Asumpt do podjęcia tematu dała mi lektura wielce zajmującej i skłaniającej do refleksji książki będącej zapisem rozmowy między Zygmuntem Baumanem a Stanisławem Obirkiem, zatytułowanej "O Bogu i człowieku" (Kraków : Wydawnictwo Literackie, 2013). Więcej tu o człowieku w rozmaitych kontekstach, w tym także religii, niż o Bogu, a najwięcej o potrzebie dialogu i wzajemnego zrozumienia, które dialogowi nadaje sens.
W pewnym momencie Zygmunt Bauman mówiąc o braku chęci zrozumienia innych, wręcz o zamykaniu się na głos innych, żeby broń Boże pod ich wpływem nie zwątpić w sens własnych racji, przytacza przykład niejednego przecież polityka, który przychodzi na dyskusję telewizyjną z kropką nad swoim "i" już przez siebie twardo postawioną i z takąż ze studia wychodzi. Jego celem nie jest bowiem dyskusja, ani nawet przekonanie do własnych racji, co najwyżej ich wykrzyczenie, lecz udowodnienie, że to inni są zatwardziali w obstawaniu przy swoich błędnych racjach.
I tu już chciałbym przejść na grunt popularnego programu telewizyjnego. I stwierdzić, że jego gospodyni też zwykle ustawia się w roli głuchego na argumenty oponenta, nie próbując nawet zrozumieć tez wygłaszanych przez rozmówców, dążąc zaś do przeforsowania własnego zdania. Prawda, że nierzadko nie ma czego rozumieć, bo gdy rozmówca wykrzykuje oczywiste nieprawdy (podniesiony głos ma tu zastąpić rzeczowe argumenty) lub odpowiada na pytania, które sobie sam stawia ignorując gospodynię, konieczna jest ostra reakcja, dezawuująca intencje rozmówcy. Ale też zdarzają się sytuacje, gdy chciałoby się pociągnąć interesujący przez rozmówcę wątek, żeby pomóc słuchaczowi zrozumieć istotę przedstawianych treści lub je zakwestionować, lub też czegoś więcej się dowiedzieć. A tu zamiast podsycenia do kontynuacji wątku padają cytaty wypowiedzianych lub zapisanych ostatnio zdań różnych osób,przytoczonych z wyraźnym oczekiwaniem, że rozmówca zgodzi się w ich ocenie z prowadzącą program. Co w żaden sposób nie wzbogaca nikogo. Może z wyjątkiem tych, którzy tych zdań nie usłyszeli w ciągu poprzedzającego program dnia.
I wreszcie rzeczona kropka nad "i". Otóż gospodyni programu najczęściej też przychodzi z nią do studia i wygłasza jako puentę. Choć nazbyt często puentą nie jest. Nie stanowi ona bowiem lakonicznego i w domyśle błyskotliwego podsumowania spotkania przed kamerami, lecz jest albo przytoczeniem wstydliwego faktu dotyczącego nielubianego gościa lub cytatem jakiejś wygłoszonej przezeń kwestii, której wolałby on, żeby nie przypominano lub też przytoczeniem jakiejś niekorzystnej dlań oceny jego osoby lub zachowania. I już bez szansy repliki, bo taki jest sens kropki nad "i". Wtedy żal mi nawet rozmówcy, którego ani nie poważam, ani nie podzielam jego poglądów. Oczywiście, gdy gość jest przez gospodynię lubiany lub ceniony, zamiast szpili jest komplement, a przytoczony fakt świadczyć ma o nim korzystnie.
Książka Baumana i Obirka jako całość jest pokazem dyskusji rzec można doskonałej. To znaczy takiej, której uczestnicy potrafią się zarówno ze sobą w pewnych kwestiach zgadzać, jak i różnić, osiągając to dzięki bogatej, erudycyjnej argumentacji oraz widocznej chęci wzajemnego zrozumienia. Czytelnik, który zechce poświęcić na jej lekturę czas, z pewnością lepiej zrozumie realia, w jakich przyszło mu żyć (zrozumie dzięki temu, że niezależnie od własnych wyborów na jego życie wpływ ma los i własny charakter), lepiej zrozumie religię katolicką i jej relacje z innymi religiami, pozna poglądy współczesnych myślicieli i wzbogaci własną erudycję, a być może nabierze też chęci do rzeczowych dyskusji na argumenty. Na pewno natomiast zachwyci się piękną , nasyconą metaforami polszczyzną, właściwą tylko najwybitniejszym humanistom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz