sobota, 3 października 2020

Homofobia i przemoc w szkole

W połowie roku ukazała się książka, która powinna wzbudzić  zainteresowanie nie tylko wśród specjalistów, ale wśród ogółu pedagogów, publicystów, a przede wszystkim władz oświatowych wszystkich szczebli, od ministra poczynając. I oczywiście rodziców, posyłających dzieci do szkoły.
Bo to książka, której lektura powinna nimi wstrząsnąć i wezwać do działania. Minimum to przeszkolić nauczycieli, i to chyba wszystkich, w zakresie umiejętności i rozmawiania z uczniami i rodzicami na tzw. trudne tematy i nieunikania takich rozmów oraz rozpoznawania przypadków dyskryminowania lub stosowania wszelkich form przemocy na tle wszelkich form odmienności wśród uczniów i w stosunku do uczniów. W świetle faktów i przytoczonych wypowiedzi uczniów i nauczycieli nie powinna ulegać wątpliwości celowość wprowadzenia do szkół edukacji antydyskryminacyjnej
Dwoje autorów, dr Marzanna Pogorzelska z Uniwersytetu Opolskiego,  i   prof. Dolnosląskiej Szkoły Wyższej  dr hab. Paweł Rudnicki opublikowali plon swoich badań jakościowych na temat przemocy homofobicznej w szkołach w ciągu ostatnich kilku lat. Książce nadali wołający o dostrzeżenie młodych ludzi potrzebujących pomocy tytuł Przecież jesteśmy! Powiedzieć, że uzyskali i ukazali czytającym obraz mało budujący, to nic nie powiedzieć.
Autorzy wskazali przyczyny homofobii w szkole. Z ich badań, rzetelnie opatrzonych licznymi wypowiedziami, zwłaszcza uczniów, wynika, że bierze się ona z przemilczania zjawiska przez nauczycieli, traktowanie jej jako patologii, czegoś nienormalnego, jako grzech (jedynym przedmiotem, podczas którego często była mowa o homoseksualności, jest religia), język pogromowy (znowu religia i... WF, uczniowskie masowo przytaczają wypowiedzi o potrzebie tępienia, posyłania do gazu lub szpitala psychiatrycznego) i coś, co badacze nazwali "bezalternatywna heteroseksualność", czyli, że dla innych nie ma w społeczeństwie miejsca. Wybrzmiewało to także na lekcjach przygotowania do życia w rodzinie.


Miejscem różnych form prześladowań (wyzwiska, drwiny, pogróżki, popychanie, uderzenia lub nawet zdejmowanie siłą spodni i slipek) bywa klasa szkolna, korytarz, toalety, szatnia - słowem każde miejsce szkoły, może poza pokojem nauczycielskim. Dopuszczają się jej rówieśnicy, głównie chłopcy, ale drwiny, a nawet epitety (ty spedalony smarkaczu) padają czasem i od nauczycieli, i to w obecności całej klasy. Choć bywają nauczyciele, cenieni przez uczniów za udzielanie im wsparcia, choć z wypowiedzi uczniów wynika, że sprowadzały się one do wykpienia prześladowców, rozmowy z ofiarą prześladowań lub załagodzenia konfliktowej  sytuacji.
Uczniowie (płci obojga) na ogół ukrywają  swoje skłonności, właśnie w obawie przed prześladowaniem. Wystarczy jednak, że dziewczyna chętniej gra z chłopcami w piłkę lub nosi  się "po męsku", a chłopiec charakteryzuje się "miękkimi ruchami", dbałością o wygląd (np. nosi bardzo wąskie spodnie lub pod pudrem skrywa młodzieńczy trądzik), a już staje się podejrzany(a) o homoseksualizm, żeby narażać się na całą gamę form przemocy. Poza ukrywaniem skłonności homoseksualnym formą przetrwania jest szybsze wychodzenie ze szkoły, żeby nie spotkać się z prześladowcami, zwolnienia np. z lekcji WF lub nie chodzenie na religię, wybieranie drogi do szkoły lub ze szkoły dającej szansę uniknięcia kolegów czy koleżanek, ignorowanie docinków i wyzwisk lub wręcz ostentacja w demonstrowaniu swojej odmienności, okazywanie wyższości intelektualnej lub materialnej.
Autorzy wyliczają  szerszy repertuar zachowań uczniów, zarówno agresywnych, jak i obronnych.
Źródeł  rozmiarów i charakteru zjawiska przemocy homofobicznej w szkole autorzy upatrują m.in. w braku internalizacji praw człowieka w szkołach (jak i całym społeczeństwie) po transformacji ustrojowej, upolitycznieniu edukacji szkolnej, wyrażającej się wpływem kolejnych rządzących ekip politycznych przy niemal całkowitym (a często po prostu całkowitym) ignorowaniu dorobku naukowego pedagogiki, konserwatyzm zarządzających edukacją, brak akceptacji dla wszelkiego rodzaju inności. Nie bez znaczenia jest niedofinansowanie nauczycieli, a strajk w 2019 r. pokazał brak zorganizowania nauczycieli.
Książka liczy grubo ponad 200 stron (co prawda blisko 30 z nich wypełnia bibliografia i indeks osobowy), nasycona jest wieloma solidnie uzasadnionymi tezami, których niepodobna tu wszystkie przywołać. Podobnie jak opisać wprowadzające obszerne rozważania teoretyczne i metodologiczne.
Jak to w opracowaniu badań jakościowych, autorzy przywołują dziesiątki, kto wie, czy nie około setki wypowiedzi uczniów podlegających przemocy lub będących jej świadkami i na poparcie stawianych też obficie cytowanych. W tego typu badaniach spisywane są one z dyktafonu in extenso, a więc i niewolnych od sformułowań dalekich od poprawności gramatycznej i czasami nieskładnych. I niemal każdy z tych fragmentów budzi sprzeciw czytającego i ukazuje bezmiar cierpienia prześladowanych uczniów. Nie dziw więc, że w niejednym przypadku wyjściem dla prześladowanych staje się samobójstwo. 
Oto krótszy cytat pierwszy z brzegu:

Była taka sytuacja, kiedy w bibliotece na wszystkich komputerach była ustawiona na stronie startowej w przeglądarce taka grafika: dwóch mężczyzn uprawiających seks analny z podpisem "B., jesteś jebanym homo". Tak to brzmiało.

Książkę  tę należałoby położyć na biurku każdemu ministrowi i wiceministrowi obecnego rządu, każdemu wojewodzie i kuratorowi szkolnemu na biurku. Niech przynajmniej burzy ich sumienia. Przy optymistycznym założeniu, że je mają.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz