niedziela, 8 listopada 2015

Czy .Nowoczesna musi się upierać przy OFE?


W 1998 r. rząd AWS i Unii Demokratycznej, kierowany przez Jerzego Buzka wprowadził słynne cztery wielkie reformy. Jedną z nich był nowy system emerytalny. Istota zmian polegała na tym, że wpłaty poszczególnych ubezpieczonych w ZUS począwszy od pewnego rocznika (nie pamiętam którego, ale mnie już on nie dotyczył) dokonywane być zaczęły na indywidualne konta. Zebrana do chwili przejścia na emeryturę kwota stanowić miała zasób, z którego następnie miały być wypłacane emerytury. Uzupełniane ewentualnie z dopłat do ZUS z budżetu państwa.
Jednak postanowiono zarazem, że 7,3 % owych składek miały obowiązkowo być wpłacane na konta indywidualne w Otwartych Funduszach Emerytalnych (OFE), które z tego pobierały 10 % prowizji.
Przyszłym emerytom poprzez media obiecywano dzięki tej części składek złote góry: wakacje pod palmami, wycieczki takie, jakie mają emeryci niemieccy i w ogóle dostatnie życie. Nie informowano jednak, że mimo sugestii ze strony międzynarodowych rynków finansowych, na to rozwiązanie nie zdecydowały się rządy największych i najsilniejszych ekonomicznie państw europejskich.
Nie wiedzieć czemu reformę nazwano umową społeczną. Ale cóż to za umowa, w której jedna ze stron dyktowała warunki, a druga nie miała nic do powiedzenia, poza przyjęciem faktu do świadomości?!
Potem na skutek krytyki społecznej ta nieprzyzwoicie wysoka prowizja była chyba dwukrotnie zmniejszana. A że sam system stanowił duże obciążenie dla budżetu państwa, część przekazywana do OFE zmniejszono do nieco ponad 2 %. Fundusze mogły dowolnie otrzymywanymi pieniędzmi dysponować, inwestować w akcje, fundusze inwestycyjne lub w obligacje. W rezultacie doszło do absurdalnej sytuacji. Rząd zmuszony dopłacać do środków przekazywanych do ZUS i OFE musiał sprzedawać obligacje, które kupowały fundusze m.in. za budżetowe pieniądze!


Pierwsze niepokojące sygnały o tym, że system nie jest specjalnie korzystny dla przyszłych emerytów, a niewątpliwie korzystny dla samych funduszy pojawiły się w publikacjach prof. Leokadii Oręziak z Głównej Szkoły Handlowej, ale że publikowała je w wydawnictwach naukowych, niewielu o nich wiedziało.
Niebezpieczne następstwa przewidywała też minister pracy w rządzie Tuska Jolanta Fedak, której udało się tylko doprowadzić do tego, że pieniądze zgromadzone w OFE mają w chwili przejścia składkowicza na emeryturę znaleźć się w kasie ZUS i wypłacane w formie jednej emerytury, z wyszczególnieniem źródeł. Dopiero rząd następnej kadencji, w sytuacji w pewnym sensie podbramkowej, bo robiła się dziura budżetowa, zdecydował o przeniesieniu składek z OFE do ZUS, zachowując indywidualne konta składkowiczów. Umożliwiono jednak zainteresowanym, żeby  mogli powrócić do OFE, ale już na zasadzie dobrowolności. Skorzystało z tej możliwości ok. 25 % ubezpieczonych.
Decyzja rządu i większości sejmowej spotkała się ze zdecydowaną krytyką lobby bankowego oraz zbliżonych do nich mediów (niemal codziennie przez dwa lata mówią o tym bankowcy zapraszani do audycji EKG w TOK FM), a także twórcy tej reformy, prof. Balcerowicza. Wątpliwości miał też prezydent Bronisław Komorowski, który ustawę podpisał, ale jednocześnie w pewnej części zaskarżył do Trybunału Konstytucyjnego.

I właśnie zapadło postanowienie w tej sprawie. Trybunał uznał, że rząd,  parlament i prezydent mieli prawo do takiej decyzji, gdyż wbrew temu, co twierdzą obrońcy OFE, część składek przeniesiona do funduszy nie są prywatnymi pieniędzmi ubezpieczonych, lecz środkami publicznymi. Podobnie jak pieniądze znajdujące się w ZUS-ie, skąd zostały do funduszy przekazane. Nawet dla jako tako obeznanego z mechanizmami ekonomicznymi dyletanta jasne jest, że trudno uznać za prywatne pieniądze, które musi on obowiązkowo przekazywać instytucji państwowej (a ta może je przekazać nawet prywatnej, np. OFE, ale też prywatnej firmie zajmującej się wywozem śmieci) i nie mieć wpływu na ich losy, ani wycofać w dowolnej lub określonym w umowie momencie.

*

.Nowoczesna Ryszarda Petru od samego początku akcentowała swój krytyczny stosunek do ustawy z 2013 r., głosząc, że rząd okradł składkowiczów z ich pieniędzy, że w ZUS-ie są one pieniędzmi wirtualnymi, a w OFE realnymi (tylko, że wpłacający nie mogą się nijak do nich dostać) i w jakimś stopniu ta krytyka stanowi o tożsamości tej partii. Podobnie głoszą najzagorzalsi działacze i zwolennicy partii, zabierający głos w dyskusjach na forach internetowych.
Sam Ryszard Petru ogłosił, że jak najszybciej wniesie do Sejmu projekt ustawy, wedle której pieniądze pozostające na ko0ntach OFE zyskają na powrót status pieniędzy prywatnych. Aż trudno uwierzyć, że ktoś obdarzony zdolnością logicznego wnioskowania raczej nie gorszą niż zwykły śmiertelnik, nie chce przyjąć do świadomości, że skoro Trybunał Konstytucyjny uznał, że środki na OFE są pieniędzmi publicznymi, to w drodze ustawy nie da się tego zakwestionować. Trybunał może zakwestionować ustawę, ale Sejm nie może zakwestionować postanowień Trybunału!
Nie chcę podejrzewać, że lider partii, która jest nadzieją tej części obywateli, takich jak ja, która jest przywiązana do ideałów liberalizmu, a których zawiodła swą ideową nijakością Platforma Obywatelska, ma jakieś bliżej nieznane zobowiązania wobec rynków finansowych, które spłaca skazanymi z góry na przegraną aktami, ale nie potrafię kibicować czy popierać składkami partii przegranych spraw.
Jeśli .Nowoczesnej naprawdę zależy na przyszłych emerytach, niech zaproponuje rozwiązania racjonalizujące pracę ZUS, albo niech pomyśli o stworzeniu dla ZUS-u konkurencji, która będzie bardziej racjonalnie dysponować składkami niż budować sobie pałace i kontraktować kosztowne szkolenia i wycieczki. I niech zapewni przyszłym emerytom możliwość autentycznego wyboru funduszu emerytalnego. A ci niech wiedzą, jakie mają gwarancje, że umowy zostaną dotrzymane.
Na dziś wiem, że ZUS ma gwarancje państwa i moja emerytura będzie zagrożona, gdy zagrożone bankructwem będzie polskie państwo. A jakie gwarancje daje mi np. AVIVA czy Allianz?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz