Jacek Kurski. W działalność opozycyjną wdał się w późnym PRL-u w bardzo młodym wieku, działając w nielegalnej wtedy "Solidarności", powstających wtedy - również nielegalnych - opozycyjnych organizacji politycznych oraz pisując do podziemnej prasy opozycyjnej. Dało mu to dość silną legitymację do robienia szybkiej kariery w mediach i polityce. Jego zmanipulowany film, który trudno nazwać dokumentalnym choć poszczególne sfilmowane sceny są formalnie dokumentami, o końcu rządów premiera Olszewskiego Nocna zmiana oraz napisana wspólnie książka z innym asem "niepokornego dziennikarstwa" Piotrem Semką Lewy czerwcowy do dziś służą jako kije bejsbolowe partiom "prawicy" (dla mnie to jest coraz bardziej narodowy socjalizm) w walce z ugrupowaniami centrowymi i lewicowymi.
Od połowy lat dziewięćdziesiątych startując z list różnych ugrupowań bezskutecznie zabiegał o dostanie się do Sejmu, ale już był radnym w sejmiku województwa pomorskiego, będąc przez jedną kadencję wicemarszałkiem tego województwa.. Za machinacje z listami wyborczymi został usunięty ze Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego. W końcu został posłem z listy Prawa i Sprawiedliwości, w której to partii wreszcie zatrzymał się na dłużej, aczkolwiek nie bez perturbacji, gdyż w 2011 roku został z niej usunięty.
Wrócił jednak do łask prezesa, usilnie zabiegając o jego względy, poniżając się do granic całkowitego bezwstydu. Poskutkowało na tyle, że w nowym rozdaniu, w wyniku wyborów z 2015 r. został prezesem Telewizji Publicznej. W tym charakterze doprowadził ją do całkowitej ruiny. Dziś jako tuba propagandowa partii rządzącej straciła wiarygodność, publiczność i wpływy finansowe, mimo zmuszania spółek z udziałem skarbu państwa do kupowania w niej reklam. Pośrednio lub bezpośrednio doprowadził do usunięcia wartościowych dziennikarzy, a część odeszła dobrowolnie nie godząc się na jawną cenzurę. Stanowiska kierownicze powierzył tzw. "dziennikarzom niepokornym", w dużej części nie umiejących kierować zespołami ludzkimi ani instytucjami mediowymi, na skutek czego telewizja ponosi dodatkowe koszty przegrywając procesy z osobami, które zaskarżyły w sądach bezprawne przywłaszczenie ich własności intelektualnej.
Żeby uniknąć kłopotów z nadzorem korporacyjnym sprawowanym przez względnie niezależną, ale jednak zachowującej jej pozory (to już wina poprzednich ekip rządzących) Krajowej Rady Radia i Telewizji, mającej status organu konstytucyjnego partia rządząca stworzyła całkowicie wobec niej uległą Radę Mediów Narodowych, która przez palce patrzy na ekscesy prezesów telewizji "narodowej" i narodowego radia, które przeżywa równie szybki i głęboki upadek.
Trudno orzec, w jakim stopniu poczynania Jacka Kurskiego mieszczą się w granicach prawa. Choć przegrywa z częścią dziennikarzy procesy w sądach pracy. Jednak przejdzie do historii jako autor upadku i rozkładu moralnego w mediach utrzymywanych przez podatników.
Do tego na niesławę skaże swoich najbliższych współpracowników, zwłaszcza osoby, które własnymi twarzami firmują ewidentne kłamstwa, manipulacje faktami i zmyśleniami oraz nagonki na niewygodnych obecnej władzy ludzi czy całe środowiska. O ile do 2015 r. mogły one uchodzić za niepokornych dziennikarzy, którzy rzekomo nie znajdowali zatrudnienia w mediach głównego nurtu ze względu na informowanie o niewygodnych dla rządzących zdarzeniach i zjawiskach, o tyle mieli szanse sprawdzenia się jako rzetelni dziennikarze, a okazało się, że nie są nikim więcej jak manipulantami i prymitywnymi propagandystami. Gdy partia, której się wysługują ulegnie rozpadowi, gdy moc sprawczą utraci ich protektor Tadeusz Rydzyk, a za kratki trafi ich sponsor senator Bierecki (a to musi się stać, chyba, że zdąży uciec za granicę, gdzie będzie miał z czego żyć, chyba, że nielegalnie uzyskane pieniądze ulegną konfiskacie), będą musieli sobie szukać zajęcia poza dziennikarstwem.
Bo sam Kurski, przy jego talentach i braku zahamowań, da sobie radę. Jak będzie trzeba bez zmrużenia oka zmieni twarz, nazwisko lub wyznanie. Albo wszystko naraz.
Wrócił jednak do łask prezesa, usilnie zabiegając o jego względy, poniżając się do granic całkowitego bezwstydu. Poskutkowało na tyle, że w nowym rozdaniu, w wyniku wyborów z 2015 r. został prezesem Telewizji Publicznej. W tym charakterze doprowadził ją do całkowitej ruiny. Dziś jako tuba propagandowa partii rządzącej straciła wiarygodność, publiczność i wpływy finansowe, mimo zmuszania spółek z udziałem skarbu państwa do kupowania w niej reklam. Pośrednio lub bezpośrednio doprowadził do usunięcia wartościowych dziennikarzy, a część odeszła dobrowolnie nie godząc się na jawną cenzurę. Stanowiska kierownicze powierzył tzw. "dziennikarzom niepokornym", w dużej części nie umiejących kierować zespołami ludzkimi ani instytucjami mediowymi, na skutek czego telewizja ponosi dodatkowe koszty przegrywając procesy z osobami, które zaskarżyły w sądach bezprawne przywłaszczenie ich własności intelektualnej.
Żeby uniknąć kłopotów z nadzorem korporacyjnym sprawowanym przez względnie niezależną, ale jednak zachowującej jej pozory (to już wina poprzednich ekip rządzących) Krajowej Rady Radia i Telewizji, mającej status organu konstytucyjnego partia rządząca stworzyła całkowicie wobec niej uległą Radę Mediów Narodowych, która przez palce patrzy na ekscesy prezesów telewizji "narodowej" i narodowego radia, które przeżywa równie szybki i głęboki upadek.
Trudno orzec, w jakim stopniu poczynania Jacka Kurskiego mieszczą się w granicach prawa. Choć przegrywa z częścią dziennikarzy procesy w sądach pracy. Jednak przejdzie do historii jako autor upadku i rozkładu moralnego w mediach utrzymywanych przez podatników.
Do tego na niesławę skaże swoich najbliższych współpracowników, zwłaszcza osoby, które własnymi twarzami firmują ewidentne kłamstwa, manipulacje faktami i zmyśleniami oraz nagonki na niewygodnych obecnej władzy ludzi czy całe środowiska. O ile do 2015 r. mogły one uchodzić za niepokornych dziennikarzy, którzy rzekomo nie znajdowali zatrudnienia w mediach głównego nurtu ze względu na informowanie o niewygodnych dla rządzących zdarzeniach i zjawiskach, o tyle mieli szanse sprawdzenia się jako rzetelni dziennikarze, a okazało się, że nie są nikim więcej jak manipulantami i prymitywnymi propagandystami. Gdy partia, której się wysługują ulegnie rozpadowi, gdy moc sprawczą utraci ich protektor Tadeusz Rydzyk, a za kratki trafi ich sponsor senator Bierecki (a to musi się stać, chyba, że zdąży uciec za granicę, gdzie będzie miał z czego żyć, chyba, że nielegalnie uzyskane pieniądze ulegną konfiskacie), będą musieli sobie szukać zajęcia poza dziennikarstwem.
Bo sam Kurski, przy jego talentach i braku zahamowań, da sobie radę. Jak będzie trzeba bez zmrużenia oka zmieni twarz, nazwisko lub wyznanie. Albo wszystko naraz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz