czwartek, 7 stycznia 2016

Trochę za dużo liderów opozycji

Postępuje demolowanie systemu demokratycznego w Polsce. Partia rządząca, nie bez znaczącej pomocy posłów Pawła Kukiza, utrudnia skutecznie prace opozycji i jej ekspertów w komisjach, posuwając się nawet do nie dawania im prawa zabrania głosu, a w czasie obrad plenarnych pozwala na jedno oświadczenie w imieniu partii i na jednominutowe zadawanie pytań. W czasie tej minuty da się powiedzieć jeszcze jedno - dwa zdania oznajmujące lub nawołujące do opamiętania.
Partie opozycyjne przyjęły różne strategie opozycyjności, ale po smutnym doświadczeniu z wyjściem posłów Platformy Obywatelskiej  z sali obrad nastąpiło ich ujednolicenie. PO rozstrzygnęła też, co prawda w sposób prowizoryczny, ale dobre i to, kwestię przywództwa, gdyż z kandydowania zrezygnowali najpierw poseł Budka, a ostatnio też Siemoniak. Jedynym kandydatem jest poseł Schetyna, uchodzący za twardego człowieka, zdolnego zdyscyplinować całą drużynę. Ale dopiero czas pokaże, czy w parze z tą umiejętnością idzie zdolność bycia liderem zdolnym nie tylko do poganiania, ale i do przewodzenia całej partii. Czyli jasnego sformułowania atrakcyjnych i ambitnych celów i wskazania drogi do ich osiągania. A na krótszą metę wskazania drogi do powrotu do ładu demokratycznego. Na razie Schetyna  zapowiedział, że chce odzyskać poparcie dla Platformy przynajmniej na poziomie, jaki osiągnęła w październikowych wyborach, żeby stać się liderem opozycji.


Status ten, jak wiadomo uzyskał Ryszard Petru, który wykazał się instynktem politycznym przy pierwszej nadarzającej się okazji i okrzyknięty został nim przez media. A że sam wykazuje się dużą wiedzą polityczną i ekonomiczną, zdolnościami oratorskimi oraz ujmującym sposobem bycia (nawet dość brutalne zwrócenie uwagi posłance Pawłowicz mu nie zaszkodziło) i dysponuje drużyną złożoną z ludzi, którzy już osiągnęli sukcesy zanim weszli do polityki, co dodaje im pewności siebie w wystąpieniach publicznych, kierowana przezeń partia wysforowała się na pierwszą silę w opozycji, a w niektórych badaniach zyskuje nawet większe poparcie społeczne niż partia rządząca. Zakładając, że PiS rządzi, bo moim zdaniem psuje co się tylko da. Ostatnio Ryszard Petru sam się mianował liderem opozycji. Być może podpowiedzieli mu to znający się lepiej ode mnie na marketingu politycznym. Mnie to zabrzmiało trochę jak deklaracja Andrzeja Dudy o własnej niezłomności. Wolę, żeby o mnie ktoś to powiedział, niż miałbym sam się przechwalać. 
Tymczasem na scenie politycznej ujawniła się z olbrzymią siłą inicjatywa społeczna, zwana Komitetem Obrony Demokracji. W dwa tygodnie na Facebooku zyskała ponad 30 000 zwolenników, a dziś ich liczba przekroczyła 55 000. Znalazło to potwierdzenie w masowości manifestacji 12 grudnia i w tydzień potem. Na tej pierwszej w samej tylko Warszawie przed pałacykiem, będącym siedzibą Trybunału Konstytucyjnego, a potem w przemarszu przed innymi gmachami instytucji publicznych przemaszerowało według różnych szacunków ok. 50 000 ludzi. Tydzień później w Warszawie i innych miastach manifestowało już 100 000 osób. Sam w tym czasie przebywałem na kuracji i z żalem musiałem sobie udział w tych zgromadzeniach darować. Pójdę w najbliższa sobotę na Pl. Solny we Wrocławiu. I wyrósł na tej fali kolejny lider, czyli Mateusz Kijowski, który jednak - na szczęście - nie stroi się w piórka przywódcy. Zabiera często głos, gdyż jest słuchany przez media i regularnie daje wpisy na Facebooku. I cierpliwie tłumaczy, że ruch powstał nie jako siła polityczna, tylko jako wyraz sprzeciwu wobec niszczenia instytucji demokratycznego państwa. On sam i jego najbliżsi współpracownicy wyjaśniają, że są trochę jak Komitet Obrony Robotników (KOR), który skupił się na wspieraniu potrzebujących pomocy uczestników protestów w 1976 r. oraz informowaniu, z konieczności przez wydawnictwa konspiracyjne i media zagraniczne o sytuacji w Polsce. A gdy powstał legalny niezależny związek zawodowy "Solidarność", uznał - w 1981 r. podczas zjazdu w Oliwie - swoją misję za zakończoną.  Również KOD planuje, że gdy demokracja zostanie odzyskana, uzna swoją misję za zakończoną. Dalej niech już politycy zagospodarowują scenę polityczną w drodze demokratycznych wyborów parlamentarnych i samorządowych.
Ale na razie konieczne jest zespolenie wysiłków opozycyjnych partii politycznych oraz KOD-u. Wszystkie trzy partie opozycyjne zachowują tu rozsądek: deklarują walkę o demokrację własnymi siłami i swoich zwolenników oraz popierając KOD i uczestnicząc w organizowanych przezeń akcjach. Ewentualnie też zabierając podczas manifestacji głos ustami swoich liderów. szanując jednak prymat organizatorów manifestacji. Schetyna zapowiedział też buńczucznie, że jak będzie trzeba, to Platforma zwiezie na swoją manifestację nawet pól miliona czy milion ludzi. Moim zdaniem przesadził. Jego partia jest trochę już zdemoralizowana, co było widać w wyborach prezydenckich i parlamentarnych. Ale być może obecna sytuacja powoduje w szeregach partii i jej zwolenników bunt na tyle silny, że zechcą wyjść na ulice w swoich miejscach zamieszkania lub pojechać do stolicy.
Bardziej mnie niepokoją dyskusje na forum KOD-u. Jedni chcą koniecznie zakazać udziału w manifestacjach polityków, inni nawołują do dyskusji programowych, żeby uniemożliwić powrót PO do władzy ii w tym celu zaprojektować jakąś nową postać demokracji, a jeszcze inni widzą KOD jako przyszła siłę polityczną. Pomijam tu już głosy zupełnie egzotyczne.
Mnie odpowiada stanowisko liderów KOD-u, a zwłaszcza to, które przedstawił jeden z członków zarządu KOD-u. Mianowicie należy korzystać z poparcia partii politycznych, bo mają one środki i aparat, które pozwolą uczynić akcje bardziej masowymi (np. Nowoczesna zmobilizowała swój aktyw i zwolenników do udziału w dotychczasowych manifestacjach) i przez to bardziej barwnymi i skutecznymi. Ale z zachowaniem tożsamości KOD-u. Co dotychczas znajdowało wyraz w tym, że obecne były tylko flagi narodowe, unijne oraz rozmaite, czasem nawet dowcipne teksty na tablicach, np. "Saska przeprasza za Kępę", ale nie było sztandarów ani szyldów partyjnych. Pójście w dyskusje programowe i urządzanie państwa na rozmaite sposoby spowodować może podziały, które doprowadzą do tego, co stało się z "Solidarnością" po stanie wojennym. Powstaną różne podziały i odłamy i zamiast jednego silnego ruchu. A gdy uda się  przywrócenie demokracji, Komitet powinien się rozwiązać. Ci zaś jego aktywiści, którzy zasmakowali tymczasem w aktywności publicznej albo stworzą nowe partie polityczne, albo wejdą w szeregi tych, do których będzie im ideowo najbliżej. Mam nadzieję, że ta koncepcja obecności Komitetu Obrony Demokracji, przy której stoją jego liderzy, się obroni. Bo jest to jeden z najważniejszych warunków jego skuteczności.
Czyli niech liderzy partii raczej zechcą zespolić swoje wysiłki we wspólnej walce o przywrócenie demokracji, niech sobie walczą o przywództwo w opozycji politycznej, ale niech wspierając inicjatywę KOD nie przenoszą w jej szeregi swoich ambicji politycznych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz