niedziela, 14 października 2018

Czym PiS uwiódł miliony Polaków?

Miałem swój pomysł na odpowiedź na to pytanie, z którym dzieliłem się w rozmowach, ale nie śmiałem podać jej publicznie. Tym bardziej, że swoje teorie wygłaszali utytułowani socjolodzy i politolodzy, a jeden z nich poparł je badaniami jakościowymi w małych miejscowościach, które razem nazwał Miastkiem.
Wynika z nich, że PiS nie tylko trafnie zdiagnozował oczekiwania społeczne, ale i znalazł na nie receptę. Mianowicie dostrzegł tę grupę ludzi, na ogół zamieszkującą małe miasta i wieś, która z trudem wiąże koniec z końcem i znalazł sposób, żeby poprawić jej los poprzez dodatek do wynagrodzeń zwany popularnie 500+. Nikt bowiem, nie ma złudzeń, że służyć ma ona zwiększeniu prokreacji, ale dzięki temu rodziny w młodym i średnim wieku mogły poprawić swoją siłę nabywczą, a nawet pozwolić na drobne inwestycje typu sprzęt gospodarstwa domowego,  telewizor plazmowy czy nawet przechodzony samochód.  A że dodatek ten dostają też rodziny dobrze i bardzo dobrze zarabiające, więc kryterium dochodowe nie jest dla rodzin słabszych ekonomicznie stygmatyzujące,. a więc uwłaczające ich poczuciu godności.


Od początku kampanii wyborczej 2015 r. mam jednak wrażenie, że  praktyczna odpowiedź PiS na diagnozę społeczną polega na czym innym. A mianowicie na powiedzeniu milionom ludzi, że wiara w przesądy, prymitywnie pojmowany katolicyzm, nieuctwo, nieufność w stosunku do wszelkich przejawów inności czy odmienności, brak aspiracji i w ogóle gnuśność jest czymś właściwym i że nadszedł czas, że wreszcie mają oni swoją reprezentację u władzy. Mogą wreszcie powiedzieć, że i im coś wyszło, bo doprowadzili swoich reprezentantów do władzy Którzy w ich imieniu dokonują  zemsty na tych, którzy do stanowisk dopuszczali tylko "wykształciuchów" (choć przyznać trzeba, że różnie z tym bywało, ale jednak do rady nadzorczej czy do urzędu państwowego lub samorządowego bez studiów i egzaminów droga była zamknięta), "odsuwają ich od koryta" i nazywają elitami, jakby to był epitet, lub  kastą. Słowem, TERAZ K....MY. A właściwie nasi. Mogą dawać do jednej kieszeni 500 zł, a z drugiej zabierać 600 (a po wyborach najpewniej jeszcze więcej), mogą sobie przywłaszczać tysiące i miliony złotych, mogą zatrudniać setki Misiewiczów i pociotków na wysoko płatnych posadach, mogą oszukiwać, kłamać i kraść, byle nadal schlebiali marnym gustom i najniższym instynktom, bo są ich reprezentantami. Bo dzięki temu przez następne lata będzie można czerpać satysfakcję z własnej gnuśności, bez poczucia potrzeby realizacji jakichkolwiek aspiracji życiowych.
Upewniłem się o tym po przeczytaniu kolejnego artykułu poznańskiego kulturoznawcy Tomasza Kozłowskiego, pisującego regularnie w "Odrze". W numerze wrześniowym pisze on o współczesnym populizmie i o mechanizmach, które wynoszą do władzy populistyczne ugrupowania. Do realiów polskich pasuje to jak ulał.
Mnie to przekonuje
Zdjęcie numer 1 w galerii - Taśmy Morawieckiego w

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz