Ludzie na wakacjach a PiS z tego korzysta i zgłasza coraz bardziej niebezpieczne dla praworządności i finansów państwa zamiary. A do tego minister oświaty postanowiła cofnąć edukację do PRL-u.
Nic dziwnego, że w bardziej oświeconej i ceniącej sobie prawa obywatelskie części społeczeństwa narasta niepokój, połączony z poczuciem bezradności, ale i zniecierpliwienia. Najdobitniej ten stan ducha wyraził red. Jacek Żakowski mówiąc "Możemy sobie maszerować, to i tak nic nie zmieni".
W tej sytuacji obserwuje się niepozbawione podstaw narzekanie na partie opozycyjne, które wciąż zdają się nie rozumieć powagi sytuacji i więcej sił poświęcają na rywalizację między nimi, zamiast wspólnie i we współdziałaniu z Komitetem Obrony Demokracji podjąć przewidziane prawem kroki mające na celu zatrzymanie marszu PiS w demolowaniu państwa, jego praw, instytucji i finansów.
Nic dziwnego, że w bardziej oświeconej i ceniącej sobie prawa obywatelskie części społeczeństwa narasta niepokój, połączony z poczuciem bezradności, ale i zniecierpliwienia. Najdobitniej ten stan ducha wyraził red. Jacek Żakowski mówiąc "Możemy sobie maszerować, to i tak nic nie zmieni".
W tej sytuacji obserwuje się niepozbawione podstaw narzekanie na partie opozycyjne, które wciąż zdają się nie rozumieć powagi sytuacji i więcej sił poświęcają na rywalizację między nimi, zamiast wspólnie i we współdziałaniu z Komitetem Obrony Demokracji podjąć przewidziane prawem kroki mające na celu zatrzymanie marszu PiS w demolowaniu państwa, jego praw, instytucji i finansów.
No i narzeka się, że żadna partia opozycyjna nie ma w swoich szeregu człowieka, który byłby prawdziwym liderem opozycji. Zdawało się, że może nim być lider partii .Nowoczesna Ryszard Petru. Nawet po pierwszym zdecydowanym odruchu protestu wobec ograniczenia możliwości działania Trybunału Konstytucyjnego został przez część mediów kimś takim ogłoszony, w wyniku czego trochę nierozważnie ogłosił się kimś takim składając obywatelom Polski życzenia noworoczne. Ale potem przyszły sytuacje, które albo niewłaściwie nazwał albo zachował się nie na miarę wiązanych z nim oczekiwań. I choć nie stracił nic ze swych talentów medialnych, zauroczenie nim wyraźnie maleje. Jest niekwestionowanym liderem partii, która podwoiła swoje poparcie w stosunku do wyników wyborów, bo ma też w szeregach zdolnych polityków, a zwłaszcza polityczek, ale sufit na poziomie 20 % zdaje się nie do przebicia.
W rozpaczliwej sytuacji znalazła się pod tym względem Platforma Obywatelska. Okazało się, że Donald Tusk, który odsunął od partii najzdolniejszych konkurentów, zostawił po sobie spaloną ziemię. O ile jednak Ewa Kopacz miała jednak trochę wewnętrznej siły, może nawet i charyzmy oraz talent oratorski, o tyle Grzegorz Schetyna, być może sprawny gracz na zapleczu lidera, pospolicie mówiąc aparatczyk, nie ma żadnych przymiotów potrzebnych przywódcy. Nie potrafi wypowiedzieć jednego zdania, które zmotywowałoby szeregi do działania.
Polskie Stronnictwo Ludowe mające na swoim czele zdolnego młodego polityka, chyba go ubezwłasnowolniło. O ile bowiem początkowo deklarował się w imieniu partii jako zdecydowanej opozycji, zupełnie stracił impet i dziś kluczy między opozycyjnością a ugodowością.
Ze zrozumiałych względów pomijam tu ocenę ludzi Kukiza i jego samego.
Asumpt do silniejszego artykułowania tęsknoty za silnym liderem opozycji dało zdecydowane, poruszające, pokazujące umiejętność porywania za sobą tłumu wystąpienie Władysława Frasyniuka. Ma on wiele zalet jako człowiek polityki: biografię, zdolność trafnej oceny stanu rzeczy, talent oratorski, ale nie potrafię mu zapomnieć ostatecznego pogrzebania Unii Demokratycznej. Może i nie było dla niej ratunku, ale...
Wydaje mi się, że jeśli nic dramatycznego się nie stanie, nie doczekamy się silnego lidera. Jeśli słyszę od Ryszarda Petru lub Grzegorza Schetyny, że trzeba będzie zrobić wszystko, żeby za trzy i pół roku odsunąć PiS od władzy, to czytam w tych wypowiedziach rezygnację, a nie wolę walki. Oni nie będą w stanie sprzeciwić się obozowi władzy, gdy ten podejmie działania gwarantujące mu prolongatę rządów lub wyprowadzenie Polski z Unii Europejskiej. Oczywiście ogłoszą swój sprzeciw, zagłosują przeciw, ale to nic nie da.
Widzę tylko jeden sposób wyłonienia silnego przywódcy. Musi zaistnieć taka sytuacja jak strajk w Stoczni Gdańskiej, podczas którego wyrósł na olbrzyma Lech Wałęsa lub jak pucz Janajewa, który pokazał talent przywódczy Borysa Jelcyna. Wystarczyło go wprawdzie tylko na czas walki, bo codzienne funkcjonowanie w polityce ich przerosło. Ale zrobili co do nich należało.
W rozpaczliwej sytuacji znalazła się pod tym względem Platforma Obywatelska. Okazało się, że Donald Tusk, który odsunął od partii najzdolniejszych konkurentów, zostawił po sobie spaloną ziemię. O ile jednak Ewa Kopacz miała jednak trochę wewnętrznej siły, może nawet i charyzmy oraz talent oratorski, o tyle Grzegorz Schetyna, być może sprawny gracz na zapleczu lidera, pospolicie mówiąc aparatczyk, nie ma żadnych przymiotów potrzebnych przywódcy. Nie potrafi wypowiedzieć jednego zdania, które zmotywowałoby szeregi do działania.
Polskie Stronnictwo Ludowe mające na swoim czele zdolnego młodego polityka, chyba go ubezwłasnowolniło. O ile bowiem początkowo deklarował się w imieniu partii jako zdecydowanej opozycji, zupełnie stracił impet i dziś kluczy między opozycyjnością a ugodowością.
Ze zrozumiałych względów pomijam tu ocenę ludzi Kukiza i jego samego.
Asumpt do silniejszego artykułowania tęsknoty za silnym liderem opozycji dało zdecydowane, poruszające, pokazujące umiejętność porywania za sobą tłumu wystąpienie Władysława Frasyniuka. Ma on wiele zalet jako człowiek polityki: biografię, zdolność trafnej oceny stanu rzeczy, talent oratorski, ale nie potrafię mu zapomnieć ostatecznego pogrzebania Unii Demokratycznej. Może i nie było dla niej ratunku, ale...
Wydaje mi się, że jeśli nic dramatycznego się nie stanie, nie doczekamy się silnego lidera. Jeśli słyszę od Ryszarda Petru lub Grzegorza Schetyny, że trzeba będzie zrobić wszystko, żeby za trzy i pół roku odsunąć PiS od władzy, to czytam w tych wypowiedziach rezygnację, a nie wolę walki. Oni nie będą w stanie sprzeciwić się obozowi władzy, gdy ten podejmie działania gwarantujące mu prolongatę rządów lub wyprowadzenie Polski z Unii Europejskiej. Oczywiście ogłoszą swój sprzeciw, zagłosują przeciw, ale to nic nie da.
Widzę tylko jeden sposób wyłonienia silnego przywódcy. Musi zaistnieć taka sytuacja jak strajk w Stoczni Gdańskiej, podczas którego wyrósł na olbrzyma Lech Wałęsa lub jak pucz Janajewa, który pokazał talent przywódczy Borysa Jelcyna. Wystarczyło go wprawdzie tylko na czas walki, bo codzienne funkcjonowanie w polityce ich przerosło. Ale zrobili co do nich należało.
Ta tęsknota za silnym człowiekiem pojawia się też w szeregach KOD-erów. Ale dokąd możemy maszerować lub wiecować, uważam że lepiej tu niczego nie zmieniać. Nie należy walczyć o demokrację środkami innymi niż demokratyczne, a więc manifestując sprzeciw, propagując idee demokracji, edukując społeczeństwo, informując zagranicę i pozyskując jej poparcie. Mamy szczęście, że znalazł się ktoś taki jak p. Mateusz Kijowski, który sprawdza się w roli kierującego tymi działaniami i dającego im twarz. Wspierajmy go więc odpowiadając czynem na wezwania do manifestacji, włączając się do dyskusji jak to robić skuteczniej, redagując biuletyny i - lat but not least - wspierając finansowo. I wierzmy, że sprawdzi się, gdy trzeba będzie wezwać obywateli do nieposłuszeństwa obywatelskiego lub gdy stanie się celem przemocy nie tylko symbolicznej, z którą daje sobie radę, lecz także dosłownej, która jest możliwa. Odpowiednie prawa już napisano i uchwalono. A gdy władza uzna, że i je można złamać, z pewnością się nie cofnie. A Jacek Sasin bez zmrużenia oka dowiedzie ich słuszności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz