niedziela, 26 października 2014

Kościół powinien walczyć, a nie rozmawiać[?]

To nie moje zdanie, tylko włoskiego historyka Kościoła Roberto De Mattei, który udzielił wywiadu  "Rzeczpospolitej". Kupiłem zeszłej soboty numer tej gazety, zachęcony informacją, że jej sobotnie wydania niemal w całości wypełnią treści dotychczasowego dodatku "Plus Minus" i że oznaczać to ma nową epokę w historii pisma. Dodatek ten stworzył nieżyjący już od kilkunastu lat Dariusz Fikus i dla tego dodatku, któremu patronował później z dobrym skutkiem nieżyjący już też Macieju Łukasiewicz, kupowałem sobotnią "Rzepę" aż do czasu, gdy w 2006 r. gazeta ta pod kierunkiem Pawła Lisickiego stała się nieformalnym biuletynem partyjnym rządzącej wtedy koalicji z Prawem i Sprawiedliwością w roli głównej. Wtedy i dodatek wypełniać zaczęli swymi tekstami propagandziści tej partii, promując ideologię IV RP z uporem godnym lepszej sprawy.
Po zapoznaniu się z treścią nowego "Plusa Minusa" widać, że może to nie nowa epoka, ale z pewnością nowa, lepsza jakość: szeroki wachlarz tematów, szersza gama nazwisk autorów, choć stara gwardia, czyli Mazurek, Ziemkiewicz, Haszczyński czy Zdort trzyma się krzepko i nadal wypisuje swoje dyrdymały, a prof. Staniszkis wieszczy jak za najlepszych lat, za nic sobie mając logikę i zdrowy rozsądek. Z nowych autorów pojawiła się m.in.  dawna dysydentka Irena Lasota, ale jakby w gorszej formie, niż blisko pół wieku temu. Tu też znalazła swoją kolejną przystań aktorka Joanna Szczepkowska i przykroiła do profilu ideowego pisma swoje własne poglądy. Meandry jej myśli zaiste są zadziwiające.

niedziela, 5 października 2014

Palikot nie ma szans. I nie powinien mieć

Ponad rok temu snułem tu rozważania nad szansami Janusza Palikota na uratowanie pozycji na polskim rynku politycznym. Wyszło mi z nich, że jeśli spełni kilka warunków, to jeszcze je ma. Kilka miesięcy temu napisałem, że Palikot nie m a już szans, ale postawiłem w tytule znak zapytania. I wyraziłem nadzieję, że może się w diagnozie stanu rzeczy mylę. Nie przypuszczałem jednak, że roztrwoni on tymczasem - i to w sposób spektakularny - resztki kapitału politycznego. W efekcie zostało mu już tylko 14 posłów i jeśli odejdzie jeszcze jeden - a odejdzie na pewno - trzeci pod względem liczebności klub poselski stanie się kołem, czyli formą istnienia o znacznie mniejszych uprawnieniach niż klub.
Z tych, co jeszcze zostali dobrą markę wyrobili sobie Robert Biedroń i Andrzej Rozenek. Jeśli zasmakowali w polityce na szczeblu krajowym, to z pewnością tzw. miejsca biorące na listach wyborczych zaproponuje im Leszek Miller, co będzie bliskie gwarancji sukcesu. Wprawdzie tymczasem Biedroń zamierza z listy Twojego (ale już dawno nie mojego) Ruchu kandydować na prezydenta Słupska, ale jest to ewidentnie mission impossible. Nie jest stamtąd (choć z Pomorza), a start z tej a nie innej listy będzie stanowił balast, a nie atut. Reszta z tej "piętnastki" to wciąż ludzie znikąd, mimo trzech lat w parlamencie nie wyrobili sobie bowiem żadnej rozpoznawalności.