Do wyborów samorządowych jeszcze ponad pięć miesięcy, ale w większości miast metropolitalnych bój o stanowiska prezydentów już się rozpoczął.
Kiedy w PiS-ie (rozwinięcie tej nazwy urąga praktyce przyzwoitego rządzenia) dywagowano nad kandydaturą na prezydenta Warszawy (nie było chętnych, ale wyznaczony został Patryk Jaki), Platforma Obywatelska (mająca w realizacji obecnych władz coraz mniej obywatelskości) wyznaczyła Rafała Trzaskowskiego, a w porozumieniu z Nowoczesną kandydatem na wiceprezydenta stał się pretendent koalicjanta PO do stanowiska prezydenta Paweł Rabiej. Początkowo ten drugi nie czekając na oficjalne ogłoszenie początku kampanii odbywał intensywną turę spotkań z mieszkańcami stolicy, które de facto były spotkaniami przedwyborczymi. Przedstawiciel PiS-u już bez ogródek rozpoczął akcję wyborczą, więc i Trzaskowski przestał udawać, że to zwykłe spotkania z ludźmi, którzy wybrali go do Sejmu.
Teraz zarówno z trudem rodzący się sojusz PO i Nowoczesnej oraz PiS mają swoich kandydatów w kilku dużych miastach.
Nie liczący się zbytnio z lokalnymi wrocławskimi strukturami partii przewodniczący PO wyznaczył we Wrocławiu posłankę Alicję Chybicką. a kiedy ta skompromitowała się głosowaniem za odrzuceniem projektu ustawy "Ratujmy kobiety" w pierwszym czytaniu, znów w zasadzie bez konsultacji, bo wrocławski aktyw tej partii potulnie zagłosował za kandydaturą niedawnego polityka PiS Kazimierza Michała Ujazdowskiego, który nie godząc się na łamanie konstytucji przez PiS wystąpił z tej partii. Ale nie przestał być zajadłym konserwatystą, by nie rzec wstecznikiem, popierającym działania dążącej co zniewolenia kobiet organizację Ordo Iuris i zdecydowanie dystansującego się od działań na rzecz równych praw mniejszości.
Nowoczesna opowiedziała się za Michałem Jarosem, który w trakcie tej kadencji Sejmu zmienił barwy klubowe z PO na Nowoczesną. Ale najwyraźniej nie godząc się z decyzją Schetyny zawarł porozumienie z Sojuszem Lewicy Demokratycznej, otoczenia dotychczasowego prezydenta miasta Rafała Dutkiewicza i częścią ruchów miejskich poparł kandydaturę dotychczasowego urzędnika z ratusza wrocławskiego Jacka Sutryka, sprawdzającego się na stanowisku dyrektora departamentu spraw społecznych.
Zaś kandydatką PiS jest pretendentka do tego urzędu w poprzednich wyborach Mirosława Stachowiak-Różecka.
Jak wynika ze wstępnych badań opinii społecznej, pierwszą turę powinien wyraźnie wygrać kandydat koalicji, a najmniej szans ma kandydatka PiS, która poza tym, że reprezentuje partię mającą we Wrocławiu tradycyjnie mały elektorat, a w wyniku sposobu rządzenia stał się on jeszcze mniejszy, do tego okazało się, że nie ma tytułu do podawania informacji o ukończonych studiach wyższych.
Ze zrozumiałych względów opowiadam się kandydaturą kandydata koalicyjnego. Wprawdzie nie znam bliżej jego dorobku, ale panuje opinia, że jest dobrym urzędnikiem. Poza tym wbrew ogólnym narzekaniom uważam, że przez ostatnich ponad 20 lat nasze miasto było dobrze zarządzane, stało się przyjazne mieszkańcom i przybyszom, w którym relatywnie szybko poprawia się sieć komunikacji miejskiej, ceny biletów rosną wolniej niż w innych dużych miastach i łatwo je kupić. Sam zresztą od początku roku już nie muszę ich kupować. Opowiadam się więc za kontynuacją stylu zarządzania, licząc na korekty, dyktowane głównie przez ruchy miejskie i rady osiedlowe, ale też specjalistów od zarządzania metropoliami.
Poza tym chcę premiować połączenie się różnych sił politycznych , które jest wartością samą w sobie, gdyż wskazuje na dojrzałość polityczną koalicjantów, gotowych do kompromisu w imię wspólnego celu. Także jeszcze innego: uniemożliwienia wyboru na prezydenta kandydatki PiS, gdyż oznaczałoby to zarządzanie nie z ratusza, tylko z Nowogrodzkiej w Warszawie. Tak jak sprawuje rządy wojewoda wrocławski Hreniak.
Wydaje się też, że nawet jeśli do drugiej tury wejdzie kandydatka PiS, to wyborcy PO w drugiej na nią nie zagłosują. Boję się zarazem niezamierzonego przez przewodniczącego tej partii efektu utraty w mieście jej wpływów. Jest to wprawdzie partia dość konserwatywna, ale szanująca reguły demokracji. Ale nie można wykluczać, że zorientowawszy się o malejących szansach swego faworyta, wykona on kolejną woltę. Nie ma on bowiem w moich oczach zadatków na męża stanu. Nie ma, jak to nazywa prof. Aleksander Smolar zdolności do wytwarzania idei. Jest tylko dość zręcznym graczem politycznym.
Przez dwa dni na Twitterze toczyłem zażartą, ale kulturalną, polemikę ze zwolennikami kandydatury Ujazdowskiego. Moi polemiści nie wskazali żadnego waloru swego faworyta poza tym, że zgłosiła go PO i zarazem wskazali jedną wadę kandydata koalicji, tę mianowicie, że jest mało znany. Ale mało znany był w swoim czasie Bogdan Zdrojewski, który zarekomendował na koniec swoich rządów także mało znanego Dutkiewicza.
Miałem za sobą autorytet wybitnego samorządowca prof. Jana Waszkiewicza, prasy lokalnej, ale moi polemiści mają tylko jeden autorytet.
Jak mawiali starożytni Rzymianie: Padażdiom, uwidim.
Teraz zarówno z trudem rodzący się sojusz PO i Nowoczesnej oraz PiS mają swoich kandydatów w kilku dużych miastach.
Nie liczący się zbytnio z lokalnymi wrocławskimi strukturami partii przewodniczący PO wyznaczył we Wrocławiu posłankę Alicję Chybicką. a kiedy ta skompromitowała się głosowaniem za odrzuceniem projektu ustawy "Ratujmy kobiety" w pierwszym czytaniu, znów w zasadzie bez konsultacji, bo wrocławski aktyw tej partii potulnie zagłosował za kandydaturą niedawnego polityka PiS Kazimierza Michała Ujazdowskiego, który nie godząc się na łamanie konstytucji przez PiS wystąpił z tej partii. Ale nie przestał być zajadłym konserwatystą, by nie rzec wstecznikiem, popierającym działania dążącej co zniewolenia kobiet organizację Ordo Iuris i zdecydowanie dystansującego się od działań na rzecz równych praw mniejszości.
Nowoczesna opowiedziała się za Michałem Jarosem, który w trakcie tej kadencji Sejmu zmienił barwy klubowe z PO na Nowoczesną. Ale najwyraźniej nie godząc się z decyzją Schetyny zawarł porozumienie z Sojuszem Lewicy Demokratycznej, otoczenia dotychczasowego prezydenta miasta Rafała Dutkiewicza i częścią ruchów miejskich poparł kandydaturę dotychczasowego urzędnika z ratusza wrocławskiego Jacka Sutryka, sprawdzającego się na stanowisku dyrektora departamentu spraw społecznych.
Zaś kandydatką PiS jest pretendentka do tego urzędu w poprzednich wyborach Mirosława Stachowiak-Różecka.
Jak wynika ze wstępnych badań opinii społecznej, pierwszą turę powinien wyraźnie wygrać kandydat koalicji, a najmniej szans ma kandydatka PiS, która poza tym, że reprezentuje partię mającą we Wrocławiu tradycyjnie mały elektorat, a w wyniku sposobu rządzenia stał się on jeszcze mniejszy, do tego okazało się, że nie ma tytułu do podawania informacji o ukończonych studiach wyższych.
Ze zrozumiałych względów opowiadam się kandydaturą kandydata koalicyjnego. Wprawdzie nie znam bliżej jego dorobku, ale panuje opinia, że jest dobrym urzędnikiem. Poza tym wbrew ogólnym narzekaniom uważam, że przez ostatnich ponad 20 lat nasze miasto było dobrze zarządzane, stało się przyjazne mieszkańcom i przybyszom, w którym relatywnie szybko poprawia się sieć komunikacji miejskiej, ceny biletów rosną wolniej niż w innych dużych miastach i łatwo je kupić. Sam zresztą od początku roku już nie muszę ich kupować. Opowiadam się więc za kontynuacją stylu zarządzania, licząc na korekty, dyktowane głównie przez ruchy miejskie i rady osiedlowe, ale też specjalistów od zarządzania metropoliami.
Poza tym chcę premiować połączenie się różnych sił politycznych , które jest wartością samą w sobie, gdyż wskazuje na dojrzałość polityczną koalicjantów, gotowych do kompromisu w imię wspólnego celu. Także jeszcze innego: uniemożliwienia wyboru na prezydenta kandydatki PiS, gdyż oznaczałoby to zarządzanie nie z ratusza, tylko z Nowogrodzkiej w Warszawie. Tak jak sprawuje rządy wojewoda wrocławski Hreniak.
Wydaje się też, że nawet jeśli do drugiej tury wejdzie kandydatka PiS, to wyborcy PO w drugiej na nią nie zagłosują. Boję się zarazem niezamierzonego przez przewodniczącego tej partii efektu utraty w mieście jej wpływów. Jest to wprawdzie partia dość konserwatywna, ale szanująca reguły demokracji. Ale nie można wykluczać, że zorientowawszy się o malejących szansach swego faworyta, wykona on kolejną woltę. Nie ma on bowiem w moich oczach zadatków na męża stanu. Nie ma, jak to nazywa prof. Aleksander Smolar zdolności do wytwarzania idei. Jest tylko dość zręcznym graczem politycznym.
Przez dwa dni na Twitterze toczyłem zażartą, ale kulturalną, polemikę ze zwolennikami kandydatury Ujazdowskiego. Moi polemiści nie wskazali żadnego waloru swego faworyta poza tym, że zgłosiła go PO i zarazem wskazali jedną wadę kandydata koalicji, tę mianowicie, że jest mało znany. Ale mało znany był w swoim czasie Bogdan Zdrojewski, który zarekomendował na koniec swoich rządów także mało znanego Dutkiewicza.
Miałem za sobą autorytet wybitnego samorządowca prof. Jana Waszkiewicza, prasy lokalnej, ale moi polemiści mają tylko jeden autorytet.
Jak mawiali starożytni Rzymianie: Padażdiom, uwidim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz