sobota, 1 grudnia 2018

Jaka Polska Po PiS-ie?

Za rok - być może - będziemy już po wyborach parlamentarnych. Piszę "być może", gdyż rządząca klika w obawie o przegraną i jej konsekwencje, może nam zafundować jakiś powód, np. stan wyjątkowy, żeby do wyborów nie doprowadzić. Albo wysmażyć taką ordynację, która zapewni im wygraną. Wiedzą bowiem, że tym razem "polityki miłości" na pewno nie będzie, gdyż byłoby to demoralizujące dla ogółu obywateli.

Jeszcze żadne ugrupowanie polityczne nie przedstawiło swojej wizji państwa. Być może wszystkie czekają z jej ogłoszeniem we właściwym czasie, a więc na kilka miesięcy przed wyborami. O ile jednak jakoś nie słychać krytyki pod adresem partii, które już rządziły lub współrządziły, bo mniej więcej ich ideologia jest znana, a rządy pamiętane, o tyle zewsząd słychać zniecierpliwienie pod adresem tworzącego się ugrupowania Roberta Biedronia. Trochę bierze się ono z autentycznego zaciekawienia, a trochę z obawy, że zagrozi ono pozycji partii ugruntowanych jakoś na polskiej scenie politycznej, a trochę z autentycznej bojaźni, że powstanie nowego bytu, którego twórca zarzeka się, że nie wejdzie do koalicji demokratycznej, osłabi szansę na odsunięcie PiS-u od władzy. A jakby na to nie patrzeć, ten cel należy uznać za najważniejszy, gdyż jeśli się go nie osiągnie, Polsce grozi całkowity upadek i osunięcie się do takiej pozycji, że mimo relatywnie centralnego usytuowania na mapie Europy i dużej liczby ludności, będzie się w relacjach międzynarodowych mniej liczyła niż mikrokraje.

Jestem trochę sceptyczny co do sensu trwających od kilku miesięcy w różnych miastach "burz mózgów". O ile bowiem pełnią one funkcję moblilizującą i pozwalającą na policzenie, to owszem, gromadzą one tłumy, ale ludzi o podobnych poglądach jak lider ruchu i mający oczekiwania, które akurat on może chcieć realizować. Nie mam specjalnych złudzeń, że wzbogacą one jego paletę planów i zamiarów.
Więcej sobie obiecuję po organicznej pracy setek, a może tysięcy zapaleńców, którzy zaczęli tworzyć w całym kraju sieć lokalnych struktur, stworzyli grupy dyskusyjne i krok po kroku w grupach dyskusyjnych wykuwają mniej lub bardziej istotne składniki przyszłego programu. Na przykładzie jakości dyskusji w środowisku wrocławskim, do których sam się włączam, można stwierdzić, że rodzi się coś, co może przyciągnąć ludzi. Jeśli podobnie dzieje się w innych częściach kraju, udać się powinno stworzenie czegoś oryginalnego, a lider jeśli zanadto nie uwierzy w swoją gwiazdę, nada programowi i działaniom wiarygodność.
Na razie jednak głównie sam nie wiem, jaka ma być Polska po PiS-ie. Punktem odniesienia dla mnie jest bowiem III RP, ze swoimi plusami i minusami.
Plusami była praworządność i jednak krok po kroku odchodzenie od neoliberalizmu do klasycznego liberalizmu, który przez teoretyków nazywany bywał nie neo- lecz nowym liberalizmem, w którym zaczynano rozumieć, że aby być wolnym nie wystarczą same różnej kategorii wolności, lecz środki, żeby się móc wolnością cieszyć. To następowało także w Polsce, co potwierdzał wskaźnik Giniego i jednak mniej obserwowanych gołym okiem nierówności niż np. w Portugalii.
Mieliśmy też wyyróżniający się w Europie na plus system edukacji. W treściach edukacji rosła jednak pozycja katechezy przy zupełnym zaniedbaniu edukacji obywatelskiej. A że większość nauczycieli jest konserwatywna i sama obywatelsko słabo przygotowana...
Ale były i zaniedbania.
Władza była zbyt zadufana w sobie i głucha na sygnały od obywateli. Co prawda, nie wiedzieliśmy wtedy, że mogła być zupełnie głucha, a mimo to mieć poparcie na skutek głoszenia, że "słucha się suwerena".Zabrakło jednak do - całkiem moim zdaniem przyzwoitej - polityki społecznej dodać więcej oprawy informacyjnej, gdyż cała propaganda poszła w eksponowanie budowy infrastruktury.
Za celowe uważam podniesienie wieku emerytalnego i przeniesienie składek emerytalnych z OFE do ZUS. Ale zrobiono to to PO-wsku: władza wie lepiej. Bez uprzedniej szerokiej debaty publicznej i przekonujących argumentów za takimi koniecznościami.
Żałuję, że w sytuacji kruszenia się partii Palikota nie przejęto tej części jego programu, która sprowadzała się do zwiększenia transparentności i przyjazności państwa (likwidacja zbędnych procedur w urzędach i poprawa relacji między fiskusem a podatnikami, umożliwienie załatwienia wielu spraw drogą elektroniczną na zasadzie opcjonalności, zapewnienie dostępu do ofert po rozstrzygnięciu przetargów itd.).
Takie sprawy, jak przynajmniej urealnienie przestrzegania konkordatu lub jego zawieszenie, zmniejszenie kontrybucji państwa na rzecz Kościoła (fatalne w wykonaniu rządu PO-PSL dofinansowywanie Świątyni Opatrzności Bożej pod pretekstem budowy muzeum), choć dla mnie ważne i konieczne, mniej zaważyły na wyniku wyborów w 2015 r. Ale wtedy serial pt. mariaż Kościoła i państwa trwałby nadal. I kosztował podatników.

Przypuszczać można więc, że partie, które już się sprawdziły w rządzeniu, wyciągną wnioski i nie zechcą powtórzyć błędów, ale za wiele się po nich spodziewać nie można, bo to są ci sami ludzie ze słabymi liderami.
Natomiast Robert Biedroń wraz ze swymi zwolennikami i sztabem daje szansę na stworzenie oryginalnej wizji państwa i rękojmię wcielenia jej w życie. Pod warunkiem wszelako, że wprowadzi do Sejmu i Senatu taka liczbę posłów i senatorów, że będzie to siła większa niż tylko języczka u wagi.
Robert Biedroń spotkał się z wrocławianami. Układa program wyborczy [ZDJĘCIA], Magda Pasiewicz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz