niedziela, 1 listopada 2015

.Nowoczesna. No i jest coś z tego!

Pod koniec lipca zastanawiałem się i dałem tu temu wyraz, czy wypali projekt Ryszarda Petru. I wyraziłem przekonanie, że jeśli partia będzie konsekwentnie prowadziła wyważoną kampanię wyborczą, to ma szanse przekroczyć próg pięciu procent.
Nie mogło być łatwo. Dwie główne partie prowadziły bowiem agresywną kampanię i były z natury rzeczy preferowane przez media, lubujące się w pokazywaniu zapasów w kisielu. Do tego obie partie prześcigały się w obietnicach, czego to one obywatelom nie dadzą. PiS obiecywał, bo chwytał się najpaskudniejszych metod mających przybliżyć sukces wyborczy i dać Kaczyńskiemu upragnioną władzę, Platforma była może nieco bardziej w tym zakresie umiarkowana, ale im bliżej wyborów, tym bardziej realizm ustępował demagogii. Ludowców w kampanii nie było prawie widać, nowa liderka Zjednoczonej Lewicy zdumiewająco szybko weszła w werbalną sztampę, za którą trudno było doszukać się wartych uwagi treści. Zaś Kukiz i Korwin-Mikke liczyli na całkowitą ignorancję obywatelska swoich elektoratów. Zwycięsko z tego wyszedł Kukiz, jako ktoś nowy, ale przy tym zatrważająco wręcz intelektualnie bezradny. No, ale zwracał się do wyjątkowo mało wymagającego elektoratu. Na samym finiszu kampanii pojawiła się gwiazdka medialna reprezentująca zdeklarowani lewicową partię Razem. I choć w mediach było go pełno, za późno było na zwojowanie czegoś więcej niż przekroczenia progu trzech procent, dających prawo do subwencji państwowych. Jeśli nie popadnie w samozadowolenie, a popracuje nad programem, może wejść do Sejmu za cztery lata.
Tymczasem Petru, będący przez pierwsze miesiące kampanii właściwie jedyna twarzą tworzonego przez siebie bytu politycznego i przyznać trzeba, że ze względu na swoje kompetencje w ekonomii i medialność, dość często obecny w informacyjnych kanałach telewizyjnych, nie obiecywał nic. Napominał jedynie gotowych obiecać wszystko polityków oraz oczekujący na pieczone gołąbki ich elektorat, że aby coś dać, trzeba pierwej dobra wypracować. I dodawał, że chce stworzyć warunki, żeby to wypracowywanie było efektywne i że przy mądrym, profesjonalnym rządzeniu jest to możliwe. I że ruch polityczny, któremu on przewodzi, jest do tego zdolny i gotowy.
Dla niektórych odstręczające od Nowoczesnej były wcześniejsze silne koneksje Ryszarda Petru z twórcą polskiego kapitalizmu Leszkiem Balcerowiczem, wciąż zagorzałym zwolennikiem gospodarki neoliberalnej, dla innych zaś nową wersją Platformy Obywatelskiej, w zamierzeniu bardziej konsekwentną, zdolna do podejmowania niepopularnych rozwiązań, przed którymi partia rządząca się powstrzymywała w obawie przed strajkami i protestami społecznymi. 
Sztandarowym hasłem stało się 3 x 16 (VAT, CIT i PIT), ale nie do wszystkich ono trafiało. Imano się argumentu, że podrożeje chleb i inne artykuły spożywcze pierwszej potrzeby, a niedouczeni dziennikarze nie potrafili dać temu argumentowi odporu. Albo nie chcieli, bo ci z TVN i publicznych mediów liczyli na wygrana PO, jak nie samodzielnie, to  w formie koalicji. Petru argumentował, że przecież potanieje czynsz za mieszkanie, transport itd., ale na ogół bywał zakrzykiwany, zwłaszcza przez Barbarę Nowacką, która nauczyła się (chyba od PiS-u?) że sposobem na brak argumentów jest zakrzykiwanie rywala. Być może część publiczności przekonałby, gdyby poinformował, o ile potaniałoby piwo lub wódka. Oczywiście, gdyby tymczasem nie podniesiono wysokości akcyzy... No i gdyby wypadało. Na finiszu kampanii hasło 3 x 16 przybrało postać zapewnienia, że  podatnik na tym nie straci, a system podatkowy stanie się prostszy i dzięki niemu zmniejszy się szara strefa, na której korzystają nie szeregowi podatnicy, lecz potentaci, mający na usługach doradców podatkowych.
Petru głosił też, że sposobem na tzw. zabetonowanie sceny politycznej jest  zniesienie subwencji państwa dla partii politycznych oraz dwukadencyjność parlamentarzystów. Moim zdaniem są to sposoby problematyczne, choć niepozbawione pewnych zalet.
Nie znam szczegółów dotyczących sposobu tworzenia list wyborczych. Chodziło jednak o to, żeby byli to ludzie w polityce nowi, ale mający już sukcesy zawodowe, naukowe, w biznesie lub w innych sferach życia społecznego,  znające już smak ciężkiej pracy i zasady funkcjonowania społecznego. Przypuszczalnie na miejsca "niebiorące" zgłaszano po prostu chętnych, chcących się sprawdzić w kampanii wyborczej lub nabrać doświadczenia, które przyda się w przyszłych wyborach samorządowych lub parlamentarnych. Zaś na pierwszych lub drugich miejscach znalazły się osoby albo szerzej znane w środowiskach lokalnych (we Wrocławiu jest nim niewątpliwie dyrektor Teatru Polskiego Krzysztof Mieszkowski) lub po prostu poukładane. Za taką uznano we Wrocławiu Joanne Augustynowską, znaną w środowiskach biznesu jako sprawna doradczyni w zakresie prawa pracy. Nb. synową mojej koleżanki w pracy. Jak się okazało, był to wybór trafny. 
Postępujące powoli poparcie dla Nowoczesnej w badaniach opinii pozwalało wierzyć, że partia wejdzie do Sejmu, być może z poparciem równym temu, które cztery lata temu zyskał Ruch Palikota.
Skończyło się na niecałych ośmiu procentach, co dało 28 mandatów. Dosyć, żeby uznać za sukces, ale jednak za mało, żeby popadać w euforię.
W sytuacji, w której PiS zyskał 235 mandatów i kto wie, czy nie powiększy stanu posiadania na skutek przejścia do obozu rządzącego oportunistycznie nastawionych polityków PO, Nowoczesna znajdzie się w opozycji. Niewiele więc ze swoich projektów będzie w stanie zrealizować. Ale trzeba te cztery lata wykorzystać na budowę pozycji na scenie politycznej. Jak to robić, pisał o tym na swoim blogu Jacek Tabisz, ja pisałem na swoim, a wyjątkowo jasno i przekonująco napisał o tym ostatnio prof. Marcin Król. Jego zdaniem partia opozycyjna musi działać tak samo intensywnie jak rząd, analizując przedłożenia rządowe i prezydenckie, składając własne projekty oraz komunikować się ze społeczeństwem, wyjaśniając mu istotę przedłożeń oraz własne stanowisko w każdej ze spraw.
Już wiadomo, że na początek zechce złożyć projekt ustawy w sprawie zasad finansowania partii politycznych. Moim zdaniem ten zamysł niewiele różni się od projektu powrotu do poprzedniego systemu emerytalnego, złożonego przez prezydenta Dudę lub jak cztery lata temu Palikot zawnioskował o zdjęcie krzyża w sali obrad sejmowych. Będzie można temat "odfajkować", ale nic więcej. Bo żeby osiągnąć efekt należy pierwej poszukać sojuszników, wspólnie z którymi starania będą miały jakąś szansę powodzenia. 
Znając  Ryszarda Petru z dotychczasowej aktywności na scenie politycznej można mieć nadzieję, że będzie nadal działał odważnie, ale i rozważnie (choć któreś z jego wystąpień medialnych było jak na mój gust zbyt bliskie temu, co i jak robi to PO i PiS), będzie poszerzał wpływy i zjednywał dla swych projektów poparcie w innych partiach w Sejmie i poza nim i że nawet jeśli zdarzy mu się potknąć, to wyciągnie z tego właściwe wnioski. Chciałbym bowiem w następnych wyborach oddać głos na Nowoczesną z jeszcze większym przekonaniem słuszności wyboru niz tydzień temu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz