Po dość gorącym lipcu, kiedy na ulice ponad stu polskich miast wychodzić zaczęło co wieczora łącznie około miliona ludzi prezydent państwa przypuszczalnie i to mając na uwadze zdecydował się na zawetowanie dwóch ważnych ustaw dotyczących ustroju sądownictwa w Polsce i zapowiedział opracowanie projektów, które przedłoży we wrześniu. Czyli najdalej za cztery tygodnie. Niestety, podpisał się pod ustawą o sądach powszechnych, dając ministrowi sprawiedliwości daleko sięgającą władzę wpływania na sądy, wręcz na przebieg procesów. Ten sam minister, który w moich oczach jest osobowością psychopatyczną i otoczył się podobnymi mu ludźmi, wcześniej dostał za aprobatą prezydenta równie daleko idący wpływ na prokuraturę i korzysta z niego pełnymi garściami, przestawiając prokuratorów w całej Polsce jak pionki na szachownicy, do tego jednych degradując innych awansując wedle własnych nieokreślonych kryteriów, dając jednym poszczególne sprawy, innym je bez dania racji zabierając. W tej sytuacji obywatel nie może się czuć w swoim kraju bezpieczny.
Z kolei cała szajka rządząca z prezesem i ministrem spraw wewnętrznych rozpętując kampanię nacjonalistyczną i sprzyjając organizacjom jawnie faszystowskim sprawiają, że w kraju nie może się czuć bezpiecznie cudzoziemiec, nawet niekoniecznie ciemnoskóry, wystarczy, że rozmawia nie po polsku.
Z kolei cała szajka rządząca z prezesem i ministrem spraw wewnętrznych rozpętując kampanię nacjonalistyczną i sprzyjając organizacjom jawnie faszystowskim sprawiają, że w kraju nie może się czuć bezpiecznie cudzoziemiec, nawet niekoniecznie ciemnoskóry, wystarczy, że rozmawia nie po polsku.
I kiedy naród się nieco uspokoił i w końcu pojechał na wakacje, politycy zresztą też, problemy pozostały i pojawiają się nowe, bo rządzący szykują się do dalszych działań ograniczających prawnie wolności osobiste i obywatelskie. Tym razem ich ofiarą mają paść media niezależne. Trwa zaś mimo postanowienia Trybunału Europejskiego wycinka Puszczy Białowieskiej, której towarzyszą ekscesy uzbrojonej po zęby i bezwzględnej w stosowaniu przemocy Straży Leśnej, trwa nękanie przez policję uczestników protestów obywatelskich, obliczone na zniechęcenie ich do dalszej aktywności,a co najgorsze nasila się konflikt z państwami i instytucjami Unii Europejskiej, wiodący prostą drogą do opuszczenia tego elitarnego kręgu. Bo na jego marginesie już jesteśmy przynajmniej od półtora roku. Czyli od zlekceważenia opinii Komisji Weneckiej i dalszej eskalacji naruszeń konstytucji oraz prawa unijnego.
Jesienny sezon w polityce zaczął się ostatniego dnia sierpnia, w 37. rocznicę podpisania porozumień w Stoczni Gdańskiej, czyli powiewu wolności w państwie będącym czymś pośrednim między dyktaturą a autorytaryzmem, wymuszonym przez postanowienia jałtańskie, oddające państwa środkowej Europy wpływowi państwa totalitarnego, jakim był Związek Radziecki pod rządami Stalina.
Będąc na wakacjach w Gdańsku wybrałem się na tutejsze obchody, które dla środowisk opozycyjnych (KOD-u, partii politycznych reprezentowanych w Sejmie i pozaparlamentarnych, Ogólnopolskiego Strajku Kobiet i in.) miały być imprezą centralną. Do udziału w której zaproszono też =związek "Solidarność"
Przybyli liczni politycy, otwarci na rozmowy ze zwykłymi obywatelami, można było z nimi podyskutować, popytać o motywy podjętych działań i zaniechań. I oczywiście skorzystałem z takiej możliwości rozmawiając z posłami PO i Nowoczesnej oraz partii razem. Byłem też obecny na dwóch panelach dyskusyjnych, toczonych w wielkim namiocie.
Zbudowała mnie żywa i bardzo kompetentna dyskusja o szkolnictwie w perspektywie wejścia w życie tzw. deformy edukacji. Mówiono o zagrożeniach płynących z pospiesznej zmiany struktury systemu, wyraźnie ukierunkowanych ideologicznie podstaw programowych, poza które nawet jeśli obecnie jeszcze co ambitniejsi nauczyciele mogą wychodzić, to po szykującej się wielkiej wymianie kadr kierowniczych, może stać się to dla nauczycieli czymś ryzykownym z punktu widzenia zatrudnienia czy awansu zawodowego.
Potem rozpoczął się panel poświęcony demokracji, jej potrzebie i kształtowi. Znakomity krótki wykład o istocie i genezie demokracji liberalnej dał wytrawny polityk i historyk Aleksander Hall. Powiedział też, że początkowo wydawało mu się, że PiS wygrywając wybory zarzuci pewne ogłaszane wcześniej zamiary. Jednak gdy na pierwszy ogień dewastacji instytucji demokratycznych poszedł Trybunał Konstytucyjny, co trudno było nie odebrać inaczej niż jako pierwszy krok do niszczenia instytucji demokratycznych, już od grudnia regularnie brał udział w protestach obywatelskich.
Zabierająca głos po Hallu posłanka Nowoczesnej Kamila Gasiuk-Pichowicz skupiła się na wyjaśnieniu rozumienia liberalizmu przez reprezentowaną przez nią partię. Odetchnąłem z ulgą, gdy i z jej ust padło zapewnienie, że nie idzie tylko o gospodarkę, lecz także o liberalizm w relacjach społecznych, o dbanie o interesy środowisk będących w mniejszości i niedoreprezentowanych na scenie politycznej. I o odpowiedzialność polityków za państwo oraz jego obywateli. dziś i w przyszłości. Było w tym trochę partyjnej agitacji politycznej, ale wynikało to z postawionego jej przez prowadzącego (Jacka Rakowieckiego) pytania.
Zwróciła przy okazji uwagę na jeszcze jeden aspekt demokracji, czyli przejrzystość procedur. I w tym kontekście umieściła m.in. zapowiedziane prace nad ustawami o Krajowej Radzie Sądownictwa oraz o Sądzie Najwyższym, które wbrew zasadom demokracji prowadzone są w ścisłej konfidencji: nie wiadomo, jakie osoby nad nimi pracują, w jakim kierunku idą te projekty i do tego prace prowadzone są bez konsultacji ze środowiskami i stowarzyszeniami prawniczymi.
Następny panelista Robert Biedroń (z bliska okazuje się on wyraźnie wyższy ode mnie!) zaczął od deklaracji, że cieszy się, ze w panelu uszanowana została zasada parytetu, gdyż w razie jego naruszenia (na ogół kosztem kobiet) odmawia on udziału w dyskusji. Czym zyskał aplauz sali, spotęgowany chwilę potem apelem o uczczenie bohaterów strajku w Stoczni Gdańskiej - obecnych na sali, w tym Aleksandra Halla, nieobecnych i znajdujących się dziś po drugiej stronie konfliktu politycznego. Dowiódł tym nie tylko wysokiej kultury osobistej ale i temperamentu rasowego polityka.
Motywem przewodnim jego wystąpienia o demokracji była potrzeba dialogu i minimum zaufania i okazania szacunku dla innych w społeczeństwie i wśród partnerów czy też stron sporu, który jest w polityce i w życiu społecznym jest nieunikniony. I w tym kontekście ukazał swój sposób funkcjonowania w polityce na szczeblu samorządowym. Dla którego znów wywołał aplauz.
Po wystąpieniach medialnych więcej spodziewałem się po działaczce KOD Magdalenie Filiks. Tymczasem zgromadzeni usłyszeli dość ogólnikowe ploteczki o sposobie funkcjonowania ogniw statutowych ruchu, z którego miał płynąć wniosek, że trzeba wciąż uczyć się prowadzenia sporów i pamiętać, że dyskusje powinny kończyć się wnioskami. Próbowała też uzasadnić tezę, której uzasadniać nie trzeba: że w sytuacji jaka zaistniała już późną jesienią 2015 r. powstanie ruchu i wezwanie do masowych manifestacji było czymś naturalnym i że ruch ten jest wciąż potrzebny i potrzebny będzie także, gdy do Polski wróci demokracja. Bo teraz już widać jak na dłoni, że nawet jeśli wśród polityków są ludzie przyzwoici, to niepilnowani przez społeczeństwo tracą ten przymiot.
Niestety, przed druga rundą wypowiedzi musiałem wracać na moją gdańską kwaterę, gdzie czekały mnie obowiązki towarzyskie.
Musiałem jednak około 14.00 przejść ponownie przez Plac Solidarności, na którym zgromadzonych było podobnie jak cztery godziny wcześniej może ze dwadzieścia osób, wokół stało co najmniej drugie tyle policjantów, a przed samymi krzyżami stała starsza Pani z napisem o tym, że Lech wałęsa musi przyznać się do współpracy z tajnymi służbami i prosić o przebaczenie. No i wokół krzyży rozłożone były jakieś płachty płótna z napisami, których treść mnie nie zaciekawiła. A z głośnika szły jakieś "patriotycznawe" piosneczki w stylu disco polo.
Wygląda więc na to, że "Solidarność" wygryzła z tego placu organizacje opozycyjne tylko żeby zrobić im na złość, bo przecież sami urządzili swoje obchody w Lubinie. Pewnie, żeby być tylko wśród swoich. I razem z rządzącymi.
Wracając zaś do zadanego w tytule pytania, odpowiadam sobie, że jesień może być bardziej gorąca niż wiosna i lato. Bo zaostrzył się spór z instytucjami europejskimi, zagrożone są niezależne media i organizacje pozarządowe, a do tego, chyba żeby rozsierdzić opozycję premier wyraźnie nawiązała do retoryki z czasów PRL-u, głosząc, że manifestacje były organizowane i finansowane z zewnątrz Polski. Ponadto mam wrażenie, a z moich rozmów wynika, że nie ja jeden, że stawiając bariery, ściągając do stolicy tysiące policjantów, którzy na różne sposoby zastraszają manifestujących i używają wobec nich siły, władza prze do konfrontacji, licząc jednak, że uda się jej sprowokować do jakiegoś incydentu ludzi opozycji. I tym sposobem otrzyma legitymację do działań pacyfikujących.
Po prawdzie liczę na gorącą jesień, ale sprowadzi się ona do zatrzymania marszu władzy przeciw narodowi i jego wolnościom.
Niestety, przed druga rundą wypowiedzi musiałem wracać na moją gdańską kwaterę, gdzie czekały mnie obowiązki towarzyskie.
Musiałem jednak około 14.00 przejść ponownie przez Plac Solidarności, na którym zgromadzonych było podobnie jak cztery godziny wcześniej może ze dwadzieścia osób, wokół stało co najmniej drugie tyle policjantów, a przed samymi krzyżami stała starsza Pani z napisem o tym, że Lech wałęsa musi przyznać się do współpracy z tajnymi służbami i prosić o przebaczenie. No i wokół krzyży rozłożone były jakieś płachty płótna z napisami, których treść mnie nie zaciekawiła. A z głośnika szły jakieś "patriotycznawe" piosneczki w stylu disco polo.
Wygląda więc na to, że "Solidarność" wygryzła z tego placu organizacje opozycyjne tylko żeby zrobić im na złość, bo przecież sami urządzili swoje obchody w Lubinie. Pewnie, żeby być tylko wśród swoich. I razem z rządzącymi.
Wracając zaś do zadanego w tytule pytania, odpowiadam sobie, że jesień może być bardziej gorąca niż wiosna i lato. Bo zaostrzył się spór z instytucjami europejskimi, zagrożone są niezależne media i organizacje pozarządowe, a do tego, chyba żeby rozsierdzić opozycję premier wyraźnie nawiązała do retoryki z czasów PRL-u, głosząc, że manifestacje były organizowane i finansowane z zewnątrz Polski. Ponadto mam wrażenie, a z moich rozmów wynika, że nie ja jeden, że stawiając bariery, ściągając do stolicy tysiące policjantów, którzy na różne sposoby zastraszają manifestujących i używają wobec nich siły, władza prze do konfrontacji, licząc jednak, że uda się jej sprowokować do jakiegoś incydentu ludzi opozycji. I tym sposobem otrzyma legitymację do działań pacyfikujących.
Po prawdzie liczę na gorącą jesień, ale sprowadzi się ona do zatrzymania marszu władzy przeciw narodowi i jego wolnościom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz