niedziela, 16 grudnia 2018

Opozycja musi wygrać wybory. Ale co dalej?


Większość polityków opozycji oraz obserwatorów sceny politycznej, głównie politologów i dziennikarzy, nawołuje do zjednoczenia opozycji, gdyż metoda liczenia głosów d'Hondta jest nieubłagana - premiuje zwycięzców. Nie dodaje się już, że premiuje też, choć w mniejszym stopniu, komitety wyborcze, które osiągają dobry, dwucyfrowy wynik.  

Jedni między wierszami, a inni, jak ostatnio niedawny prezydent Komorowski, wprost głoszą potrzebę stworzenia koalicji wokół najsilniejszej partii opozycyjnej. Przemawiają za tym nawet sondaże.
Trudno odmówić kierownictwu Platformy Obywatelskiej i samemu Grzegorzowi Schetynie zasługi, że partia po przegraniu wyborów  w 2015 r. nie rozsypała się i nawet w sondażach lekko zyskuje. Ale trudno też zaprzeczyć, że złożyły się na i inne czynniki, szczególnie słabość innych partii opozycyjnych (Nowoczesna nawet przez krótki czas miała większe poparcie niż PO, ale w najgłupszy z możliwych sposobów je szybko przeputała), ujawnianie wciąż nowych i groźnych afer w partii (a właściwie ni to szajki, ni mafii) rządzącej oraz nadzieja na powrót Donalda Tuska, który oczywiście stanąć powinien na czele PO lub zjednoczonej opozycji.
Na razie jednak ma nad sobą sufit na granicy 30 % poparcia i dalibóg nie wiadomo, co musiałoby się stać, żeby go przebiła. A to wszystko dlatego, że ta partia wciąż poprzestaje na opisie stanu rzeczy, co przecież nie wymaga żadnego wysiłku, bo widoczny jest on gołym okiem. I powoli też odczuwalny w portfelach.
 A receptą na to ma być zjednoczenie opozycji i odsunięcie PiS od władzy. Zaś w  sferze społecznej powrót  do stanu przed października 2015 r. i zachowanie 500 +. Ostatnio doszło obniżenie wysokości podatków i innych danin. To nie jest żadna pociągająca wyborców opowieść! Choć niewątpliwie bardziej odpowiedzialna niż tandetne, oderwane od realiów bajki opowiadane przez premiera i prezydenta.
A do tego dochodzi niska wiarygodność przewodniczącego Platformy, co od lat pokazują badania opinii społecznej. Ostatnio Schetyna dowiódł słuszności swojej oceny doprowadzając nieomal do całkowitego rozbicia jedynej partii, której kierownictwo zdecydowało się na sojusz wyborczy. Chęć ogrywania jest chyba u niego silniejsza niż zrozumienie potrzeby wspólnego działania. Pewnie liczy na to, że mniejsze ugrupowania są skazane na sojusz z jego partią. I pewnie jest w tym trochę racji. Ostatnio członkowie Sojuszu Lewicy Demokratycznej upoważnili kierownictwo partii do podjęcia rozmów.
Nikt też na razie nie próbuje odpowiedzieć na pytanie, co po wyborach i ewentualnej wygranej ich przez koalicję? Czy uda się wcześniej wypracować jakąś wizje państwa, czy też program trzeba będzie budować po wyborach. I co będzie, gdy się to nie powiedzie. Nowe wybory? 

W tej sytuacji - mało pociągającej alternatywie programowej koalicji z PO w roli głównej i skłonności do faulowania jej lidera - rośnie nadzieja w powstającej partii Roberta Biedronia. Nie ma łatwo, bo jest atakowany przez liczących się publicystów politycznych, którzy ślepo wierzą w sens koalicji opozycji parlamentarnej. I oczywiście przez media prorządowe.

Ale cierpliwie jeździ po kraju, spotyka się z setkami uczestników zgromadzeń i nie tyle zbiera tezy do programu, bo wszędzie mniej więcej zgłaszane są te same oczekiwania, ale pokazuje zupełnie inny styl dyskusji niż ten znany z transmisji z przeróżnych konwencji partyjnych. Słucha, dyskutuje i każdemu okazuje szacunek.
No i wreszcie - pewnie żeby zamknąć usta tym, którzy twierdzą, że nie ma programu - przedstawił część zamierzeń. Całkiem odmienny i zdecydowanie odważniejszy od tego, co - jakże trafnie! - Marta Lempart nazwała "schetynozą". I dalece bardziej konkretny.  Na razie mówił, że rząd pod jego kierunkiem będzie dążył do likwidacji wykluczenia transportowego, które dziś obejmuje znaczne połacie kraju, zbada wszystkie przypadki niszczenia praworządności i doprowadzi do pociągnięcia do odpowiedzialności ich sprawców oraz - przede wszystkim -  w ciągu niespełna 20 lat energetyka zapewni czyste powietrze nad Polską. Do 2035 roku nie będzie już żadnej kopalni węgla, a ludzie dotąd w nich pracujący znajda zatrudnienie w czystych dziedzinach gospodarki.
Zapowiedział, że jego partia nie będzie wchodzić w alianse wyborcze, bo nie chce rezygnować z góry z żadnego elementu swego programu, gdy już stanie się całościowy.
Niestety, konferencja była transmitowana tylko przez media społecznościowe i treść przekazu znana jest tylko najbardziej zainteresowanym. Ale przypuszczam, że zainteresowanie projektami Biedronia będzie rosło i stworzy to grunt pod konwencję planowaną na 3 lutego w Warszawie. A ta już zyska znaczący rozgłos.


Niestety, mnie przy tym nie będzie, gdyż kilka dni wcześniej czeka mnie planowy zabieg w szpitalu. 

Sejm. Sala posiedzeń


1 komentarz:

  1. Extremely user friendly website. Huge information readily available
    on couple of clicks.

    OdpowiedzUsuń