miejsca pracy w służbie zdrowia dla imigrantów, wśród których wielu ma dyplomy i doświadczenie, sprowadzić większy zapas testów i przeszkolić ludzi do ich przeprowadzania oraz laborantów, zapewnić  wystarczającą liczbę szczepionek przeciw grypie w liczbie znaczenie większej niż rok temu, kiedy nie panowała pandemia. Tymczasem sprowadzono mniej. Ale wystarczająco, żeby pokazowo mógł się zaszczepić wicemarszałek Senatu Karczewski. Dla innych zasugerował jabłko z wieczora.
Tę zarazę, na którą rządzący mają tylko jedną odpowiedź, czyli kolejne obostrzenia, robione na łapu-capu, bez żadnych konsultacji i w rezultacie potem wycofywane, podsycili rządzący. Po swojemu, cudzymi rękami, czyli panów i pań w większości tylko poprzebieranych za sędziów  i okupujących siedzibę Trybunału Konstytucyjnego. Sami bali się opinii publicznej, a  zwłaszcza rosnącego w siłę Ogólnopolskiego Strajku Kobiet i jego liderki Marty Lempart, więc znalazło się kilkudziesięciu fagasów z immunitetami poselskimi, którzy podpisali się pod wnioskiem do tego szemranego w większości towarzystwa o zbadania zapisów w w ustawie o planowaniu rodziny z 1993 r. dotyczących warunków przerwania ciąży pod kątem zgodności z konstytucją. Przyjętą cztery lata później! I "konsumującą" dotychczasowe ustawodawstwo po roku 1989 roku. No i ci przebierańcy uznali, że zapis o przerwaniu ciąży gdy badania prenatalne "wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby" jest niezgodny z instytucją, ale zawarte w tej ustawie dwa inne przypadki są zgodne! Czysta prawna kpina! 

poniedziałek, 19 października 2020

Kronika dni zarazy 65 (1717)

19 października  2020 r. Zaraza przybiera bliskie monstrualności rozmiary. Od tygodnia od siedmiu do blisko dziesięciu tysięcy zachorowań dziennie według danych Ministerstwa Zdrowia, na podstawie ok. 40 tysięcy testów. Specjaliści twierdzą, że faktyczna liczba może  być dziesięć razy większa, gdyż na testy kierowane były do niedawna tylko osoby mające objawy pozwalające sądzić, że to Covid19, a ostatnio także osoby poddane kwarantannie. A i tak tylko części z nich się to udaje, gdyż potrzebne jest skierowanie Sanepidu lub lekarza, ale z powodu kolejek wymagających kilkugodzinnego czekania niektóre osoby rezygnują. Z drugiej strony jednak niektórzy poddają się badaniu "komercyjnemu", kosztującemu do 500 zł.
W ogóle panuje w tej sprawie kołomyja, którą obrazowo opisała pisarska Dorota Masłowska, której córka uległa zakażeniu. Więc sama objęta została kwarantanną. Telefonicznie jednak została zobowiązana do poddaniu się testowi. Czyli mimo kwarantanny musiała wyjść z domu! Lekarka zaleciła zawnioskowanie do Sanepidu o zwolnienie okresowe z kwarantanny. Pisarka mówi, że próbowała kilkadziesiąt razy, bezskutecznie. Na co usłyszała przez telefon "A niektórym się udało!". A więc tylko niektórzy zdołali poddać się testowi.

wtorek, 13 października 2020

Kronika dni zarazy 64 (1711)

13 października 2020 r. Od ostatniego mego wpisu pod tym szyldem codziennie przybywać zaczęło od czterech do blisko sześciu tysięcy zachorowań i powyżej 40 ofiar śmiertelnych.
Wszyscy wypowiadający się rzeczowo na ten temat podkreślają jasno, że rząd lekkomyślnie zmarnował pół roku. Bo faktycznie przez ten czas naprawdę nie zmieniło się nic. Manipuluje się tą samą liczbą łóżek szpitalnych, sprzętu, w tym i respiratorów (jest podobno jeszcze jakaś ich liczba utajniona, przypuszczalnie zerowa), bez brania pod uwagę, że respiratory potrzebują źródeł zasilania w prąd i tlen oraz lekarzy umiejących obsługiwać ten sprzęt i opiekować się ciężko chorymi pacjentami, bo przecież podłącza się ciężko chorych, na granicy życia i śmierci. A tych brakuje. Część lekarzy i pielęgniarek z wyczerpania, zarażenia się lub z powodu skierowania na kwarantannę została bowiem wyłączona z pracy. 
Dziś pierwszy z pierwszych nieudaczników w szajce  rządzącej Sasin miał czelność stwierdzić, że rząd zrobił wszystko co należy, ale brakuje zaangażowania personelu medycznego. Słusznie uznano tę wypowiedź jako skandaliczną i prowokatorską. Członkowie tego rządu, testowani na koszt państwa tyle razy ile zechcą, wszyscy są zaszczepieni, podczas gdy lekarze i pielęgniarki pracują tygodniami w kombinezonach nie zmienianych całymi dniami, a testowani są wybiórczo. Jednemu z nich, pracującemu tygodniami bez wytchnienia, trzeba było transplantować płuca. Niejeden po prostu nie przeżył.
O incydentach lekceważenia zaostrzeń dyktowanych pandemią przez członków rządu i jeszcze nie ministra edukacji i wszystkiego najlepszego już nie wspomnę. Pokaz pychy godny potępienia. Tym bardziej, że bezkarny.

sobota, 3 października 2020

Homofobia i przemoc w szkole

W połowie roku ukazała się książka, która powinna wzbudzić  zainteresowanie nie tylko wśród specjalistów, ale wśród ogółu pedagogów, publicystów, a przede wszystkim władz oświatowych wszystkich szczebli, od ministra poczynając. I oczywiście rodziców, posyłających dzieci do szkoły.
Bo to książka, której lektura powinna nimi wstrząsnąć i wezwać do działania. Minimum to przeszkolić nauczycieli, i to chyba wszystkich, w zakresie umiejętności i rozmawiania z uczniami i rodzicami na tzw. trudne tematy i nieunikania takich rozmów oraz rozpoznawania przypadków dyskryminowania lub stosowania wszelkich form przemocy na tle wszelkich form odmienności wśród uczniów i w stosunku do uczniów. W świetle faktów i przytoczonych wypowiedzi uczniów i nauczycieli nie powinna ulegać wątpliwości celowość wprowadzenia do szkół edukacji antydyskryminacyjnej
Dwoje autorów, dr Marzanna Pogorzelska z Uniwersytetu Opolskiego,  i   prof. Dolnosląskiej Szkoły Wyższej  dr hab. Paweł Rudnicki opublikowali plon swoich badań jakościowych na temat przemocy homofobicznej w szkołach w ciągu ostatnich kilku lat. Książce nadali wołający o dostrzeżenie młodych ludzi potrzebujących pomocy tytuł Przecież jesteśmy! Powiedzieć, że uzyskali i ukazali czytającym obraz mało budujący, to nic nie powiedzieć.
Autorzy wskazali przyczyny homofobii w szkole. Z ich badań, rzetelnie opatrzonych licznymi wypowiedziami, zwłaszcza uczniów, wynika, że bierze się ona z przemilczania zjawiska przez nauczycieli, traktowanie jej jako patologii, czegoś nienormalnego, jako grzech (jedynym przedmiotem, podczas którego często była mowa o homoseksualności, jest religia), język pogromowy (znowu religia i... WF, uczniowskie masowo przytaczają wypowiedzi o potrzebie tępienia, posyłania do gazu lub szpitala psychiatrycznego) i coś, co badacze nazwali "bezalternatywna heteroseksualność", czyli, że dla innych nie ma w społeczeństwie miejsca. Wybrzmiewało to także na lekcjach przygotowania do życia w rodzinie.