niedziela, 10 maja 2020

Kronika dni zarazy 44 (1626)

10 maja 2020 r. Dzień wyborów, których nikt nie odwołał, ale miały być unieważnione post factum. Nie zamierzałem brać w nich udziału, bo teraz już jest oczywiste, że miały być szwindlem.
Ale tym razem chciałbym skupić się na jednej kwestii. Oto nawet w poważnych mediach pojawia się niepoważna sugestia, żeby Koalicja Obywatelska korzystając z pretekstu, jakim  może być formalne uznanie dzisiejszych wyborów za nieodbyte, zmieniła swojego kandydata na prezydenta. Na szczęście kierownictwo partii (A może tylko klubu poselskiego? Kto się w tym wyzna?) obstaje przy kandydaturze p. Kidawy-Błońskiej.
Nie ukrywam, że podchodziłem do jej kandydatury z dużą dozą krytycyzmu. Doceniając jej doświadczenie w polityce, wysoką kulturę osobistą, o czym przekonałem się osobiście zamieniwszy z nią kilka lat temu temu parę zdań przy okazji gdańskich obchodów rocznicy 3 sierpnia, miałem jej za złe bliskie koneksje z hierarchami Kościoła. Preferowałem kandydata Lewicy, mimo że zawiódł on wyborców nie zrzekając się mandatu europosła na rzecz prof. Moniki Płatek, która uzyskała drugi wynik w eurowyborach wiosną zeszłego roku. Jest wprawdzie kompetentnym i aktywnym posłem, walczącym o praworządność w kraju, ale wyborców oszukał i tego mu nie zapomnę. Ale wolałbym mieć prezydenta postępowego, niezależnego od biskupów.


Tymczasem jednak świat opanowała pandemia koronowirusa i okazała się ona godziną próby. Było dla mnie oczywiste, że państwo z dykty, ale o zapędach dyktatorskich (stąd dyktatura?) nie zachowa się jak należy, że bardziej zatroszczy się o swoich i o ograniczanie naszych wolności, najpewniej w sposób pozaprawny. Co też się stało: specjalny oddział zakaźny dla VIP-ów w szpitalu MSW w Warszawie, nieznany polskiemu prawodawstwu stan epidemii z ograniczeniami wolności, chociaż można było wprowadzić stan klęski żywiołowej, z zamknięciem granic, brakiem jasnej strategii, z zastępowanymi lipnymi, zmienianymi w treści etapami, braki w sprzęcie i ludziach itd. A tu na 10 maja wyznaczono termin wyborów prezydenckich. W około 50 krajach wybory tej rangi, czyli prezydenckie i parlamentarne, odłożono na spokojniejszy czas. Tu jednak było oczywiste, że Duda w wyniku pogłębiającego się kryzysu państwa i sytuacji społecznej jego obywateli, czym on się zupełnie nie przejmował, straci szanse wyborcze. A drugiego takiego bezwolnego uchwytu do długopisu, z jaką taką aparycją, podobającego się świątobliwym panienkom i matronom, oraz zdolnością płynnego wypowiadania banałów mogą nie znaleźć.
Wymyślono więc naprędce wybory pocztowe. Szybko, można rzec po PiS-owsku sklecono ustawę, według której wybory przeprowadzi nie Państwowa Komisja Wyborcza, lecz minister rządu pospołu z pocztą, która roześle pakiety wyborcze, a następnie opróżni skrzynki pocztowe. Inne absurdy pominę. Było oczywiste, że Senat w obecnym składzie nie przepchnie ustawy tak, jak pod rządami Karczewskiego, czyli w 3 -4 godziny, bez konsultacji z ekspertami i wnikliwą dyskusją w komisjach. Sejm wprawdzie jego stanowisko odrzucił, ale na wybory już było za późno. Bo choć bezprawnie i bez kontroli wydrukowano i częściowo spakowano pakiety, nie było możliwości ich rozesłania, zebrania itd.
Pandemia stała się też godziną próby także dla kandydatów na prezydenta. Próby odpowiedzialności za życie i zdrowie współobywateli. O Dudzie wiadomo - interesowała go tylko prezydentura, żeby mógł nadal dobrze służyć Kaczyńskiemu, nie bacząc na dobro ogółu. Ale nie zdali go także wszyscy inni kandydaci, z wyjątkiem właśnie .p. Kidawy-Błońskiej. Wiadomo przecież, że zwycięstwo w nierównych wyborach, w których ponad milion wyborców nie zyskało uprawnień do głosowania, gdy sami właściwie nie mieli szans udziału w kampanii medialnej w tzw. mediach publicznych, a gdy się nawet pokazali, to wraz z odstręczającym kłamliwym komentarzem lub klipem, gdy w tym celu nielegalnie upubliczniono dane osobowe milionów obywateli, i jeszcze wiele gdy, przy znikomej frekwencji, nie będzie miało żadnej wartości. Będzie można je zakwestionować, jako wynikające z niekonstytucyjnych wyborów. Ale gremialnie głosili, że nie oddadzą walki walkowerem. Namawiając do głosowania na siebie i w ogóle do głosowania,  namawiali  swoich  potencjalnych  zwolenników   do  odebrania pakietów bez pewności, że są bezpieczne biologicznie, że zostaną na czas odebrane i uczciwie policzone w przedsięwzięciu niekonstytucyjnym, czyli przestępczym. Szymon Hołownia przynajmniej przekonywał, że jeśli wygra, natychmiast zarządzi nowe, uczciwe wybory.
Tylko p. Małgorzata Kidawa-Błońska natychmiast po ogłoszeniu stanu zagrożenia epidemiologicznego w trosce o zdrowie i życie obywateli zawiesiła swoją kampanię wyborczą i głosiła, że je bojkotuje. Wystąpiła jednak w debacie kandydatów, żeby nie spotkać się z zarzutem, że nie ma jako kandydatka niczego do zaoferowania. I tu też chyba jako jedyna jest świadoma prerogatyw, ale i ograniczeń płynących z pełnienia tej funkcji.
W efekcie stale malało poparcie jej kandydatury, co daje pretekst jej przeciwnikom, nawet w środowiskach demokratycznych do wezwań do zamiany jej na inną. Jakby w szeregach partii Budki można było przebierać w świetnych kandydatach jak w ulęgałkach!

Przecież prezydentem nie musi być fighter, ale polityk rozważny,  opanowany, doświadczony, uczciwy i troszczący się o dobro wspólne, w tym o swoich współobywateli. Owszem, dobrze, gdy ma przy tym refleks i tzw. gadane. Ale przemówienia można przygotować,  a na bieżąco, w różnych sytuacjach wystarcza ogłada towarzyska i powściągliwość w wygłaszaniu opinii


1 komentarz:

  1. od dawna mnie na blogach nie było, z przyjemnością czytam tekst ... z przyjemnością czytam posty na fb

    OdpowiedzUsuń