sobota, 28 marca 2015

Lewica w odwrocie?

Minął termin składania wymaganych stu tysięcy podpisów dla kandydatów na prezydenta. I co się okazuje? Zdołało tego dokonać dziewięciu kandydatów prawicy, w tym ubiegający się o reelekcję obecny prezydent, i tylko jedna kandydatka lewicy. No, ale jeśli pani Ogórek jest lewicowa, to tym bardziej za lewicowego uznałbym Janusza Palikota. Oboje są bowiem tymi, którymi akurat w danym dniu czy miesiącu być wypada.  Tyle, że Palikot jednak coś dla idei równości praw mniejszości już zrobił. 
Więc  - na razie - jest 9 : 2. i jest to wynik naciągany. A jak by nie patrzeć, końcowy wynik będzie brzmiał 1 : 0. Jest tylko pytanie, czy prezydent będzie prawicowy w wersji light (Komorowski), czy hard (Duda).
Można sądzić więc, że lewica jest w odwrocie. Nie ma elektoratu. Uważam jednak, podobnie jak wielu publicystów, że elektorat, wprawdzie nie większościowy w stosunku do centrowego i prawicowego, jest. Wszak cztery lata temu SLD, który zdawał się wtedy bardziej ideowo wyrazisty, i Ruch Palikota, który miał na  sztandarach hasła ewidentnie lewicowe, zebrały w sumie 20 % poparcia, a po kilka procent uzyskały jeszcze inne stronnictwa lewicowe. 
Niestety, w ciągu tych czterech lat partia Millera krok po kroku traciła swą lewicowość, a do tego wyzbyła się kolejnych wartościowych osób, zaś sam przewodniczący zaczął zachowywać się jak pijane dziecko we mgle, wchodząc w niemożliwy do zaakceptowania przez elektorat alians z PiS-em oraz narzucając bez żadnych konsultacji kandydaturę nieznanej z żadnych przejawów lewicowości kandydatkę na prezydenta. Apatyczne struktury terenowe wykazały się jednak dyscypliną i uzbierały dla niej pokaźną liczbę podpisów poparcia. 
Ruch Palikota popełniwszy jedno wielkie głupstwo przez usunięcie ze swych szeregów Wandy Nowickiej, popełniało potem następne - z coraz większą częstotliwością i w coraz gorszym stylu, by w końcu ulec całkowitemu rozkładowi.

wtorek, 10 marca 2015

Uwaga: faszyzm!

Pod moją nieobecność w bibliotece na czas rekonwalescencji książki zamawiały moje wspólpracownice. Dzięki nim trafiłem na książkę holenderskiego eseisty Roba Riemena Wieczny powrót faszyzmu (Kraków : Universitas, 2014). Jest to przekład drugiego wydania, uzupełniony o dodatek, w którym autor odniósł się do głosów krytycznych wobec pierwszej edycji oraz o uwagi polskiego historyka idei Jerzego jedlickiego i rosyjskiego pisarza Wiktora Jerofiejewa, sygnalizujących przejawy odradzania się faszyzmu w Polsce i w Rosji.
Chciałbym jednak skupić się na wynurzeniach Roba Riemena, dla których kanwą było pojawienie się na holenderskiej scenie politycznej nacjonalistycznego ruchu Geerta Wildersa.
Na początek autor przypomina pierwsze sceny z powieści Alberta Camusa Dżuma. Oto orański lekarz natyka się na progu domu, w którym mieszka, na martwego szura.. Nie poświęca mu jednak większej uwagi. Ale następnego dnia trafia na trzy martwe szczury, ale dozorca zapewnia go, że w domu szczurów nie ma. Potem doktor natyka się na coraz więcej martwych szczurów, a wreszcie okazuje się, że podobne plamy i obrzęki pojawiają się na ciałach rosnącej liczb ludzi, którzy szybko umierają. Podejrzewa epidemie, \ale starszy kolega upomina go, żeby nie siał paniki. Ale w końcu trzeba było przestać się oszukiwać i nazwać rzecz po imieniu.