poniedziałek, 5 listopada 2018

Czy już można mówić, że PiS się kończy?

Po ogłoszeniu w niedzielę o 21.00 wyników drugiej tury wyborów na jednoosobowe organy samorządowe przeczytałem na Twitterze trzykrotnie powtórzony okrzyk "PiS się kończy!".
Faktycznie,  w pierwszej turze w wyborach na prezydentów największych polskich miast kandydaci rekomendowani przez Koalicję Obywatelską bądź przez lokalne komitety wyborcze wgrali, czasem w tzw. abcugach lub przeszli do drugiej rundy z większym poparciem niż kandydaci rekomendowani przez PiS. Który z kolei powiększył swój stan posiadania w sejmikach, kosztem głównie Stronnictwa Ludowego.
Druga tura potwierdziła zarysowaną tendencję. Wyborcy w niemal wszystkich miastach, nie tylko dużych, głosowali przeciw kandydatom PiS, lub jak kto woli zjednoczonej prawicy, co na jedno wychodzi. Otwarcie przyznał to rekomendowany przez szajkę Kaczyńskiego dotychczasowy prezydent Kielc, według którego tacy jak on nie mieli  szans. Nawet w tych miejscowościach, do których przyjechali w ramach kampanii premier lub prezes i obiecywali mieszkańcom złote góry. Zresztą, nawet tak zdeklarowani aktywiści tej partii jak Jaki czy Wassermannówna zdystansowali się od niej, a inni unikali jej logo lub sztandarów.



Do tego doszła całkowita bezradność wobec  zbliżającej się setnej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości. Przez trzy lata politycy PiS trąbili o tym, jak huczne będą to obchody. A tymczasem będzie odsłonięcie pomnika "prezydenta tysiąclecia", akademie, śpiewanie hymnu i marsz neofaszystów z całej Europy. Wychodzi na to, że naprawdę tę rocznicę uczcili nasi  skoczkowie narciarscy, lekkoatleci i siatkarze, co w euforii przyznał facet tytułowany przez swoich "pan prezydent". Nawet znacząca część elektoratu PiS wątpi w celowość ogłoszenia 12 listopada dniem wolnym. Co spowoduje tylko wielki bałagan w gospodarce i życiu prywatnym obywateli
No i całkowity blamaż tzw. komisji ds. afery AmberGold. Nie bez kozery jej przewodnicząca nie chciała przesłuchać w charakterze świadka przewodniczącego Rady Europejskiej, bo chyba straciła resztkę złudzeń do co swej powagi. Nadętymi słowami nie potrafiła ukryć całkowitego braku kompetencji prawniczych.
A tu jeszcze zabezpieczenie przez unijny Trybunał Sprawiedliwości w wykonywaniu ustaw "reformujących" sądownictwo, niewywiązywanie się rządu z pomocy poszkodowanym rolnikom i hodowcom zwierząt rzeźnych, sadownikom, blokada importu mięsa z Polski przez Stany Zjednoczone... I właśnie w tych dniach to się skumulowało.
Czy więc rzeczywiście PiS się kończy?
Moim zdaniem jeszcze trzeba trochę poczekać, zanim z ulgą lub wręcz radością będzie można zamiast znaku zapytania postawić kropkę lub jeszcze lepiej, wykrzyknik.
Na razie widać pewne zwątpienie w szeregach sprzyjających rządzącym żurnalistów. Najzagorzalsi apologeci w szeregach tej szajki i najzajadlejsi propagandziści powtarzają jakieś absurdalne dane o tym, że w miastach mieszka zaledwie 15 procent ogółu wyborców, gdy tymczasem tyle liczą mieszkańcy czterech czy pięciu największych miast spośród ponad dziewięciuset ogółem.
Więcej będzie można powiedzieć w kilka dni po 11 i 12 listopada. Rządzący muszą już zacząć liczyć się z - mam nadzieję - trwałą utratą poparcia. Pamiętam jak latach 2004-5 topniało poparcie dla rządzącej wtedy partii Leszka Millera, który sam w desperacji ewakuował się do partii Leppera.
Na wszelki wypadek już w sklepach rozglądam się za lepszym szampanem, żeby wypić go zanim nadejdzie Sylwester. Tym bardziej, że według kalendarza wydanego przez MON może go nie być. Bo  według niego listopad ma mieć 31 dni, a grudzień tylko 30.
Autentyk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz