Kiedy dziś rano zajrzałem do Facebooka od razu trafiłem na niewybredne ataki na Mateusza Kijowskiego oraz wezwania do odejścia. Napisane przez ludzi, którzy sprawiali wrażenie kulturalnych, przejętych potrzebą walki o przywrócenie demokracji, wyrażających kilka miesięcy temu entuzjazm dla podejmowanych przez KOD działań, choć czasem niecierpliwiących się, że nie przynoszą one efektów. Bo ekipa PiS jest wciąż u władzy, a proces demolowania przez nią ładu demokratycznego w państwie i jego marginalizacji jego pozycji w układzie międzynarodowym nabiera tempa.
Po przeczytaniu tych wpisów próbowałem perswadować te epitety i wezwania, bo przecież Mateusz Kijowski został wybrany w demokratycznych wyborach na przewodniczącego regionu nie po to, żeby odchodził, a poza tym trzeba szanować tych, którzy dokonywali wyboru. Poza tym nazwisko Kijowskiego jako tymczasowego przewodniczącego Zarządu Głównego figuruje na wniosku o rejestrację stowarzyszenia, a termin wyboru przez zjazd krajowy odsuwany jest nie przez niego. Skutek był taki jak zwykle - z jednej strony lajki, z drugiej gniewne ataki.
Po przeczytaniu tych wpisów próbowałem perswadować te epitety i wezwania, bo przecież Mateusz Kijowski został wybrany w demokratycznych wyborach na przewodniczącego regionu nie po to, żeby odchodził, a poza tym trzeba szanować tych, którzy dokonywali wyboru. Poza tym nazwisko Kijowskiego jako tymczasowego przewodniczącego Zarządu Głównego figuruje na wniosku o rejestrację stowarzyszenia, a termin wyboru przez zjazd krajowy odsuwany jest nie przez niego. Skutek był taki jak zwykle - z jednej strony lajki, z drugiej gniewne ataki.
Postanowiłem więc, że gdy wrócę do domu, dam dzisiejszemu wpisowi tytuł "Nienawiść w KOD". Ostatecznie uznałem jednak, że po prostu dam wyraz memu zaniepokojeniu stanem rzeczy pod spokojniejszym tytułem.