niedziela, 9 września 2018

Czy ugrupowanie Roberta Biedronia będzie trzecią siłą na polskiej scenie politycznej?

Gdyby za długi tytuł był widoczny w mediach społecznościowych, dodałbym drugiej pytanie: I czy trzecia siła jest potrzebna?Bo w obecnej sytuacji jest to pytanie, na które odpowiedź nie jest oczywista.
Robert Biedroń, zaprawiony w aktywności społecznej i politycznej, najpierw w organizacjach pozarządowych, a potem politycznej, stał się ważną postacią życia publicznego w Polsce. Stało się to w dużej mierze za sprawą Janusza Palikota, który miał odwagę wziąć go na "biorące" miejsce listy wyborczej tworzonego w 2011 r. ugrupowania. Najpierw była konsternacja, że do Sejmu dostał się zdeklarowany gej , a obok niego także osoba transpłciowa. Ale oboje szybko pokazali, że ich "mniejszościowość" płciowa stała się drugorzędna wobec ich kompetencji społecznych i dojrzałości politycznej. Rozpad Ruchu Palikota zatrzymał karierę polityczną Anny Grodzkiej, ale Robert Biedroń poszedł odważnie za ciosem i wygrał wybory na prezydenta Słupska. Jego wyborcy zgodnie twierdzili, że nieważna jest dla nich tożsamość płciowa polityka, ważne, żeby był dobrym gospodarzem miasta.
I zyskali na tym, gdyż przez blisko cztery lata znacznie zmniejszył zadłużenie miasta, co w sumie pozwoliło na podwojenie budżetu, a to pozwoliło na rozwiązanie, przynajmniej w znaczącej części, najpilniejszych problemów społecznych i na inwestycje lokalne. Okazało się też, że potrafił pozyskać najwięcej środków europejskich w grupie dużych miast. A jednocześnie Słupsk zyskał bardzo wiele wizerunkowo. Mimo umiarkowanej atrakcyjności turystycznej stał się celem krótkich na ogół pobytów turystycznych, co też odbiło się pozytywnie na wpływach do kasy miasta. Które zyskało miano polskiego Las Vegas, gdyż ludzie z całej Polski przyjeżdżali tu, żeby wziąć ślub, którego udzielał osobiście prezydent miasta Robert Biedroń.


To wszystko, pomnożone o stałą obecność w mediach, gdyż jest atrakcyjnym rozmówcą, udział w rozlicznych debatach publicznych na terenie całego kraju, sprawiły, że skupienie się na obowiązkach samorządowca nie odebrało mu walorów polityka na skalę krajową. Jest postacią dalece bardziej rozpoznawalną niż dwie trzecie naszych obecnych parlamentarzystów.
Było więc oczywiste, że chcąc zdyskontować zgromadzony kapitał polityczny zechce powrócić na krajową scenę polityczną. I ten powrót był oczekiwany. W mediach społecznościowych regularnie pojawiały się wezwania  do powrotu i hasła "Biedroń na prezydenta Polski!" Ostatnio, gdy pojawiły się sygnały o chęci stworzenia nowego bytu politycznego, w "Polityce" przeczytałem zdanie brzmiące mniej więcej  "Pora przestać się dobrze zapowiadać i wyjść na krajową scenę polityczną".
I to się staje. Prezydent Słupska ogłosił, że nie będzie ubiegał się o reelekcję i tworzy nowy ruch. I można było zobaczyć, jak bardzo znaczący jest to fakt, zwłaszcza w środowiskach opozycyjnych w stosunku do rządzących.  Fora społecznościowe pełne są opinii co do sensowności tego kroku i czasu podjęcia decyzji. Jedni twierdzą, że to nie czas na takie przedsięwzięcia, a inni, że jak nie teraz, to kiedy. Bo tak naprawdę  w polityce nie ma idealnego czasu. Janusz Palikot wystartował na około rok przed wyborami, zaś Ryszard Petru nieco ponad pół roku.  Z podobnym - dobrym - skutkiem. Tyle tylko, że po drodze nie było wyborów samorządowych, ani europejskich. Biedroń jednak nie ma celuje w te pierwsze, a co do drugich - trudno dziś orzec. Są tacy, którzy twierdzą, że toruje on sobie drogę do Europarlamentu, gdzie na pewno stałby się wyrazistą postacią. Ale to oznaczałoby zejście na margines polityki krajowej, a na to jest stanowczo za wcześnie. No i twierdzi przecież, że chce zmienić oblicze  t e j - polskiej - ziemi.
Byłem wczoraj na mityngu z Robertem Biedroniem w roli głównej. Zaczął on bowiem turę objazdów dużych miast, takich od wielkości Słupska w górę. A na Facebooku oglądałem podobne spotkanie w Gdańsku. W sali konferencyjnej hotelu Ibis zajęte były wszystkie z 550 miejsc siedzących, część osób usiadła na wykładzinie dywanowej, a kilkadziesiąt podpierało wszystkie ściany. Biedroń wszedł w swoim stylu, uśmiechnięty, w stylu otrzaskanego z dużą widownią showmana z poczuciem, że na sali są same życzliwe mu osoby. Co zresztą było oczywiste.
Krótko wyjaśnił motywy wejścia na główną polską scenę polityczną, akcentują tę frazę o zmianie tej ziemi, do wypowiedzenia której ma takie samo prawo, jak każdy inny.  I zaprosił wszystkich do dyskusji, do opowiedzenia o swojego marzenia o tym,, co można i trzeba w kraju zmienić,zapewniając, że każdy ma prawo powiedzieć co uzna za stosowne i zadawać pytania, jakie zechce, gdyż nie ma głupich pomysłów i głupich pytań. Tu się mylił, ale żadnego z mówców i pytającego nie krytykował, ani nie peszył, a co najwyżej ciągnął za język. Chodziło mu bowiem o to, żeby wypowiedzi kończyły się w miarę konkretnymi wnioskami, a nie były czczą gadaniną. Pytań właściwie nie było, wnioski zaś już wielokrotnie słyszałem. Główny postulat, to żeby w Polsce było normalnie. Z owego ciągnięcia za język wynikało, że owa normalność sprowadzać się ma do przynajmniej częściowego zasypania podziałów w społeczeństwie, żeby nie było w narodzie tyle  wrogości. Z bardziej konkretnych wniosków można wymienić oczekiwanie udogodnień dla seniorów i niepełnosprawnych, zapewnienia kobiet praw do decydowania o własnej ciąży i dostępności do środków antykoncepcyjnych (tu oburzył się obecny na spotkaniu kandydat na prezydenta Wrocławia Jerzy Michalak, ale został wybuczany) oraz rozdziału Kościoła i państwa. Padały też wnioski wprowadzenia do programu szkół nowych przedmiotów, dzięki którym społeczeństwo będzie bardziej światłe, uodpornione na manipulację mediów i bardziej wyrobione obywatelsko. Jakby uczniowie już  dziś nie byli przeciążeni zajęciami szkolnymi. Nie wiadomo też skąd wziąć np. nauczycieli filozofii.
Padło też pytanie, co zrobić, żeby wszystkie partie wspólnie wystąpiły w wyborach przeciw PiS-owi. Biedroń, który przecież jest w trakcie tworzenia jeszcze jednego, opozycyjnego wobec PiS ugrupowania politycznego, odpowiedział pytaniem, czy demokracja ma polegać na stworzeniu możliwości wyboru zerojedynkowego, czy też dać obywatelom możliwość wyboru z szerokiej oferty opcji programowych i ideowych, a rozmaitym stronnictwom możliwość wchodzenia w koalicje, alianse itd. Odpowiedź jest jasna.

Sposób prowadzenia rozmowy sprawił, że w miarę upływu czasu, a było go w sumie niewiele, bo raptem niespełna  półtorej godziny, rosła liczba chętnych do zabrania głosu.
Więc choć trzymałem w gorze rękę przez niemal godzinę, nie mogłem zgłosić mego wniosku. Otóż kilka, a może już kilkanaście lat temu weszliśmy w którymś mieście poza Europą do państwowej galerii sztuki. Okazało się, że nie ma tam kasy biletowej. Moja zona westchnęła, czemu tego nie ma u nas. Nie wspomnę już o bezpłatnym wejściu do ogrodu botanicznego, gdzie można sobie wziąć też darmowy informator. Kto chce, może wrzucić do rozstawionych skarbonek datki. Skoro teraz każdy kandydat na prezydenta niemal każdego większego miasta zapowiada bezpłatne przejazdy komunikacją miejską, to może zapewnić uczniom (i ewentualnie ich opiekunom) bezpłatne wejście do muzeów i galerii państwowych i samorządowych. To kosztowałoby znacznie mniej niż utracone wpływy z nie sprzedanych biletów na przejazdy tramwajami i autobusami.
Nie pozostaje mi nic innego niż zgłoszenie tego wniosku na stronie internetowej Biedronia. Zapewnia, że ze wszystkimi się zapozna i sporządzi coś w rodzaju raportu z analizy tych wniosków.
Powstaje pytanie, czy na polskiej scenie politycznej jest miejsce na jeszcze jedną siłę polityczną, która zwiększyłaby szansę na pokonanie PiS-u w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych.  Z pewnością jest. Wprawdzie na fali protestu przeciw przeciw prącemu do dyktatury PiS-owi wypłynęło wiele całkiem silnych osobowości o lewicowych lub centrolewicowych poglądach, ale część już się wypaliła w rozgrywkach wewnętrznych w mniejszych lub większych organizacji, co na dobrą sprawę dyskwalifikuje ich jako polityków zdolnych działać w dłuższej perspektywie czasowej, część zaangażowała się w wybory samorządowe, gdyż widzą w sobie potencjał wystarczający na kandydowanie jak nie na burmistrza to wójta, albo na radnego, a część rozsiała się w licznych ugrupowaniach o tak silnej tożsamości ideowej, że nie są zdolne do aliansów pozwalających myśleć o czymś więcej jak osiągnięcie kilku procent głosów, jak dobrze pójdzie, umożliwiających otrzymywanie dotacji na dalszą działalność. Chyba że w obliczu zbliżających się wyborów parlamentarnych ustąpią trochę ze swoich pryncypiów i zaczną się rozglądać za kimś silniejszym, przy kim uda się  wprowadzić swoich ludzi na listy wyborcze, a może i uzyskać jeden - dwa mandaty. Ale przy ugrupowaniu marzącym choćby o jednocyfrowym wyniku powyżej pięciu procent, szanse są znikome.
Z dyskusji na forach społecznościowych oraz tych w realu wynika, że wiele osób w swych preferencjach wyborczych kieruje się zasadą mniejszego zła, czyli gotowych jest zagłosować na bezideową Platformę Obywatelską, cz też Koalicję Obywatelską lub na mający opinię - solidnie zapracowaną w niedalekiej przeszłości - partii bezideowej Sojusz Lewicy Demokratycznej. Byle nie na PiS. Z badań opinii społecznej wynika zaś, że kilkanaście procent ankietowanych nie ma żadnych preferencji, nie wie, na kogo oddać głos. No i jest połowa obywateli nie chodzących na wybory.
Wydaje się więc, że Biedroń, ze swoim wizerunkiem szczerego demokraty, antyklerykała (w Kościół w Polsce solidnie zapracował sobie na dystans do siebie ze strony przynajmniej połowy Polaków), otwartością na ludzi, naturalnością, nie tylko da się lubić, ale przewodzić ludziom jako sprawny lider. Czytałem gdzieś, że do zagospodarowania jest czterdzieści procent elektoratu. Ale nawet gdyby była to tylko połowa, co w ciągu roku jest możliwe do osiągnięcia, to nie wiadomo, jak ukształtuje się scena polityczna, za kim pójdzie elektorat o centrolewicowych poglądach oraz ludzie, którzy głosowali już na Unię Demokratyczną, SLD, PO czy Kukiza, zależnie od okresowej koniunktury politycznej.
Jest nadzieja.
Zdjęcie numer 4 w galerii - Tłumy ludzi na spotkaniu z Biedroniem. Mówili, o jakiej Polsce marzą [ZDJĘCIA] 
Zdjęcie numer 1 w galerii - Tłumy ludzi na spotkaniu z Biedroniem. Mówili, o jakiej Polsce marzą [ZDJĘCIA]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz