Kilka tygodni temu miałem okazje rozmawiać z licealną polonistką, miłą osobą o bardzo rozległych horyzontach. Kiedy rozmowa zeszła na temat coraz bardziej gorszących wystąpień biskupów, wyraziłem nadzieję, że spowodują one odejścia ludzi z Kościoła, zmniejszenie się liczby uczęszczających na nabożeństwa i co za tym idzie malejącą tacę, moja rozmówczyni rozwiała w części moje przypuszczenia. Stwierdziła, że ćwierć wieku indoktrynacji religijnej w formie katechezy robi swoje. Młodzież wprawdzie niewiele się nauczyła o religii,ale została zainfekowana czymś, co sprawia, że bycie w Kościele czyni oczywistością. Ponadto dla części młodych ludzi stanowi pewną atrakcję: udział w pielgrzymkach, życiu oazowym oraz ogólne poczucie przynależności.
A że szkolna katecheza nie uczy religii widać zwłaszcza po nieznajomości Biblii, do symboliki której odwołują się autorzy analizowanych w szkole utworów literackich, co właśnie polonista może stwierdzić.
O tym, czym jest szkolna katecheza mógł przekonać się pewien profesor filozofii, agnostyk, który ożenił się z osobą wierzącą. Pisała o tym jakieś dwa lata temu "Polityka". Otóż godząc się na ślub kościelny złożył on zapewnienie, że nie będzie czynił przeszkód w chrześcijańskim wychowaniu dzieci. I oto kiedy córeczka poszła do szkoły, któregoś dnia wróciła i podziękowała ojcu, że... jej nie zabił. Pytana, kto jej kazał złożyć to podziękowanie, odpowiedziała, że pani od religii. W efekcie oboje rodzice postanowili, że dziecko nie pójdzie więcej na religię. Media przytaczają od czasu do czasu podobne ekscesy lub jeszcze inne, groźniejsze.t
Moi synowie już dawno mają szkołę za sobą, więc można rzec, że kwestia szkolnej katechezy nie powinna mnie obchodzić. Ale jednak obchodzi. I nie tylko dlatego, że mam wnuki w wieku szkolnym. Głównie dlatego, że obchodzi mnie teraźniejszość, a przede wszystkim przyszłość mego kraju.Teraźniejszość dlatego, że wydawane co roku ok. 1,2 mld złotych, które jeśli zostaną w oświacie będzie można przeznaczyć np. na zajęcia wyrównawcze lub lepsze zaopatrzenie bibliotek szkolnych w zbiory. Od dziesiątek lat bowiem są one niedofinansowane. Przyniesie to efekty na przyszłość, która będzie jaśniejsza, gdy młodzież wolna od kościelnej indoktrynacji będzie mogła poświęcić więcej czasu na rzeczywistą naukę. A to powinno przełożyć się na pomyślny rozwój kraju.
Dlatego z radością odniosłem się do inicjatywy "Świecka szkoła", zapoczątkowanej przez redaktora naczelnego internetowego pisma "Liberte" Leszka Jażdżewskiego. Już ze dwa miesiące temu odpowiedziałem na jego apel o podpisywanie się pod projektem krótkiej w treści ustawy, zmieniającej dwa punkty ustawy z 1991 r. Główną ideą tej nowelizacji jest zasadnicza zmiana stanu rzeczy w zakresie szkolnej katechezy. To nie rodzice lub ich dzieci wedle niej będą musieli oświadczyć o rezygnacji z uczęszczania na szkolną katechezę, lecz jeśli zechcą ją mieć w szkole będą musieli oświadczyć wolę uczenia się religii w szkole lub rodzice - nauczania jej tam ich dzieci. Zaś minister edukacji określi zasady rozliczeń kosztów prowadzenia katechezy w szkołach z władzami kościelnymi. Czyli państwo zwolnione byłoby od kosztów katechezy szkolnej.
Odzew mój sprowadził się do tego, że podpisałem się pod projektem nowelizacji i zebrałem podpisy wśród znajomych, po czym wysłałem je do redakcji "Liberte" w Łodzi.
Żeby Sejm zajął się tą sprawą trzeba zebrać 100 000 podpisów, a do tej liczby jest wciąż jeszcze daleko. Mam nadzieję, że znajdę naśladowców, w rezultacie czego wymagana liczba podpisów choć trochę się przybliży
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz