środa, 10 stycznia 2018

Nie być obojętnym

Moja lubiana i ceniona koleżanka po fachu po kolejnym moim wpisie na Facebooku zasugerowała, żebym się tak bardzo nad stanem rzeczy w Polsce i sposobem przekazu w jednej z niezależnych (od rządzących) stacji telewizyjnych nie wyzłaszczał. Że lepiej pójść na spacer i zachwycić się słoneczną aurą i świergotem wróbli.
Mogłem odpowiedzieć, że wieczorem już ani zimowe niebo nie jest tak piękne, ani wróble już nie ćwierkają. Ale poniosło mnie i odpowiedziałem chyba zanadto złośliwie. Co się kilku osobom nawet spodobało.
Z jednej strony owa koleżanka ma rację. Mogę sobie programów Moniki Olejnik nie oglądać, bo ona sama niczego wartego uwagi do dyskursu publicznego od dawna nie wnosi. Ale czasem daje szansę innym i z tego względu dość często te programy oglądam. Czasem, gdy wiadomo z góry, co jej gość powie, daruję sobie, a czasem poprzestaję na obejrzeniu pierwszych paru minut. Nie potrafiłem jednak usiedzieć spokojnie, gdy ta, ongiś dobra dziennikarka nie pozwoliła Ryszardowi Petru opowiedzieć o jego nowej inicjatywie, próbując zmusić go do ulubionych przez siebie ploteczek. Następnego wieczoru jednak spijała z ust prezydenckiego ministra prof. Zybertowicza jego wyśmiane już teoryjki spiskowe. Oczywiście po paru minutach przestałem to oglądać, ale na Facebooku dałem wyraz swemu zniesmaczeniu. 

Zdaję sobie sprawę, że moje krytyczne uwagi, w których nie jestem odosobniony (już parę lat temu wyrazili je m.in. profesorowie Mikołejko i Sadurski), niczego nie zmienią. Program wciąż bowiem ma liczną widownię, na skutek czego politycy i eksperci w różnych sprawach starają się w nim brać udział, a inni obejrzeć. Ale wywołuję tym sposobem aktywność innych "facebookowiczów" i dzięki temu orientuję się o ich opiniach. A często są to osoby, z których zdaniem się liczę.
Przy okazji zawarłem w tej mojej odpowiedzi stwierdzenie, że obok spraw, które dają drobne i większe radości o charakterze prywatnym, są rzeczy, które każą z troską myśleć o dniu dzisiejszym i przyszłości w skali ogólniejszej, które jednak i nas dotyczą.
Owszem, możemy sprowadzić nasze życie do spraw prywatnych i ewentualnie jeszcze zawodowych, gdy praca w pewnym przynajmniej stopniu jest czymś więcej niż sposobem na zapewnienie sobie i rodzinie źródła utrzymania. I wielu to wystarcza. Co najwyżej w gronie rodziny lub znajomych ponarzekają sobie na współczesne obyczaje i sytuacje gospodarczą lub polityczną lub dadzą wyraz swemu ukontentowaniu z aktualnego obrotu rzeczy

Ale ja do nich nie należę. Jako uczeń angażowałem się w samorząd szkolny i pomoc w nauce kolegom i koleżankom, podobnie jako student. A potem w pracy zawodowej zaangażowałem się społecznie i zawodowo. Zakładałem "Solidarność" w zakładach pracy na Dolnym Śląsku, szkoliłem jej działaczy, angażowałem się w przygotowanie kandydatów na bibliotekarzy dyplomowanych, jeździłem po kraju z odczytami naukowymi, w rezultacie czego już w młodym wieku zostałem prezesem Stowarzyszenia Bibliotekarzy i dyrektorem dużej biblioteki. I tak jest do dziś, choć na mniejszą skalę.
Nie potrafię stać obojętnie wobec niszczenia kraju, jego demokratycznych instytucji i relacji międzynarodowych. W miarę czasu i sił uczestniczę w rozmaitych spotkaniach z politykami i rozmawiam z nimi, zbieram podpisy pod dokumentami lub akcjami, roznoszę i rozklejam ulotki, pomagam tym, którzy angażują się bardziej i maja do tego talent i oczywiście chodzę na protesty. One też dają umiarkowany skutek lub zgoła żaden. Ale tym sposobem daję wyraz mojej własnej niezgody na ten stan rzeczy, a dzięki temu, że jest nas więcej, nasze protesty są widoczne. I np. tzw. marsz czarnych parasolek (akurat wtedy byłem w szpitalu) dał efekt w postaci odłożenia planu zakazu aborcji.
A co by było, gdybyśmy wszyscy poprzestawali na podziwianiu nieba i świegotu wróbli? Pewnie mało kto się nad tym zastanawia. Tę postawę celnie opisał kilkadziesiąt lat temu Stefan Kisielewski: "To, że jesteśmy w d..., to jasne. Problem w tym, że zaczynamy się w niej urządzać". Większości to niestety wystarcza. Mnie nie.
Znalezione obrazy dla zapytania konstytucja, grafika


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz