niedziela, 22 lutego 2015

Wrocław w smogu. Skutek zrządzenia losu czy na własne życzenie?

Raporty o zanieczyszczeniu powietrza w Europie nie pozostawia złudzeń. Najbardziej zanieczyszczone jest ono w krajach Europy Środkowo-Wschodniej, stanowiących kiedyś strefę wpływu Związku Radzieckiego.A w tej strefie prym wiodą Bułgaria i Polska. W Polsce zaś miasta Małopolski, Górnego i Dolnego Śląska, ale także Łódź i Warszawa. W niektórych z nich stężenie rakotwórczych substancji przekracza europejskie normy dwudziestokrotnie. Sprawia to, że ich mieszkańcy będą żyli z tego powodu o półtora do dwóch lat krócej. Przeczytałem gdzieś wielce wymowne porównanie. Wrocławianin na skutek skażenia powietrza wdycha tyle szkodliwych substancji, ile z wypalonych rocznie 2500 papierosów, podczas gdy mieszkaniec Londynu czy Madrytu "wypala" ich kilka do kilkunastu. 
Geografia skażenia powietrza wskazuje, że w jakimś stopniu jest to efekt prymitywnej technologicznie industrializacji i związanej z nią niskiej świadomości technologicznej. No i pewnie krótkowzroczności polityków. Pamiętamy przecież, że politycy opozycji jeszcze kilka miesięcy temu oskarżali premier Kopacz o zdradę, gdyż tylko o dziesięć lat odsunęła granicę czasową, po której konieczne będzie zmniejszenie zużycia węgla pod groźbą surowych kar finansowych. Wszak węgiel i jego eksploatacja to nasze dobro narodowe i źródło utrzymania milionów Polaków.
Z drugiej strony jednak ta geografia pokazuje, że miasta niektórych krajów postkomunistycznych mają znacznie mniej zapylone powietrze i z pewnością nie jest to dzieło samej natury, lecz także rozsądnej polityki ekologicznej.


Piszący o tej kwestii są zgodni. Wziąwszy pod uwagę, że zanieczyszczenie powietrza nasila się w tzw., sezonie grzewczym, jednym ze źródeł stanu rzeczy jest ogrzewanie mieszkań i domów w przestarzałych kotłach i w dodatku złej jakości węglem. Drugie źródło to spaliny samochodowe. Na polskich drogach i ulicach porusza się coraz więcej samochodów, w tym wiele nabywanych z drugiej lub trzeciej ręki, z anachronicznym układem wydechowym, a wiele spalin wydalanych jest w coraz bardziej dokuczliwych i długotrwałych korkach i zatorach. A dopiero w trzeciej kolejności należy umieścić emisję gazów przemysłowych, gdyż akurat w tym zakresie egzekwowane są surowe wymogi jeśli idzie o ograniczanie zawartości w nich szkodliwych substancji. 
Recepty na poprawę sytuacji wydaja się proste. Trzeba zastąpić przestarzałe instalacje grzewcze nowymi i zakazać palenia gorszymi gatunkami węgla, a najlepiej wymusić przyłączanie budynków do miejskich sieci ciepłowniczych, które jako przemysłowe musza stosować się do trudnych wymogów ekologicznych oraz ograniczyć ruch samochodowy w centrach miast.Część tych działań można wprowadzić w drodze zmiany prawa. Można tą drogą ustalić minimum wymogów w stosunku do sprzedawanych i montowanych w budynkach urządzeń grzewczych, ustalić normy jakości dla dostępnego na rynku węgla do celów grzewczych oraz zaostrzyć np. kryteria jakości spalin wydalanych przez pojazdy, które mogłyby jeździć w okolicach centrów miast. 
A w skali lokalnej, np. wrocławskiej? Trzeba tez szukać możliwości zachęty do wymiany przestarzałych urządzeń grzewczych na nowsze lub stosujące inne paliwo niż węgiel.Nie widać tu jednak innych narzędzi jak tylko system motywacji finansowych, a więc głównie ulg i dopłat. Co jednak wymaga zmiany priorytetów w budżecie lub poszukiwania zewnętrznych źródeł finansowania tych działań.
Ludzi nie zniechęci się do korzystania z własnych samochodów do jazdy w mieście, jeśli wygodnie nie pokonają drogi do pracy lub na zakupy wygodnym środkiem komunikacji zbiorowej lub nie przejadą jej bezpiecznie rowerem. Czyli nie ma rady. Miasto musi budować nowe drogi tramwajowe, ale tak, żeby tramwaje mogły jeździć szybciej niż samochody lub raczej pozwalały szybciej osiągać cel dojazdu niż własnym samochodem., rozbudowywać i unowocześniać tabor i dbać o bezpieczeństwo podróżującym. We Wrocławiu wciąż celem do osiągnięcia jest wykorzystanie dość gęstej sieci dworców i stacji kolejowych w granicach miasta i blisko położonych miast, osiedli i wiosek. Nie da się ukryć, że konieczne okaże się częściowe sfinansowanie tego celu, gdyż koleje same finansowo go nie udźwigną.
Z tych samych powodów należy dążyć do  zniechęcania używania samochodów do podróży międzymiastowych. Na razie niestety podróże koleją są drogie, a połączeń nie tylko nie przybywa. Ostatnio pozbawiono Wrocławian bezpośrednich połączeń z Berlinem i Dreznem. Lukę tę wypełnia na niektórych trasach sieć połączeń międzymiastowych PolBus. Z własnego doświadczenia wiem, że do Krakowa czy Katowic jedzie się nie wolniej niż autem,  a bilet kosztuje mniej niż opłaty autostradowe. Problem zaczyna się potem, gdy w Katowicach czy aglomeracji śląskiej trzeba osiągnąć konkretny cel, np. szpital na Ochojcu. Przypuszczalnie przybysze do Wrocławia też muszą się natrudzić, żeby znaleźć najbliższy przystanek tramwajowy, żeby dojechać np. do ZOO lub Stadionu Miejskiego. Na obskurnym dworcu autobusowym (choć w porównaniu z katowickim to luksus) na informację liczyć nie można.
Jak widać na przykładzie potrzeby ograniczenia wyprowadzki mieszkańców Wrocławia poza granice miasta oraz poprawy jakości powietrza, potrzebna jest dość istotna zmiana priorytetów polityki miasta. Przypuszczalnie obecny zarząd i Rada Miasta jak nie w całości to w jakiejś części jest tego świadoma. Ale czy jest zdolna do jej reorientacji?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz