poniedziałek, 16 maja 2016

Czy KOD powinien podjąć prace nad programem dla Polski? I dlaczego tak?

Komitet Obrony Demokracji powstał, gdy pojawiły się pierwsze sygnały, że nowa większość sejmowa, w której prominentne stanowiska w parlamencie i w rządzie objęli ludzie, nie pozwalający na złudzenia. że będą szanowali zasady demokracji. 
W ogłoszonym na Facebooku manifeście, podpisanym przez Mateusza Kijowskiego można było przeczytać wezwanie do zwarcia sił wszystkich, którym drogie są ideały demokracji oraz podjęcie działań na rzecz jej obrony oraz zapobieżenie aktom jej demolowania przez rządzących. KOD nie stawiał sobie żadnych innych celów politycznych i zapowiadał samorozwiązanie, gdy jego misja zostanie zakończona, to znaczy kiedy cofnięte zostaną popełnione już akty bezprawia i nie będzie niebezpieczeństwa powstania nowych. 
Pierwsza pikieta pod pałacem Trybunału Konstytucyjnego odbyła się już 3 grudnia, gdy Sejm właśnie zaczął intensywne działania antykonstytucyjne, a pierwsza manifestacja w tym samym miejscu, liczona już w dziesiątkach tysięcy uczestników odbyła się kilka dni później. Od tego czasu protest stale narasta i rozszerza się nie tylko na coraz nowe miasta w Polsce, ale także wśród skupisk polonijnych na całym świecie. W protestach w Warszawie biorą też udział partie opozycyjne, a w marszu zapowiedzianym na 4 czerwca udział wezmą trzej byli prezydenci Polski.


W grudniu nie mogłem brać udziału w manifestacjach, gdyż byłem w sanatorium, ale od stycznia juz chodzę na wrocławski Plac Solny lub Rynek, a raz nawet wybrałem się do stolicy. Piszę o działaniach KOD-u na swoim blogu i dyskutuję na Facebooku. No i obserwuję dyskusję w mediach. 
I wobec różnych opinii i wyrazów zatroskania o skuteczność działania postawiłem sobie pytanie o wizję Polski na czas, gdy znowu będzie ją można realizować w warunkach demokracji.
Pytanie wydaje mi się o tyle na miejscu, że aby sprzeciw wobec demolowania państwa przez obóz rządzący mógł narastać, potrzeba czegoś więcej niż wizji powrotu do rządów Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego i w ogóle tego, co nie było specjalnie pociągające w III Rzeczypospolitej. Bo zwycięstwo PiS w październikowych wyborach nie wzięło się tylko z nachalnej propagandy i nierealnych obietnic, ale także z niezadowolenia szerokich kręgów społeczeństwa z dotychczasowych rządów. Osobiście uważam, że ostatnie minione lata były dobre dla Polski i dla większości jej mieszkańców. W tej liczbie dla mnie i moich bliskich. Ale sądzę zarazem, że były to rządy za mało ambitne w stosunku do oczekiwań obywateli.  Trudno np. zapomnieć wielodniową manifestację i noclegi w gmachu Sejmu rodziców dzieci niepełnosprawnych, domagających się zwiększenia zasiłków i jednoczesne hojne rozdawanie pieniędzy na Fundusz Kościelny i lipne muzeum, żeby dokończyć budowę gmachu-potworka, jakim jest tzw. Świątynia Opatrzności Bożej. Trudno zapomnieć też jałowe dyskusje nad zwiększeniem praw mniejszości w obawie przed gniewem hierarchów lub hojne rozdzielanie posad w spółkach Skarbu Państwa dla swojaków. Co prawda te patologie mają dziś miejsce w zwiększonej do granic możliwości i bezwstydu skali. Ale gdyby nie miały one miejsca wcześniej, być może dziś Kaczyński by nie rządził i z pomocą swoich zauszników nie ograniczał wolności obywatelskich i nie niszczył państwa oraz jego relacji międzynarodowych.
Powrót do tych niedociągnięć i patologii nie jest więc specjalnie pociągający dla milionów Polaków. A kto wie, czy nie trzeba będzie milionów protestujących na ulicach i placach miast całego kraju, żeby spowodować opamiętanie rządzącej ekipy lub lepiej odsunięcie jej od władzy.  A przecież nie ma gwarancji, że nie zmieni ona tak ordynacji wyborczej, żeby zapewnić sobie długie lata "rządzenia" lub nie znajdzie pretekstu, np. ogłoszenia stanu wyjątkowego i zawieszenia wyboru na trudny do określania okres.
Potrzebne jest więc budowanie wizji państwa nie tylko demokratycznego, ale dającego wszystkim obywatelom i w ogóle mieszkańcom kraju poczucie, że są u siebie, że są mieszkańcami państwa, "w którym  prawo prawo znaczy, a sprawiedliwość - sprawiedliwość", jak pięknie ujął to poeta (Julian Tuwim, Kwiaty polskie), w którym rtównymi prawami cieszą się wszyscy, że państwo zapewni im poczucie bezpieczeństwa nie tylko fizycznego, ale społecznego, obroni przed wyzyskiem, zdzierstwem, a do lekarza specjalisty czy na prosty nawet zabieg medyczny nie trzeba będzie czekać latami.
Potrzebna jest ona tym bardziej, że największe partie opozycyjne albo nie chcą, albo nie potrafią wykreować takich wizji, albo zwlekają z nimi do wyborów. Albo też jeśli mają jakieś koncepcje, to są one zbyt enigmatyczne, żeby miały siłę przyciągania. Mniejsze partie zaś koncentrują się na wąskich wycinkach rzeczywistości, a niektóre prezentowane przez nie rozwiązania z trudem przystają do realiów państwa, które wciąż jest na dorobku.
Można zadać sobie pytanie, czy jest możliwa wizja, która byłaby jednocześnie całościowa, realistyczna i atrakcyjna. A jeśli nawet gdyby okazało się to osiągalne, to kto miałby ją w wyniku odsunięcia obecnej większości wcielać w życie. Bo chyba nie ci politycy, którzy przez niezgodnie z oczekiwaniami ludzi określane priorytety lub przez zaniechania podali Kaczyńskiemu władzę na tacy.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz