sobota, 11 listopada 2017

Do czego to prowadzi? Gdzie my żyjemy?

Kiedy blisko trzy lata temu pisałem tu o nadchodzącym faszyzmie słyszałem w rozmowach, że niepotrzebnie histeryzuję, podobnie jak sędziwy prof. Jedlicki, którego głos na swoim blogu przywoływałem. Podobne reakcje wywołał mój wpis z początku tego roku, gdy symptomy grozy stawały się coraz bardziej wyraźne, gdyż gołym okiem widać było, że Polska brunatnieje i coraz bardziej podobne do tego, co się działo na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych w Niemczech i Austrii, gdzie jednak rządzący od ruchów skrajnie nacjonalistycznych się dystansowali i nawet nie okazywali im zrozumienia. Choć zarazem byli coraz bardziej wobec nich bezsilni.
Mam nadzieję, że po tym, co się stało parę dni temu i dziś, gdy policja aresztuje (ona to nazywa zatrzymaniami na okoliczność potrzeby spisania) ludzi prewencyjnie i nie tylko toleruje manifestacje neofaszystów, ale i je ochrania, mimo że ci łamią prawo. Bo czymże jest zapalanie rac na ulicach ze świadomością, że narusza się ustawę o zgromadzeniach publicznych i że ich resztki mogą spaść i ranić ludzi. We Wrocławiu skończyło się to nadpaleniem włosów jednej z osób, która przyszła okazać neofaszystom dezaprobatę.
Zaś ci nie niepokojeni przez policję szli w dużej części umundurowani, z faszystowskimi opaskami na rękawach, z takimiż sztandarami i wykrzykiwanymi hasłami, gęsto okraszanymi wulgaryzmami. Za rapowane na imprezie na ogrodzonym terenie Jurek Owsiak znacznie łagodniejsze teksty stawał przed sądem i został - co prawda mało dotkliwie - ukarany.

Posłuchałem dziś wezwania Ogólnopolskiego Strajku Kobiet z nieocenioną Martą Lempart na czele do pokazania, że faszyzm nie przejdzie. Wypisałem sobie na wewnętrznej stronie biurowej teczki, dzięki czemu nie budziłem sensacji w tramwaju, napis "Stop faszyzmowi" i pojechałem na umówione miejsce na ul. Świdnickiej. Jednak mimo że dość szybko ruszyłem z domu, spóźniłem się o kilkanaście minut, gdyż im bliżej centrum miasta tym większe były korki utrudniające ruch komunikacji miejskiej, a w końcu tramwaj zatrzymał się kilkaset metrów przed przystankiem. Kiedy doszedłem do miejsca startu marszu faszystów usłyszałem już tylko butne wezwanie byłego księdza Międlara do marszu, a grupa, do której miałem dołączyć już została zwinięta przez policję.  Nie postało mi więc nic innego niż stanąć na chodniku z przygotowanym napisem. Oj, nasłuchałem się! Najczęściej padało wezwanie "Spierdalaj!" Nierzadko z dodaniem mego - oczywiście niepolskiego - pochodzenia, wieku (cóż, młody nie jestem) oraz stanu umysłu. Jakaś starsza kobieta idąca już pod koniec tego marszu próbowała mi tłumaczyć, że to nie jest marsz faszyzmu. Oczytany już w tej kwestii zacząłem wyliczać znamiona tej ideologii i ruchu, ale po chwili machnęła ręką i pomaszerowała dalej.  Mimo wyzwisk i nakazu "spierdalania" mogłem stać spokojnie, odgrodzony od maszerujących przez szczelny kordon policji. A w końcu zwinąłem teczkę i wróciłem do domu.
I takieto mamy w tym roku Święto Niepodległości. Splugawione przez faszystów, całkowicie bezpodstawnie uważających się za patriotów.
Włączyłem  telewizor i zobaczyłem konferencję prasową ministra Błaszczaka, który zamiast odpowiadać na pytania obrażał dziennikarzy. Nie on jeden. Obecna ekipa rządząca (no, powiedzmy, że to jest rządzenie) w całości jest nieznośnie butna, co również upodabnia ją do różnego autoramentu satrapii.
W mediach społecznościowych pod relacjami pisemnymi i coraz liczniejszymi wizualnymi zdumiewająco wiele osób stawia sobie pytanie dokąd to wszystko prowadzi, jak się mogą skończyć pogłębiane coraz bardziej podziały, co się dzieje z naszym państwem i narodem i czym to się skończy. Wielu wyraża obawy, że może rządzący się opamiętają dopiero gdy poleje się krew. I obiecuje sobie, nie popuszczą, dokąd winni tego stanu rzeczy nie zostaną ukarani. Osobiście sądzę, że jeśli nie zostaną ukarani zgodnie z literą i duchem prawa po przywróceniu praworządności, to obywatele mogą zechcieć wziąć sprawy we własne ręce. To co mamy stało się przecież w rezultacie pobłażliwości wobec obecnej ekipy po ich dwuletnich rządach w latach 2005-2007. Tego błędu drugi raz bezkarnie popełnić nie można.
Doświadczenie uczy jednak, że może być rozmaicie. Historia pełna jest wielkich i małych błędów popełnianych przez wielkich i małych polityków.
PS.
Obrońcy tego marszu twierdzą, że nie wszyscy manifestujący to faszyści. Pewnie tak. Ale co sądzić o ludziach, którzy widzą, że na czele pochodu niesiony jest wielki znak Falangi i napis o wyższości białej rasy, że niesione są dziesiątki flag ze znakiem falangi i wykrzykiwane są hasła nawołujące do nienawiści i przemocy. Że nie rozumieją symboliki i słów? Niestety, znaczy to, że się z nimi identyfikują lub przynajmniej im one nie wadzą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz