środa, 6 stycznia 2021

Nagonki medialne w PRL-u

Kolejna sterowana przez polityków rządzącej kliki na osoby lub grupy osób, często nazywane elitami nagonka medialna  skłoniła mnie do przypomnienia, jak to wyglądało w PRL-u i utkwiło w mojej pamięci.
Pierwsza taka przypadła na okres moich lat licealnych. Obiektem ataków byli biskupi polscy, sygnatariusze tzw. listu biskupów polskich do biskupów niemieckich z jego kwintesencją zawartą we frazie "Przepraszamy i prosimy o przebaczenie". Telewizora jeszcześmy nie mieli. Biegałem do kolegów, u których on był, ale na filmy i seriale, a nie na programy polityczne, choć lubiłem w sobotę posłuchać Karola Małcużyńskiego, który klarownie, piękną polszczyzną, objaśniał zdarzenia polityczne  ze świata.
Więc źródłem informacji było radio państwowe i takież gazety.  A te pełne były wyrazów oburzenia na biskupów. Bo oto trafiła się gratka, żeby osłabić instytucję niewygodną w państwie de facto ateistycznym, choć Polska pod tym względem była chyba najbardziej liberalna w tzw. obozie socjalistycznym. Głównymi celami ataku byli prymas Wyszyński oraz inicjator listu, biskup wrocławski Bolesław Kominek. Gazety i telewizja przekazywały spreparowane ich biografie oraz podobno antypolskie wypowiedzi. Wpadła mi wtedy w ręce drukowana na gazetowym papierze broszura, chyba rozpowszechniana jako bezpłatny dodatek do którejś z gazet. Można było przeczytać w niej o postawie kościoła niemieckiego i poszczególnych biskupów w czasie okupacji, o mało chwalebnej postawie Watykanu oraz streszczenie samego listu. Organizacje partyjne i podporządkowane im dyrekcje dużym firm organizowały masówki. Ludzie odrywani byli od pracy lub zatrzymywani po ukończeniu zmiany, wręczano im przygotowane napisy i nagrywano te imprezy, żeby odtwarzać je w radiu i telewizji oraz relacjonować w gazetach. Zwykle przemawiali członkowie kierownictw firm i funkcjonariusze partyjni, ale gotowe teksty do wygłoszenia dostawali szeregowi robotnicy i przedstawiciele młodzieży. I słyszało się "jo, górnik przodowy z kopalni "Halemba"...", albo "my, włókniarki zakładów "Marchlewski"...".

Wysyłano też reporterów na ulice, żeby usłyszeć wyrazy oburzenia zwykłych ludzi, ale reprezentujących tzw. ludzi pracy oraz przedstawicieli "inteligencji pracującej" i emitować je później w radiu i telewizji.
Mniej więcej podobnie przebiegały nagonki w 1968 r. Adresatami byli najpierw "syjoniści", bo wstydzono się używać słowa "Żydzi", a potem studenci. Nie było chyba wiecu, na którym nie padłyby nazwiska Jacka Kuronia, Adama Michnika czy Henryka Szlajfera i innych przedstawicieli "bananowej młodzieży". Najlepiej o nie bardzo po polsku brzmiących nazwiskach.  Usprawiedliwieniem było znalezienie się wśród buntowników paru młodych ludzi będących dziećmi usuniętych w cień działaczy partyjnych, na ogół ulokowanych na stanowiskach, na których nadal nieźle się im wiodło.
Żeby skierować niechęć do osób pochodzenia żydowskiego wytykano im rzekomy entuzjazm po wygraniu przez Izrael (jeszcze kilka miesięcy wcześniej państwa uznawane za zaprzyjaźnione) tzw. 
"Wojny sześciodniowej".  Gazety i media elektroniczne pełne były przykładów wrogich Polsce wyższych oficerów wojska, naukowców, osoby pełniące funkcję kierownicze w  gospodarce i urzędach. Zmów pokazywano pracowników pokrzywdzonych przez osoby o  nie polsko brzmiących nazwiskach, zmanipulowane wypowiedzi pisarzy i ludzi sztuki oraz osób zaganiających studentów do nauki. Do dziś przytaczane są napisy dane do trzymania przez uczestników masówek ze sztandarowym "Sjoniści (!) do Syjamu!", "Pisarze do piór, studenci do nauki" itp. 
Podobne mechanizmy nagonek obserwować można było aż do 1989 r.  Zmieniane były tylko inwektywy wobec celów nagonek: stoczniowców, buntowników wobec podwyżek cen, nazwanych warchołami, a potem innym "elementom antysocjalistycznym.
A teraz podli rządzący mają do dyspozycji nie tylko podłe rządowe media, ale też portale internetowe oraz Facebook i Twitter, pełne wpisów wynajętych trolli i pożytecznych idiotów władzy




1 komentarz:

  1. Dzień dobry
    Mam takie same skojarzenia widząc kolejne medialne informacje lub wyzwiska wynajętych PIStrolli...
    Pytanie czy to JESZCZE działa na ludzi?

    Pozdrawiam

    Krzysztof z Gdańska

    OdpowiedzUsuń