sobota, 2 sierpnia 2014

Zdjąć Polskę z krzyża - mission impossible Janusza Palikota

Jestem w trakcie lektury książki - rozmowy Cezarego Michalskiego z Januszem Palikotem. Nie jest to wywiad-rzeka, lecz zapis rozmowy dwóch równorzędnych partnerów, którzy wychodząc z różnych środowisk i stanowisk światopoglądowych znaleźli się w mniej więcej tym samym miejscu, przynajmniej gdy idzie o stosunek do religii i Kościoła. Obaj są areligijnymi krytykami tej instytucji, która już dawno rozstała się z literą i duchem konkordatu z 1993 r. (ostatecznie ratyfikowanego trzy lata później) i krok po kroku zawłaszcza wciąż nowe połacie przestrzeni publicznej w kraju.
Obaj rozmówcy w formie dialogu opowiadają o swoich życiowych kolejach w relacjach z religią i Kościołem. Michalski ma za sobą epizod, w którym znalazł się blisko Kościoła jako jeden z tzw. "pampersów", czyli grupy młodych prawicowych dziennikarzy, którzy opanowali telewizję publiczną w połowie lat dziewięćdziesiątych. Większość z nich od tego czasu przeszła na pozycje religijnie fundamentalistyczne, Michalski zaś znalazł się w środowisku lewicowym, stając się krytykiem Kościoła.



Janusz Palikot, który po studiach i krótkim zaangażowaniu w uprawianie filozofii "poszedł w biznesy", ale nie zaprzestał poszukiwania duchowych inspiracji życiowych, dzięki czemu uczestniczył w seminariach prowadzonych przez ks. Ziębę i spotykał dzięki temu innych znaczących ludzi Kościoła. I twierdzi, że to ks. Zięba zainspirował go do stworzenia pisma "Ozon", początkowo dość umiarkowanego, w którym swoje rubryki mieli też publicyści lewicowi. Pismo nie odniosło spodziewanego sukcesu i za radą księdza Palikot powierzył redagowanie go dzisiejszym  gwizdom portalu "Fronda". Jak twierdzi, nie wtrącał się do redagowania, ale gdy na okładce któregoś numeru znalazł się pojawiający się wciąż emblemat "zakaz pedałowania", a  następnego portret Einsteina z pytaniem o inteligencję i pozycję Żydów, uznał że nie może finansować pisma, które nawołuje do nienawiści i do tego przynosi straty.
Mnie te wyjaśnienia przekonują, Michalskiego zdaje się też przekonały.
W kolejnym rozdziale rozmówcy dzielą się uwagami na temat relacji polityki z Kościołem. Z natury rzeczy Palikot opowiada o swoich doświadczeniach jako polityka Platformy Obywatelskiej. Zaczyna mocno, twierdząc, że Donald Tusk nienawidzi kleru i podobnie jak przeważająca większość tej partii wyraża się o nim "czarni". Mawiają tak nawet ci uchodzący za konserwatywna część partii. Jednak partia jest zbyt zróżnicowana wewnętrznie, a Tusk nie jest dostatecznie silny lub zdeterminowany, żeby wymóc na biskupach stosowanie się do ram określonych w Konstytucji i konkordacie. Albo jest zbyt pragmatyczny, żeby pozwolić sobie na konflikt z tą instytucją.
Zamierzałem napisać o tej książce dopiero po przeczytaniu jej w całości. Jednak gdy doszedłem do wytłuszczonego zdania |jest ich tu trochę, na ogół wtedy, gdy maja postać aforyzmu) "W Polsce w zasadzie nie rozmawia się o prawdach wiary" (co też pozwalam sobie wytłuścić), postanowiłem nie czekać. Najwyżej później wrócę jeszcze do tego wątku..Dalej Palikot mówi "Ani z Życińskim, ani z Ziębą, ani z Rokitą, ani z Gowinem. Kościół, aborcja, związki partnerskie...To się wszystko pojawia bez przerwy, także w moich rozmowach z każdym z nich, ale zupełnie nie w kontekście religijnym, czy nawet moralnym, ale wyłącznie politycznym".
Wypowiedź tę kwituje Michalski: "To ciekawe, bo dwie osoby, z którymi ja w ogóle rozmawiałem na tematy religijne, to Manuela Gretkowka [była żona publicysty], a potem Agata Bielik-Robson". A więc też nie żaden biskup czy w ogóle przedstawiciel kleru.
Mam wrażenie, że Janusz Palikot sam stracił już wiarę, że w dającej się przewidzieć przeszłości da się siłami polityków zdjąć Polskę z krzyża.Łatwiej mi uwierzyć, że zrobią ta sami ludzie Kościoła wraz z jego fanatycznymi wyznawcami. Jeśli w ciągu dziesięciu lat utracił on dwa miliony wiernych, to gdy na jaw wychodzą wciąż nowe afery pedofilskie i pijackie, gdy sprzed ołtarzy i z ambon padają absurdalne oskarżenia już nawet nie wobec niewierzących, lecz wierzących nie tak, jak fundamentaliści by chcieli, proces sekularyzacji lub wręcz ateizacji będzie przyspieszał. Wejście partii Palikota do Sejmu głównie dzięki hasłom antyklerykalnym jest sygnałem wartym uwagi. Szkoda tylko, że jej twórcy brakło dyscypliny i wyobraźni, żeby to napięcie i poparcie utrzymać i wzmocnić.
Dobrze, że w przeciwieństwie do poprzedniej książki ("W Platformie Obywatelskiej") polityk wypowiada się w sposób wyważony, nie epatuje plotkami i tanimi sensacyjkami. Uważam to za zasługę Cezarego Michalskiego, który stał się wymagającym partnerem i umiejętnie pokierował rozmową. Moja koleżanka z pracy, która już wcześniej przeczytała książkę i podzieliła się uwagami zarzuca Palikotowi, że momentami unika jasnych odpowiedzi.  Mnie się jednak wydaje, że obaj rozmówcy traktują się z szacunkiem i nawzajem niczego przed sobą nie ukrywają. Być może byłoby inaczej, gdyby uczestniku dialogu znajdowali się po dwóch stronach barykady.                          
                        okładka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz