poniedziałek, 5 maja 2014

Czy Ukraina się rozpadnie?

Mam obawy, że prędzej czy później tak się stanie. Problem w tym, w jaki sposób to się stanie. Na razie istnieje groźba, że w sposób daleki od cywilizowanego.
Sięgnąłem do niezwykle wartościowej książki, będącej zbiorem prac cenionych specjalistów z zakresu prawa konstytucyjnego i stosunków międzynarodowych "Dylematy państwowości" (Warszawa: ASPRA-JR, 2006), w której mowa jest też o dylematach ukraińskich. Mówi o nich zresztą kilka lat później w swoim wywiadzie Oksana Zabużko. I ledwie rok później okazuje się, jak bardzo się myliła.
Chciałem bowiem wiedzieć, jak ma się kwestia autonomii i prawa do samostanowienia narodów oraz innych grup etnicznych w świetle nauki. I jak należało się obawiać, sprawa nie jest prosta. Autonomię czy też samostanowienie  wg. Michała Missali może przybrać dwie podstawowe formy: zewnętrzną i wewnętrzną. "W drodze realizacji samostanowienia zewnętrznego naród tworzy nowe państwo albo przyłącza się do innej jednostki państwowej. Powstanie nowego państwa może się dokonać na skutej dekolonizacji, secesji (dąży do niej m.in.prowincja Quebec w Kanadzie i Kraj Basków w Hiszpanii), rozczłonkowania (np. Jugosławia) lub zjednoczenia (np. Stany Zjednoczone lub Niemcy)". Samostanowienie wewnętrzne realizuje się w ramach dotychczasowych struktur państwowych poprzez zagwarantowanie jakiejś części obywateli państwa równości wobec prawa i demokratycznych form sprawowania władzy oraz poprzez różne formy ochrony prawnej i autonomii wszystkich grup narodowych lub tylko mniejszościowych. Najdalej idącą formą autonomii wewnętrznej jest federacja, w ramach której poszczególne jen części mogą posługiwać się swoim językiem, mieć swój lokalny parlament i rząd.


Ukraina była do marca tego roku państwem unitarnym, stanowiło integralną całość. I mogłoby tak nadal trwać, ale pod warunkiem faktycznej zgody na daleko idące wpływy polityczne i gospodarcze Rosji. Czyli bycie czymś pośrednim między niezależnym państwem i nawet podmiotem prawa międzynanrodowego a republiką autonomiczną Rosji.
Problem w tym, że Ukraina nie jest państwem jednolitym narodowościowo. Jej wschodnia część jest w większości rosyjskojęzyczna i prawosławna i ciąży kulturowo, a także politycznie ku Rosji.Ceniony w świecie historyk idei Samuel P. Huntington  w swojej książce "Zderzenie cywilizacji" (1996, polskie wyd. 1997) przewidział dwa scenariusze rozwoju wydarzeń na Ukrainie Pierwszy to jej rozpad, w rezultacie którego wschodnia część weszłaby w skład Rosji, zachodnia zaś jako samodzielne państwo, ale zbyt słabe, żeby trwać bez pomocy Zachodu i na skutek tego stanowiącym powód do trwałego konfliktu Zachodu z Rosją. Za bardziej prawdopodobny scenariusz uznał istnienie Ukrainy jako całości, ale wspólpracującej z Rosją. Czyli takiej, jak przed Euromajdanem. Mniej więcej podobny scenariusz, ale bardziej optymistyczny, napisał publicysta ukraiński Mykoła Riabczuk, który uznając zróżnicowanie narodowościowe i społeczne tych dwóch Ukrain wyrażał nadzieję na utrzymanie integralności państwa. W kontekście ostatnich wydarzeń wizja ta okazała się zbyt optymistyczna, zaś wiara w jedność narodu, którą reprezentuje Oksana Zabużko oraz ukraiński historyk Jarosław Hrycak jawi się wręcz jako mrzonka.Choć chciałoby się, żeby to oni mieli rację.
W marcu mówiło się, że tymczasowe władze Ukrainy, a wiec rząd Jaceniuka były gotowe na przyznanie autonomii poszczególnym jednostkom terytorialnym państwa, za cenę zachowania jego integralności, ze wspólnym parlamentem (nie wykluczającym powołania parlamentów i rządów republik autonomicznych), armią i polityka zagraniczną.
Tyle tylko, że mogłoby to się odbyć w sposób pokojowy, czyli w drodze referendów, na które dałyby zgodę władze państwa i które mogłyby odbyć się w warunkach zapewniających obywatelom wolny wybór, a nie pod lufami karabinów, w które na Krymie uzbrojeni byli rzekomi separatyści.
Dla mnie ideałem są dążenia separatystyczne prowincji Quebec, a ostatnio Szkocji. Państwa w stosunku do których chcą one dokonać secesji dają im zgodę na referendum. W Quebecu już się chyba kilka razy udało je przeprowadzić. Tylko albo brakło frekwencji albo większości. Nie śledziłem dokładnie tych procesów. Szkoci dopiero się do referendum sposobią. Ze świadomością, że wynik trudno przewidzieć. Tym bardziej, że rząd zapowiada brak zgody na posługiwania się w nowym państwie (aczkolwiek należącym do Commonwealthu) funtem szterlingiem jako walutą.
Takiego rozwoju sytuacji chciałoby się życzyć Ukrainie, skoro zachowanie unitarności państwa stało się właściwie niemożliwe. Ale czy to jeszcze jest możliwe? Mam obawy, że realizuje się ten mniej prawdopodobny scenariusz napisany przez Huntingtona. I w gorszym wydaniu, bo okupiony liczonymi już w dziesiątki, jeśli nie setki ofiar ludzkich.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz