25 czerwca 2020 r. Moja żona zaczyna dzień od sprawdzenia liczby zachorowań i zgonów. Przyznaję, że mnie zadowalają już tylko ogólne dane, wskazujące na skalę zagrożenia. Staramy się oboje trzymać się reżimów. Wychodzimy z domu z maseczkami w kieszeni i zakładamy, gdy wchodzimy między ludzi: do autobusów i tramwajów, do sklepów czy do zakładów usługowych, np. fryzjerów, a w moim . A po powrocie starannie myjemy i dezynfekujemy ręce.
Chodzę też - raz w tygodniu - do pracy. W pozostałe dni pracuje zdalnie. Jest to co robić. Raz będąc na uczelni zostawiłem maseczkę na stanowisku pracy, ruszyłem do innej agendy uczelni i natychmiast w holu nadziałem się na naszego behapowca i nie było rady, trzeba było zawrócić i się "uzbroić".
Ale wczoraj na imieniny żony przyszły dzieci i wnuki (wcześniej my byliśmy u nich), ale wciąż obywa się bez czułości. Tylko ich pies, świadom, że nie zaraża, okazywał wszystkim czułość, z wzajemnością. A w sobotę po raz pierwszy od blisko pół roku będziemy gościli bratostwo. Oni są jeszcze bardziej ostrożni niż my.
Znów mam dodatkową motywację do spacerów, gdyż niezależnie jaką trasę obiorę, trafiam na miejsce, gdzie mogę wypić lampkę wina. Po zniesieniu ograniczeń w obu najczęściej odwiedzanych miejscach zostałem przywitany przez personel jak na stałego bywalca przystało. Nie inaczej było w barze w centrum miasta, który odwiedzam po manifestacjach, na które znów chodzę i przy piwku spisuję krótki komunikat i okraszam zdjęciem.
Chodzę też - raz w tygodniu - do pracy. W pozostałe dni pracuje zdalnie. Jest to co robić. Raz będąc na uczelni zostawiłem maseczkę na stanowisku pracy, ruszyłem do innej agendy uczelni i natychmiast w holu nadziałem się na naszego behapowca i nie było rady, trzeba było zawrócić i się "uzbroić".
Ale wczoraj na imieniny żony przyszły dzieci i wnuki (wcześniej my byliśmy u nich), ale wciąż obywa się bez czułości. Tylko ich pies, świadom, że nie zaraża, okazywał wszystkim czułość, z wzajemnością. A w sobotę po raz pierwszy od blisko pół roku będziemy gościli bratostwo. Oni są jeszcze bardziej ostrożni niż my.
Znów mam dodatkową motywację do spacerów, gdyż niezależnie jaką trasę obiorę, trafiam na miejsce, gdzie mogę wypić lampkę wina. Po zniesieniu ograniczeń w obu najczęściej odwiedzanych miejscach zostałem przywitany przez personel jak na stałego bywalca przystało. Nie inaczej było w barze w centrum miasta, który odwiedzam po manifestacjach, na które znów chodzę i przy piwku spisuję krótki komunikat i okraszam zdjęciem.