Chciałbym jednak skupić się na wynurzeniach Roba Riemena, dla których kanwą było pojawienie się na holenderskiej scenie politycznej nacjonalistycznego ruchu Geerta Wildersa.
Na początek autor przypomina pierwsze sceny z powieści Alberta Camusa Dżuma. Oto orański lekarz natyka się na progu domu, w którym mieszka, na martwego szura.. Nie poświęca mu jednak większej uwagi. Ale następnego dnia trafia na trzy martwe szczury, ale dozorca zapewnia go, że w domu szczurów nie ma. Potem doktor natyka się na coraz więcej martwych szczurów, a wreszcie okazuje się, że podobne plamy i obrzęki pojawiają się na ciałach rosnącej liczb ludzi, którzy szybko umierają. Podejrzewa epidemie, \ale starszy kolega upomina go, żeby nie siał paniki. Ale w końcu trzeba było przestać się oszukiwać i nazwać rzecz po imieniu.
Metafora jest aż nadto czytelna. Innymi słowy w tym samym czasie, raptem dwa lata po wojnie niebezpieczeństwo odrodzenia się faszyzmu sygnalizowali Tomasz Mann.Primo Levi, Theodor Adorno i Winston Churchill.
Analizując pokrótce pisma filozofów Nietzschego, Schelera, Ortegi y Gasseta i innych autor dochodzi do konkluzji, że podłożem faszyzmu są narodziny społeczeństwa masowego, nowoczesnego, w którym za pomocą masowych mediów i rozwoju techniki życie społeczne uległo przyspieszeniu, w wyniku czego pojawił się pośpiech, dążenie do zaspokojenia wciąż nowych potrzeb, w wyniku czego brakować zaczęło czasu na refleksję, a to, przy walnym udziale demagogów, doprowadziło do rozmycia trwałych zdawałoby się wartości. W sytuacji pośpiechu, nawału informacji, hałasu ludzie stali się mniej wrażliwi, powierzchowni, a w ich miejsce pojawiły się rozmaitego typu obawy i resentymenty. Te zaś można stosownie do potrzeb demagogów, którzy zajęli miejsce dotychczas uznawanych intelektualistów, odpowiednio ukierunkować I pokazał, jak to zrobili Mussolini i Hitler.
W następnych rozdziałach Rienem logicznie dezawuuje zaklęcia głoszone przez współczesnych faszystów niderlandzkich, ale spokojnie można je przypisać także neofaszystom niemieckim, polskim czy rosyjskim, takie jak np. "Nie jesteśmy faszystami, bo jesteśmy partią wolności", "To nie my jesteśmy faszystami, to islam jest faszystowski", "Islamizacja jest największym zagrożeniem", "Nie jesteśmy faszystami, bo jesteśmy prożydowscy", "Bronimy judeochrześcijańskiej i humanistycznej tradycji", "Popiera nas wielu intelektualistów" itd. Każdemu z tych haseł przeciwstawia fakty. Choćby takie, że wprawdzie nie są antysemitami, ale mają już innych wrogów i w budzeniu wobec nich nienawiści są fanatykami.
W dodatku, wobec zarzutu braku definicji faszyzmu, autor przytacza wymiary współczesnego faszyzmu:
- charyzmatyczny i autorytarny przywódca,
- populizm (wykrzykuje się to, co masa chce usłyszeć, a ukrywa się brak własnej wizji),
- kozioł ofiarny (grupa społeczna, np. cudzoziemcy, których obarcza się odpowiedzialnością za społeczny marazm i niezadowolenie),
- podsycanie resentymentu,
- skrajny nacjonalizm,
- antydemokratyzm,
- kontekst społeczeństwa dotkniętego kryzysem: gospodarczym, tożsamości, zaufania do instytucji społecznych i elit rządzących.
Zawiera tu też interesujące rozważania na temat metodologii humanistyki. Zestawia ze sobą Rozprawę o metodzie Kartezjusza, wedle którego wiedza, żeby była naukowa, musi być obiektywna, wymierna, dająca się udowodnić, a więc definiowalna oraz traktat Giambattisty Vico, De nostri temporis studiorum ratione (1708) który twierdził, że drogą do poznania prawdy są studia kultury, zgłębiające klasyczne dzieła, sztuka hermeneutyki, dostrzegania związków, objaśnianie znaczeń, interpretację tego, co daje się poznać oraz opis. Spuentował swoje wywody w następujący sposób: "Naukowa metoda Kartezjusza z jego poszukiwaniem obiektywnej prawdy może nas nauczyć wszystkiego o naturze, lecz niczego o naturze człowieka - o tym, co naprawdę ważne dla człowieka: jego duchowym, społecznym i politycznym bycie".I przyznaje mu rację, pisząc, że nie ma niezbitych czy empirycznych dowodów na miłość, przyjaźń, szczęście, sprawiedliwość, postęp, czy właśnie na faszyzm. A jednak zjawiska te istnieją, choć nie potrafimy ich zdefiniować.
Oczywiście, nie potrafiłem czytać tej książeczki inaczej niż przez pryzmat tego, co się dzieje w naszym kraju,. a więc skrajny nacjonalizm demonstrowany na trybunach stadionów piłkarskich, napaści na ciemnoskórych na ulicach polskich miast, wysyp nacjonalistycznych i głoszących jawny faszyzm broszur, przemarsze grup z hasłami o białej sile i Polsce tylko dla Polaków przy tolerancji ze strony sił porządkowych i sądów i podstawianiu mikrofonów przez mainstreamowe media czołowym aktywistom tych ruchów. Pisze zresztą o tym z troską prof. Jerzy Jedlicki w załączonym eseju "Pokusa mocy zbiorowej".
Na szczęście te polskie ugrupowania są dość rozdrobnione i zamiast Geerta Wildersa mają niezdolnych intelektualnie do przewodzenia większym ruchem kacyków. Ale gdy się taki znajdzie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz