niedziela, 21 lipca 2019

Lewica razem (m.in. z Razem)

Po cichu liczyłem, że do tego dojdzie. I spodziewam się, że z dobrym wynikiem w październiku. Marzy mi się, że może być nawet niewiele gorszy od wyniku Platformy Obywatelskiej, której kunktatorstwo i hamletyzowanie może odebrać jej sympatyków. Co prawda stać ją finansowo na intensywną i  obfitującą w fajerwerki kampanię. Tyle, że pomimo wysiłków sztabu wyborczego, w którym znalazło miejsce parę fajnych ludzi, nie widać nadziei na jakiś świeży motyw ideowy, który odwróciłby uwagę od narracji rządzącej kliki putinowskiej (Tak piszę o PiS mając w pamięci ustalenia Tomasza Piątka).
Prof. Marcin Król, wybitny historyk idei i ceniony komentator polskiej sceny politycznej mówi w wywiadzie dla "Gazeta POLSKA" (nie mylić z organem Sakiewicza), że kiedy widzi lub słyszy w mediach polityka PO, zmienia kanał lub stację, bo wie, że niczego nowego się nie dowie i tylko znów zdenerwuje go jego niemoc intelektualna. Dodał też, że widzi, jak trwoni swój kapitał polityczny lider "Wiosny", z którym wiązał pewne nadzieje. Ja na razie mam tak tylko z politykami PiS. Którzy do tego łżą bez zmrużenia oka.
Z kolei za koalicją lewicowych partii przemawia szansa na premię za porozumienie i wyrazisty przekaz, który jednak wymaga doszlifowania i dodania przemawiającego do wyobraźni hasła.


Jako szansę dla tej koalicji postrzegam odwagę i szczerość intencji jej polityków, której brakuje politykom PO, którzy nie wiedzieć czego nazywają się jeszcze koalicją. Oto gdy trzeba było stanąć w jednym szeregu z uczestnikami Parady Równości, co wiązało się z pewnym ryzykiem, bo szczuci przez kler i rządzących "obrońcy wartości katolickich" już nie wahają się z użyciem siły fizycznej, a nie wiadomo było, jak zachowa się policja, stanęli tylko liderzy lewicy. Inni pilnowali miejsc przy mikrofonach i przed kamerami mediów.
I nie idzie tu o akt odwagi przed niebezpieczeństwem oberwania kostką brukową. W latach osiemdziesiątych Schetyna, Borusewicz czy Rulewski nieraz oberwali pałką. Chodzi o brak odwagi w obliczu gniewu biskupów i możliwości odwrócenia się od nich wyborców, których postrzegają jako ludzi opowiadających się za dyskryminacją mniejszości.
Szansę widzę też w powolnym, ale widocznym w Europie, także za naszą granicą odzyskiwania pola przez stronnictwa liberalne. Świadczą o tym wyniki wyborów do Parlamentu Europejskiego, które pokazały zahamowanie marszu partii antyeuropejskich i populistycznych, a także wybory prezydenckie na Słowacji. Tam powodem do swoistego katharsis  stało się zabójstwo dziennikarza Jana Kuciaka. W tym kontekście zastanawiające jest, że podobnego efektu nie spowodowało auto da fe Piotra Szczęsnego, ani nawet mord, najwyraźniej na tle politycznym, po długotrwałym medialnym nękaniu prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Widać 500+ znieczula ludzkie sumienia.
Dodatkową iskierkę nadziei daje dołączenie do Koalicji, mającej co prawda nieliczny elektorat Polskiej Partii Socjalistycznej.
Oczywiście, są też niebagatelne zagrożenia. Wiele osób uważających się za demokratów zafiksowało się na punkcie Platformy Obywatelskiej, którą widzą jako zbawcę Polski przed PiS-em i każda próba stworzenia dla niej konkurencji, ale przecież zwróconej przeciw rządzącym (jeśli to co PiS robi jest rządzeniem), jest odbierane nieomal jak zdrada państwa. I ci "demokraci" prowadzą na mediach społecznościowych zdecydowaną propagandę, na granicy szantażu. Odczułem to wielokrotnie przed wyborami do Parlamentu Europejskiego na własnej skórze. I teraz znów to się odbywa. Witający powstanie Koalicji Lewicy z nadzieją czytają, że piszą bzdury, wpychają Polskę w łapy PiS, że Kaczyński zaciera łapki itd.
Boję się też wybujałych osobowości zwłaszcza liderów "Wiosny" i SLD, nadmiernie skupionych na własnych osobach. Na razie poskramiają indywidualne ambicje, ale... Mam też nadzieję, że lider partii "Razem" ustąpi trochę ze swoich zalatujących sekciarstwem poglądów, które przez cztery lata uniemożliwiały alianse z innymi środowiskami lewicowymi.
Pewne obawy wiążą się z genealogią SLD, której lider był ważną postacią Stowarzyszenia Ordynacka, a w której jest wielu byłych ważnych postaci PZPR. Z których kilku znalazło się z - z wysokim poparciem - w Europarlamencie. Dziś na linii ognia znalazł się w roli "złogu PZPR", tak nazywanego przez zwłaszcza przez zwolenniczki Schetyny, prof. Jerzy Jaskiernia, wybitny konstytucjonalista, ceniony w świecie nauki w skali europejskiej specjalista w zakresie praw człowieka i obywatela, przez lata piastujący z tego tytułu ważne stanowiska w Radzie Europy, od dwóch lat wiceprzewodniczący Polskiego Towarzystwa Prawa Konstytucyjnego.
A dziś słyszę o nowym zagrożeniu. Otóż jakąś koalicję zawiązuje kanapowe partyjki lewicowe, których liderzy zapowiadają, że nie widzą się w koalicji z "Wiosną", SLD ani "Razem". Z pewnością nie mają szans w wyborach, ale mogą zdezorientować wyborców podobną nazwą. I ci na pewno będą dostarczycielami powodów do zadziałania systemu d'Hondta.
Drugim dostawcą mogą być ludowcy, którzy powołują się na ponadstuletnią swoją historię, ale nie tradycję, bo twórcy partii i jej międzywojenni kontynuatorzy stali rzeczywiście po stronie ludu, narażając się na wyklinanie z ambon. Ci obecni wyżej nad lud stawiają sobie obronę "wartości katolickich". Ciekawe których? Podżegania do przemocy? Wspierania nietolerancji i dyskryminacji mniejszości? Ukrywania niegodziwości kapłanów?
Wiem, że mam skłonności do myślenia życzeniowego i pewnie tak zostanie odczytany niniejszy wpis. Ale od lat kieruję się credo stanowiącym tytuł wiersza Marii Konopnickiej "Contra spem spero". Ona odzyskania niepodległości nie doczekała.
Ale ona nadeszła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz