niedziela, 16 sierpnia 2020

Kronika dni zarazy 59 (1912)

16 sierpnia 2020 r. Wypadki związane z łapanką na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie do dziś budzą emocje i "wyganiają" ludzi na ulice. Flagi tęczowe są powszechne. Policja jednak zachowuje pewien umiar. Ale zanim zdjęto zawieszoną w nocy "tęczówkę" na pomniku Prusa w Warszawie, pilnowało jej ośmiu "granatowych". Na Twitterze widziałem filmik pokazujący rowerzystę, który wolno jechał tuż przed samochodem szczującym na osoby nieheteronormatywne, że to one są głównymi sprawcami aktów pedofilii. Został on przez policjantów (oni już nie zasługują na takie ich nazywanie, więc od tego miejsca warszawskich "stróży prawa" będę nazywał "granatowymi") strącony z roweru i siłą zaciągnięty na chodnik.
Dziś "granatowi" utworzyli mur między manifestującymi sprzeciw wobec dyskryminacji osób LGBT+ a marszem nacjonalistów i neofaszystów, którzy setną rocznicę tzw. "Cudu nad Wisłą" (niczego nie umniejszając dzielnym żołnierzom i ich dowódcom) potraktowali jako okazje do manifestacji nienawiści do mniejszości seksualnych.
Ale w największych miastach całej Polski dziś dominowały flagi biało-czerwono-białe. Mieszkający w Polsce Białorusini, sądząc po wieku, głównie studenci i zarabiająca tu w usługach młodzież płci obojga, w części mający już polskich mężów i żony (obok mnie dziewczyna w kresową wymową witała się czule ze swoją teściową, nazywając ją mamą) manifestowali swoją bliskość z rodakami demonstrującymi wolę wolności od dyktatury Łukaszenki na ulicach i placach miast i miasteczek w ojczyźnie i sprzeciw wobec brutalności policji, dopuszczającej się tortur na tysiącach zatrzymanych ludzi. Z nimi zaś solidaryzowali się uczestniczący w manifestacjach Polacy, którzy też w zauważalnej liczbie przyszli na wrocławski Rynek. I zgodnie skandowali "Żywie Biełarus'!" oraz "Uchadi!".

Trudno powiedzieć, jak sobie ci młodzi ludzie wyobrażają urządzenie państwa po Łukaszence. Na razie najważniejsze jest odejście znienawidzonego satrapy, który akcjami wojska i milicji przeciw demonstrantom sprawił, że stal się wrogiem publicznym numer jeden.  Białorusini nie mają swojego Wałęsy czy Havla, którzy latami pracowali  na swoją pozycję przywódcy.  Swietłana Cichanauska stała się polityczką nieomal z dnia na dzień, a jej program wyborczy był dość enigmatyczny. Więcej w nim było o zanegowaniu tego, co wyprawiał Łukaszenka, niż realnych projektów, zwłaszcza w sferze gospodarki, do tego w okresie grożącego jej załamania na skutek pandemii.
Podobno na dniach, może już jutro, 17 sierpnia, ma ona ogłosić się prezydentką i przy okazji zarysuje jakiś program rządzenia państwem. Bardzo się boję, żeby Białoruś nie poszła w ślady Ukrainy, z jej oligarchami i powszechną korupcją. O możliwej ingerencji Rosji, która ustami Putina już obiecała "bratnią pomoc",, już nie wspomnę.
A druga zaraza, Covid19, nie tylko nie ustępuje, ale ustabilizowała się, czyli jak gorzko sobie Polacy żartują po niesławnych wypowiedziach patentowanego kłamcy na urzędzie premiera, "wypłaszczyła" się na poziomie 700-800 zachorowań dziennie. Rządzący zaś zabezpieczyli sobie tyły zawierając w kolejnej wersji
ustawy "antycovidowej" bezkarność. Mogą w jej świetle łamać wszelkie przepisy prawa, jeśli mają one na względzie dobro społeczne. Jak można kraść, oszukiwać,  zawłaszczać, stosować przemoc w interesie społecznym? Tego nie tylko  Mrożek czy Witkacy, ale sam Orwell by nie wymyślił!
Ludzie jednak szanują przepis o noszeniu maseczki w miejscach publicznych. Raz się w barze w Ciechocinku zagapiłem i natychmiast bufetowy nalewający piwo grzecznie ("czy jest pan zwolniony z noszenia maseczki?") mnie napomniał. Ale pić mogłem już bez maseczki 😀
|

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz