sobota, 18 listopada 2017

Mamy faszyzację Polski, czy jeszcze nie?

O wnioskach z historii mówi się rozmaicie. Starożytni mawiali ponoć, że historia jest nauką życia. Hegel był jednak co do tych nauk sceptyczny, skoro powiedział, że historia uczy, że ludzkość niczego się z niej nie nauczyła. Zaś Marks orzekł, że historia się powtarza, ale w postaci farsy. Nad tym wszystkim unosi się memento sformułowane nie wiem już czy przez Parkinsona, czy Petera, że ze wszystkich scenariuszy przyszłości zwykle spełnia się ten najgorszy.
Sam skłonny jestem do przyznania racji Heglowi. Czyli, że historia lubi się powtarzać. Niestety, większość albo jej dostatecznie nie zna, albo sobie z jej nauk nic lub niewiele robi.
Piszę  o tym w kontekście zdarzeń z ostatnich dwóch lat, a które nabrały teraz przyspieszenia. Rok temu zdarzały się poturbowania manifestujących pod sztandarami Komitetu Obrony Demokracji, wobec których rządzący okazali ustami swojej rzeczniczki zrozumienie. W grudniu zaczęło się nękanie legalnie protestujących poprzez legitymowanie ich oraz wzywanie na policję w celu złożenia wyjaśnień i ewentualnie nakładanie pieniężnych kar porządkowych pod absurdalnymi oskarżeniami, byle tylko dopasować je do kodeksów. Do tego latem doszło do usuwania manifestujących z ulic i zatrzymań na posterunkach policji, co jednak nie jest tak formalnie nazywane. Ostatnio zatrzymani bywali wożeni z posterunku na posterunek, żeby wydłużyć w czasie ich ograniczenie wolności. Zatrzymany został nawet dziennikarz tygodnika "Polityka". Służyć to ma zastraszaniu obywatelki i zniechęcaniu ich do aktywności obywatelskiej. W listopadzie samospalenia na znak protestu wobec polityki rządu dokonał Piotr Szczęsny. Zamiast otrzeźwienia w szeregach rządzących spowodował tylko ich wzruszenia ramion, a w prorządowych mediach nieprzystojne przyzwoitym ludziom drwiny.

Równolegle z tym demolowany jest system prawny i praworządność.  Trybunał Konstytucyjny stał się pozbawioną krzty wiarygodności parodią tego urzędu, prokuratura jest ręcznie sterowana przez ministra i na jego polecenie stawia absurdalne zarzuty nie kryjącym swego sceptycyzmu wobec poczynań władz samorządowców. W sądach minister łamiąc zasadę kadencyjności wymienia prezesów sądów na sobie powolnych. Zaś ci, co wydali wyroki niezgodne z oczekiwaniami ministra są szykanowani, podsłuchiwani  i zastraszani. Ba, podsłuchiwany jest nawet prezydent państwa! Będąc bowiem powolnym rządzącej partii i jej prezesowi i w rezultacie wielokrotnie popełnił delikt konstytucyjny, jednak od czasu do czasu staje okoniem, zwłaszcza gdy przedkładane mu do podpisania ustawy naruszają jego prerogatywy.
Niepodobna nie dodać do tego obrazu ukrywania przez rok śmiertelnego pobicia młodego człowieka na posterunku policji oraz mniej drastycznych przypadków, bo nie zakończonych śmiercią, pobicia zatrzymanych w innych miejscowościach kraju.
Narasta też wrogość wobec opozycji,m o której nie mówi się oficjalnie inaczej niż jako totalnej i którą oskarżą się o brak patriotyzmu lub wręcz zdradę narodową, dążącą do odsunięcia PiS od władzy wykorzystując do tego "ulicę i zagranicę", czyli głównie Unię Europejską, która przecież jest i nasza i w podpisując się pod aktem akcesji Polska uznała prymat prawa europejskiego, które obowiązuje też polskie instytucje prawa - prokuratura i sądy.
Nie pisałbym o tym wszystkim, gdyby spirala narastającej opresyjności nie nabrała nowych kolorów, coraz bardziej przechodzących w brunatny. Chodzi rzecz jasna o tzw. Marsz Niepodległości, który odbił się szerokim echem w świecie, nie przynosząc nam splendoru. Ale chodzi też o to, że policja nie tylko dopuściła do poturbowania osób, które chciały okazać sprzeciw wobec skrajnego nacjonalizmu i faszyzmu, ale właśnie te osoby zostały zatrzymane lub wylegitymowane.Chodzi też o to, że politycy partii rządzącej i ich satelity (Kukiz 15) wyraziły zadowolenie z przebiegu tego zdarzenia, zupełnie bagatelizując  hasła, pod którymi te marsze, zwłaszcza w stolicy i we Wrocławiu. Obserwowałem wrocławski marsz z bliska, stałem tam z napisem "Stop faszyzmowi" i niezależnie od tego, jakie okrzyki pod moim adresem wydawali uczestnicy marszu słyszałem nienawistne mowy Międlara o tym, że "powinniście być bezlitośni" wobec żydostwa i islamistów. Więc każdy, kto pod tych przemowach szedł w marszu, wiedział, w czym brał udział. Również w Warszawie nie można mówić o znikomej ilości haseł i okrzyków. Hasła o Polsce białej albo żadnej, wypisane na wielkich płachtach, niesione były na czele marszów, a przewodzący im ludzie wygłaszali nienawistne, rasistowskie mowy i podawali do skandowania takież hasła, ze sztandarowymi "Sierpem i młotem..." oraz "A na drzewach zamiast liści...", które zresztą należały do najłagodniejszych. Oczywiście, policji, ani politykom nie przeszkadzało to, że uczestnicy marszów masowo odpalali race, co jest przecież karalne i we Wrocławiu spowodowało zranienie i podpalenie włosów osoby postronnej. Ale to ona została przez policję zgarnięta, a nie podpalający race.
Dopiero gdy marsze nacjonalistów zostały wprost nazwane przez media światowe marszami faszystów, politycy rządzącej partii nieco się zreflektowali i zaczęli dystansować się od ich organizatorów.
Od dawna piszę i mówię, zresztą nie ja jeden, że mamy do czynienia z faszyzacją kraju, gdyż ciąg wydarzeń jest jakby kalką tego, co się działo pod rządami NSDAP w Niemczech, przyzwalających na przemoc wobec mniejszości żydowskiej i romskiej oraz rodzimej opozycji. Napisałem na Facebooku, że do pełnego obrazu w porównaniu z Niemcami sprzed osiemdziesięciu lat brakuje jeszcze oskarżeń władzy pod adresem zagranicznych dziennikarzy i dyplomatów. Otóż nie brakuje. Dziennikarze zagranicznych agencji medialnych dziś w telewizji zbiorowo zbiorowo poskarżyli się, że są przez polski rząd oskarżani, że "donoszą na Polskę". I tłumaczyli, że zarówno oni sami,  jak i media które reprezentują oraz rządy zachodnie szanują wynik wyborów. Nie akceptują jednak sposobu sprawowania rządów, łamania konstytucji i niekonstytucyjnego sposobu  stanowienia niekonstytucyjnego prawa, przez co rządzący łamią standardy demokracji obowiązujące w Unii Europejskiej.
Oczywiście,. Polska nie jest - jeszcze - państwem faszystowskim. ani totalitarnym, ale zmierza do tego modelu. I powinnością nas wszystkich jest stawiać temu opór wszystkimi dostępnymi prawnie środkami. Czyli między innymi angażując do tego ulicę i zagranicę, a więc organizować protesty, uczestniczyć w nich, agitować zwolenników takich rządów pokazując dokąd to może doprowadzić, a także skarżyć państwo do organizacji międzynarodowych i wspierać tych, którzy to czynią.
Oczekiwać należy też bardziej zdecydowanych działań od polityków opozycji. Nie może być zgody na to, że wstrzymują się oni od głosowania postanowień o wszczęciu procedur mających na celu przywrócenie prawa w Polsce. Ani na to, że ich kierownictwa domagają się sankcji dla tych swoich europarlamentarzystów, którzy mieli odwagę zagłosować za tymi postanowieniami. Wygląda na to, że trzeba nam protestować już nie tylko przeciw faszyzacji kraju, ale także przeciw... tchórzliwej opozycji.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz