wtorek, 2 lipca 2019

Czy turystyka zbiorowa jest niebezpieczna dla środowiska?

Wczoraj opisałem na moim blogu, tym bardziej osobistym, odbyty przeze mnie z żoną rejs wycieczkowcem po Bałtyku, z zawijaniem do stolic nadmorskich.
Przeważającej większości opis się spodobał. Ale pod linkiem do tej relacji na Facebooku znalazły się wpisy zawierające dość kategoryczną przyganę (brzydkie to, nieekologiczne itp.). Oczywiście podjąłem polemikę. Z osobami, które najpewniej podróżują po kraju i odwiedzają np. rodzinę za granicą lub zgoła za oceanem. A ich pojazdy z pewnością zużywają paliwo i emitują spaliny.

Oczywiście wielki wycieczkowiec spala jak nie gaz to ropę i emituje spaliny. Ale przewozi kilka tysięcy ludzi, którzy gdyby podróżowali samochodami lub samolotami, zużyliby tego paliwa więcej i więcej spalin uszłoby w powietrze. 10 samolotów wiozących po 300 osób lecących po samej tylko Europie i zatrzymujących się w czterech miastach zużyłyby nie mniej paliwa. A przecież z lotnisk (z Arlandy do centrum Sztokholmu jest ok. 40 km) trzeba dowieźć turystów do centrów miast. Albo 1500 samochodów (na ogół w rejsie brały udział pary) jadących z południa Europy do Niemiec, stamtąd do Kopenhagi i przez nowo zbudowany most do Szwecji i dalej do Sztokholmu, potem przez Finlandię do Tallina albo kilku promami), dalej do Petersburga i znów do Włoch, Hiszpanii, Polski (a byli też na statku Kanadyjczycy i Amerykanie), wjeżdżających do tych miast. Pociągi trzeba wykluczyć, bo trzeba by zapewnić setki luksusowo wyposażonych wagonów. Dla nikogo taka wielka wycieczka nie byłaby atrakcyjna, ani czasowo, ani finansowo.
Więc co pozostaje? Rezygnacja z turystyki międzynarodowej? To jak poznawać inne kraje, innych ludzi, inną kulturę? Z książek i folderów oraz z telewizji? Gdziekolwiek byliśmy, przewodnicy chwalili się, że ich miasta przyjmują milion, dwa lub lub więcej milionów turystów, poznających urodę tych miast, ich zabytków, muzeów, galerii i innych atrakcji, smak lokalnej kuchni i choćby z grubsza ludzi i obyczajów. Polskie miasta też chwalą się milionami zagranicznych turystów i zostawionych tu złotych, euro i dolarów. I z myślą o nich  dbają o zabytki, rekonstruują zalane lub zawalone gruzem przejścia podziemne, budują drogi dojazdowe, a te większe dbają o rozbudowę lotnisk i skomunikowanie ich z centrami.
Co by bowiem nie powiedzieć, turystyka jest jedną z najbardziej ekologicznych i dochodowych dziedzin gospodarki. Dla wielu miast i krajów podstawową. I dającą zatrudnienie milionom swoich obywateli.
Oczywiście turystyka ma swoje ciemniejsze strony: zadeptywanie starówek i najciekawszych zabytkowych budowli, że o takich patologiach jak seksturystyka czy wykorzystywanie mieszkańców bogatych państw do poniżających zajęć  za poniżająco niskie wynagrodzenia.
Na koniec wyrażę żal pod adresem moich krytyków, którym nie przeszkadzają setki jeśli nie tysiące lotów czarterowych w różne strony świata, masowa turystyka samochodowa i autobusowa, a zła upatrują akurat w wycieczkowcach.
Czytelnicy książek Martyny Wojciechowskiej i innych reporterów niech wiedzą, że podróże do Afryki, Australii czy do dorzecza Amazonki odbyli oni samolotami, a nie żaglówkami, ani tym bardziej pieszo.

turystyczne limity turystów


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz